Metal Gear Solid V: The Phantom Pain - Recenzja
Nowe sztuczki starego wilka.
Najnowszy Metal Gear Solid jest produkcją wyjątkową pod kilkoma względami. To ostatnia gra z serii wyprodukowana przez Hideo Kojimę. Zmianom uległ zarówno model misji, jak i styl narracji, a nawet głos bohatera. Eksperyment okazał się jednak udany. Gra przyciąga do ekranu na długie godziny.
Intrygująca historia rozpoczyna się w roku 1984, kiedy Snake budzi się po 9 latach śpiączki, w którą zapadł po ataku na siedzibę swojej prywatnej armii. Nowe zadanie Big Bossa staje się bardzo osobiste. Wraz z pomocą dawnych towarzyszy musimy odbudować bazę, zgromadzić lojalnych najemników i odnaleźć osoby odpowiedzialne za zniszczenie Mother Base.
Klasycznie dla Metal Gear Solid już w prologu okazuje się, że planowana zemsta jest tylko punktem wyjścia do znacznie bardziej rozbudowanej intrygi. Historia przedstawiona jest w taki sposób, by miłośnicy serii na każdym kroku odkrywali nowe sekrety. Nowicjusze nie będą jednak mieli problemu z odnalezieniem się, a znajomość cyklu nie jest konieczna, by czerpać przyjemność z rozgrywki.
The Phantom Pain charakteryzuje nieco mroczniejszy ton. Nie oznacza to jednak, że Kojima okroił grę z humoru. Żarty w dialogach, absurdalni bohaterowie i śmieszne gadżety szpiegowskie - pokroju kartonów do skradania się bądź „świerszczyków” do odwracania uwagi strażników - to wciąż norma.
Zauważalnie zmieniły się przerywniki filmowe. Znacznie rzadziej natrafiamy na długie scenki, a część z nich zastąpiono nagraniami na kasetach, które Snake może odsłuchiwać nawet w trakcie misji w terenie. Liczba kwestii wypowiadanych przez bohatera uległa zmniejszeniu. Trudno określić, czy ma to jakiś związek ze zmianą klasycznego Davida Haytera na aktora filmów akcji, Kiefera Sutherlanda. Nowy głos nie jest już tak charakterystyczny, lecz po kilku godzinach gry wydaje się na tyle naturalny, że zapominamy o zmianie.
Największą widoczną nowością jest przekształcenie liniowych i ustalonych kolejno w scenariuszu misji na listę zadań do wykonania - wedle własnego uznania - w otwartym świecie.
Koniec z zamkniętą strukturą rozgrywki. Teraz Snake może wybrać różne strategie i metody działania, oraz dowolnie wypełniać wyznaczone cele. Oznacza to również możliwość porzucenia skradania się na rzecz agresywnej ofensywy, ale też szansy na pominięcie całej sekwencji walki z bossem poprzez ucieczkę z pola bitwy.
Punktem wyjściowym jest główna baza - Mother Base - jednostki Diamond Dogs. Podobnie jak w Metal Gear Solid: Peace Walker mamy możliwość rozwijania siedziby, rekrutowania nowych członków, a nawet wyznaczania im konkretnych stanowisk w odpowiednich jednostkach.
Zbieranie surowców i modyfikacje siedziby prowadzą do rozbudowy arsenału i ekwipunku głównego bohatera oraz zwiększenia możliwości działania w terenie. Z czasem personel wspiera nas podawaną na bieżąco informacją na temat otoczenia: śmigłowiec będący środkiem transportu może dodatkowo ostrzelać przeciwników, a zwerbowany pies lub specjalna postać wyruszy razem z nami w teren, by wesprzeć unikatowymi umiejętnościami.
Eksploracja otwartego świata kompletnie pozbawiona jest nudy, gdyż na każdym kroku natrafiamy na coś przydatnego, co warto wysłać do bazy balonowym systemem transportu.
Ekonomiczny aspekt i rozbudowa siedziby ma też znaczenie przy inwazjach obcych graczy. Przez problemy z połączeniem z serwerami trudno jednak ocenić ten aspekt rozgrywki w tym momencie. Niemniej, nawet całkowite zignorowanie tej części zabawy nie wpływa negatywnie na odbiór kampanii fabularnej.
Ukończenie wątku głównego wymaga około czterdziestu godzin, a chęć wykonania misji z wyższą oceną podsumowującą nasze działania może zwiększyć ten czas nawet dwukrotnie.
Bohatera obserwujemy zza pleców, choć podczas celowania możemy przełączyć się na widok z oczu. Model poruszania się postaci i strzelania z broni palnej jest bardziej przystępny dla większości odbiorców. Jednocześnie nie pozbawiono Snake'a klasycznych chwytów - możemy skradać się, dusić strażników, przesłuchiwać ich, chować się w śmietnikach czy przyciągać uwagę stukaniem. Mnogość możliwości imponuje.
Otwarty świat oznacza również duże połacie terenu do eksploracji. Z pomocą przychodzi D-Horse, czyli poczciwy koń, który nie boi się ogarniętych wojną terenów Afganistanu i Afryki. Model jazdy jest nieco wygodniejszy niż ten z Wiedźmina 3, choć widać pewne podobieństwa - na przykład bezproblemowy kłus pod stromą górę. Snake może także korzystać z pojazdów bądź też wezwać śmigłowiec. Specyficzny model szybkiej podróży pozwala przetransportować bohatera schowanego w kartonie do jednego ze specjalnych punktów.
Misje dzielą się na bardziej istotne fabularnie oraz zadania poboczne. Druga kategoria jest związana głównie z rozbudową bazy i szukaniem kolejnych planów do konstrukcji gadżetów lub broni. Zlecenia związane z historią stopniowo rozwijają główny wątek, odkrywając przed nami kolejne sekrety i prezentując znanych i nieznanych bohaterów. Miłośnicy serii ucieszą się na widok kilku znanych kompanów, ale i z zaskoczeniem przyjrzą się scenom rzucającym nowe światło na wydarzenia znane z części poświęconych nie Big Bossowi, a Solid Snake'owi.
Po ukończeniu każdej misji podlegamy ocenie końcowej. Wyżej ocenia się strategie mniej agresywne, a najlepiej punktowane jest kompletne unikanie kontaktu z przeciwnikiem.
Choć z biegiem przygody, wyzwania stają się coraz trudniejsze, dochodzi też do przykrych momentów, w których gra zmusza do powtarzania wykonanych wcześniej zadań, by móc kontynuować wątek fabularny. To element wprowadzony nieco na siłę, ale można wykorzystać go, by wysłać do boju jednego z najemników, a nie Snake'a. W ten sposób możemy rozwinąć statystyki żołnierza, a co za tym idzie - wzmocnić jego efektywność w bazie.
Na pochwałę zasługuje adaptacja strażników do naszych działań. Jeżeli zdecydujemy się na wykonywanie misji pod osłoną nocy, to po jakimś czasie zauważymy, że strażnicy zaczęli nosić latarki, którymi w razie wątpliwości świecą w kierunku źródła szelestów i trzasków.
Podobnie jest ze strzałami w głowę bądź też usypiającymi strzałkami trafiającymi w oponentów ubranych tylko w podkoszulki. Z czasem wrogowie zmienią odzienie na bardziej ochronne, a głowy zakryją kaskiem uniemożliwiającym zabijanie jednym strzałem.
Wszystkie tego typu drobne usprawnienia powodują, że musimy również adaptować się do nowych warunków i zmieniać strategie, by dalej osiągać zaplanowane cele. Dzięki temu każda kolejna godzina poświęcona grze nagradza gracza nowymi rodzajami wyzwań.
Mimo wszystko, nie da się uchronić przed lekką powtarzalnością, zauważalną głównie w misjach pobocznych. Dzielą się one na kilka typów. Eliminację wroga, ratowanie jeńców, porywanie istotnych osób bądź też infiltrację i kradzież planów budowy różnych broni. Po trzydziestu zadaniach tego rodzaju można odczuć pewne znużenie.
Z pewnością wielu odbiorców przymknie na to oko, gdyż główny wątek, mnogość elementów do modyfikacji i ekonomiczny system rozwoju bazy potrafią mocno zaangażować. Tak samo jak niepowtarzalny charakter gry. To jedyny tytuł, w którym możemy za logo jednostki obrać różowego jednorożca, ściany bazy pomalować na czerwono, na misje latać czerwonym śmigłowcem grającym z głośników Davida Bowie, a do strażników podkradać się w kartonie z nadrukowaną dziewczyną z japońskiej mangi.
Technicznie gra prezentuje się bardzo dobrze. W wersji testowanej na PlayStation 4 trudno zauważyć spadki płynności. Jak na otwarty świat, otoczenie prezentuje się fenomenalnie z kilkoma drobniejszymi teksturami niskiej jakości. Warunki pogodowe są również świetne, szczególnie burze piaskowe, które nie tylko wyglądają nieziemsko, ale też znacznie pomagają w skradaniu się za plecami wrogów.
Metal Gear Solid V: The Phantom Pain imponuje na każdym kroku. To rozbudowana i wciągająca gra, która po wielu godzinach nadal potrafi czymś zaskoczyć. Jedynym mankamentem jest pojawiająca się w pewnym momencie lekka powtarzalność misji i kilka mniejszych błędów. Ostatnia odsłona cyklu od Kojimy jest jednak zdecydowanie warta rekomendacji.