Skip to main content

Risen 3: Władcy Tytanów - Recenzja

Porządne, choć niedoszlifowane RPG.

Od momentu oficjalnej zapowiedzi twórcy podkreślali, że w Risen 3 doczekamy się „powrotu do korzeni”. Zupełnie niepotrzebnie - nowej produkcji Piranha Bytes bliżej do drugiej niż pierwszej odsłony cyklu. Nie jest to jednak powód do zmartwień. Deweloperzy pozbyli się nieciekawych elementów poprzedniej części i zaproponowali parę rozwiązań nawiązujących do oryginału.

Władcy Tytanów to przede wszystkim duże RPG. Udane, choć niepozbawione wad, a także specyficzne. Czuć tu surowe, niemieckie podejście do projektowania gier, odcinające się od amerykańskiej nowoczesności i przesadnej efektowności.

Bieg wydarzeń przenosi nas na różne wyspy i wybrzeża Morza Południowego - odwiedzamy kilka miejsc, które widzieliśmy już w Risen 2: Mroczne Wody. Spotykamy także znajome twarze, a niektóre lokacje zachowały piracki klimat. Znajomość drugiej odsłony cyklu nie jest niezbędna, by cieszyć się nową przygodą.

Bohaterem gry jest - ponownie - Bezimienny, choć tym razem twórcy postanowili zdradzić jego nazwisko i pochodzenie. Śmiałek wpada oczywiście w poważne tarapaty. By się z nich wyplątać, musi wyruszyć w podróż w celu odzyskania własnej duszy i przepędzenia demonów, zwanych Cieniami, ze świata żywych.

Zobacz na YouTube

Historia, choć nie jest wybitna, w sposób wystarczający przykuwa uwagę. Zastrzeżenia może budzić powoli rozwijający się wątek główny, ale emocje wyraźnie rosną w drugiej połowie gry. Odpowiedzi na istotne pytania są dawkowane w przemyślany sposób, nie można więc zbyt wcześnie przewidzieć zaskakującego rozwoju wydarzeń i zakończenia.

Jedną z większych zalet produkcji jest brak narzuconej przez twórców kolejności zwiedzania świata. Po krótkim prologu możemy wybrać dowolny cel podróży. Czy od razu udamy się do siedziby jednej z trzech frakcji, by szukać lekarstwa na brak duszy, czy zwiedzimy najpierw inne wyspy lub lokacje z misjami pobocznymi - to zależy tylko od nas.

Niezależnie od tego, gdzie się udamy, zawsze możemy być pewni, że na bohatera czeka mnóstwo zadań. Najczęściej mamy do czynienia z jednym schematem - by „pchnąć” do przodu główny wątek lub ukończyć najważniejszą misję, musimy najpierw wykonać szereg innych zleceń. Są zazwyczaj odpowiednio zróżnicowane, a nieraz możemy zdecydować się na jedno z kilku rozwiązań.

Bardzo istotnym aspektem zabawy jest wybór frakcji, do której dołączy bohater. Możemy przystać do Strażników posiadających dostęp do magii kryształów lub zasilić szeregi Piratów Voodoo wykorzystujących w walce klątwy i inne szamańskie sztuczki. Trzecia gildia to Łowcy Demonów - wojownicy zgłębiający tajniki magii runicznej.

Nigdy nie jest za późno na naukę. Bezimienny w końcu potrafi pływać.

Wybranie konkretnej grupy wpływa w pewnym stopniu na rozwój bohatera. Otrzymujemy dostęp do zaklęć z danej szkoły magii, do specjalnego ekwipunku, a nawet do dodatkowych misji. Nie jest jednak tak, że decydując się na jedną frakcję zupełnie odcinamy się od pozostałych. Możemy - a nawet musimy - odwiedzać ich siedziby i wykonywać istotne zlecenia związane z głównym wątkiem.

Dialogi są w większości rozbudowane. W trakcie rozmów możemy poznać nie tylko historię różnych miejsc, ale nawet całego świata gry - to wszystko oczywiście poza pogawędkami związanymi z konkretnymi misjami.

Trudno ukryć, że technologia używana przez deweloperów ma już swoje lata. Konwersacje, choć napisane naprawdę nieźle, to zazwyczaj wymiany zdań dwóch kołków o niezmiennym wyrazie twarzy. Rażą też powtarzające się modele postaci. Tekstury różnych obiektów wyglądają czasem, jakby przeniesiono je z poprzedniej części serii.

Dosyć tych wygłupów, proszę zejść na dół!

Na szczęście niezbyt dobre wrażenie związane z oprawą graficzną łagodzą całkiem przyjemne dla oka krajobrazy, często zachęcające do zwiedzania niezbadanych zakamarków.

Eksploracja to ważny element Risen 3. Nie mamy do czynienia z ogromnym, otwartym światem, ale wszystkie lokacje zostały zaprojektowane w przemyślany sposób - szkoda jednak, że nie są odrobinę większe. Twórcy przygotowali różne zakątki i trudno dostępne miejsca, do których nie zaprowadzi nas żadna misja. Urządzamy więc wyprawy na własną rękę, by na końcu zdobyć cenny przedmiot czy pokonać potężnego potwora.

Potyczki przypominają te z Risen 2. System został jednak usprawniony - wrogowie częściej stosują uniki i przełamują obronę. Szkoda tylko, że walka nie jest zbyt płynna. To wina nieco niedopracowanych animacji. Ruchy i zachowania postaci bywają dosyć nienaturalne.

„Jedną z większych zalet produkcji jest brak narzuconej przez twórców kolejności zwiedzania świata.”

Spokojnie panowie, po kolei. Pamiętajcie, że system namierzania nie pozwala mi płynnie zmieniać celów.

Starcia są na początku monotonne. Stają się bardziej angażujące i urozmaicone, gdy zaczynamy korzystać z czarów i dodatkowych umiejętności. Czujemy się wtedy bardziej potężni. Co ważne, nie musimy ograniczać się wyłącznie do zaklęć naszej frakcji - z tych korzystamy bez żadnych ograniczeń. Inne natomiast aktywujemy poprzez zużywanie jednorazowych run, zwojów lub laleczek Voodoo, które znajdujemy w świecie gry lub nabywamy u kupców.

Walka nie jest zbyt trudna - wystarczy, że w odpowiednich momentach wykonujemy uniki i kontratakujemy. Kłopotliwie bywa podczas starć z wieloma oponentami, ale wyłącznie z powodu systemu namierzania przeciwników, który nie jest dobrze przystosowany do grupowych zmagań.

Bohater może korzystać z kilku rodzajów broni białej - mieczy, szabel, buław czy toporów - ale używając wyłącznie jednej ręki. Rozczarowuje także brak tarcz. Poza tym, do dyspozycji oddano muszkiety - używając ich, sami musimy wycelować w przeciwnika. Dodatkowe narzędzia to noże do rzucania, kusze i pistolety - odpowiadają za pomocniczy, szybki atak, który aktywujemy jednym przyciskiem.

Wszystkie bronie podstawowe możemy ulepszyć, o ile uda się zdobyć odpowiednie materiały i nauczymy się fachu kowalstwa. Tworzenie przedmiotów może ułatwić życie - szczególnie wytwarzanie magicznych mikstur wzmacniających czasowo nasze możliwości w walce.

Czasem nachodzi człowieka ochota, żeby rzucić to wszystko i zostać... papugą

Śmiało można stwierdzić, że specjalną bronią bohatera jest jeszcze jego towarzysz. W trakcie podróży do drużyny dołączają kolejne postacie, najczęściej po tym, jak wykonamy dla nich konkretną misję.

Kompani są bardzo wytrzymali - mogą przyjąć więcej ciosów niż Bezimienny, okazują się więc bardzo przydatni w walce. Niektóre starcia stają się nawet przez nich nieco zbyt łatwe - szczególnie pojedynki z jednym silnym przeciwnikiem. Wystarczy, że towarzysz przyciągnie uwagę wroga i bezpieczne zwycięstwo gwarantowane.

W miarę postępów w zmaganiach z siłami ciemności nasz bohater rośnie w siłę. Zdobywane punkty chwały inwestujemy w ulepszanie wybranych statystyk, w zależności od tego, w jakim kierunku chcemy się rozwijać. Możemy stać się lepszym szermierzem albo magiem lub trenować umiejętność zastraszania rozmówców.

Niby dorosły, a lalkami się bawi...

Poza statystykami, twórcy przygotowali zestaw rozmaitych talentów, także związanych z różnymi dziedzinami walki i tworzeniem przedmiotów. Nie możemy ich jednak odblokować samodzielnie, lecz musimy znaleźć odpowiedniego trenera i zapłacić za naukę.

Jak każda produkcja studia Piranha Bytes, Władcy Tytanów borykają się z problemami natury technicznej. Szczęśliwie, tym razem nie są to rażące niedoróbki, a najczęściej okazują się najwyżej zabawne i nie przeszkadzają w kontynuowaniu rozgrywki. Nawet gdy towarzysz głównego bohatera wyskoczy pewnego razu w powietrze i zatrzyma się w ścianie, po chwili grzecznie zejdzie na dół.

Risen 3 to dobre, rozbudowane RPG, tylko niedostatecznie dopracowane. Leciwość silnika graficznego, nieco sztywny system walki i drobne błędy nie przysłaniają jednak radości z udziału w angażującej przygodzie. Jeżeli przełkniemy te wady, czeka nas kilkadziesiąt godzin niezłej zabawy.

7 / 10

Zobacz także