We Are The Dwarves - Recenzja
Interesujące źródło frustracji.
Za zwodniczo atrakcyjną oprawą wizualną i ciekawym pomysłem na historię We Are The Dwarves skrywa się potworek - absurdalnie zbalansowana gra, która nie może zdecydować się, czy stawia na walkę, czy skradanie.
Fabuła jest całkiem oryginalna - wszechświat znajduje się pod ziemią. Kiedy gwiazdy zaczynają umierać, trzech dzielnych astronautów wyrusza na poszukiwanie nowych miejsc do skolonizowania, by ocalić swoją rasę. Niestety, niedługo po rozpoczęciu podróży statek ulega uszkodzeniu, a bohaterowie muszą znaleźć sposób, by kontynuować wędrówkę.
Gra, podzielona jest na małe, krótkie etapy, podczas których odkrywamy nowe aspekty rozgrywki, wykonujemy cele, sprowadzające się zazwyczaj do pójścia w odpowiednie miejsce lub walki z bossami.
Mimo ciekawie zbudowanego świata i ładnego projektu graficznego, wszystkie mapy w ramach jednego ekosystemu wyglądają niemal identycznie i sprawiają, że monotonia dość szybko staje się problemem.
Już w ciągu pierwszych minut zabawy okazuje się, że dobry pomysł na fabułę to jednak nie wszystko. Rozpoczynając samouczek, przekonujemy się, że nasi uzbrojeni, opancerzeni kosmonauci są praktycznie jak z papieru, a zaledwie kilka ciosów najsłabszych wrogów wystarczy, by ich powalić.
Chociaż z początku - kiedy sterujemy tylko bohaterem walczącym bronią dystansową - tak wysoki poziom trudności jest jeszcze do przyjęcia, moment, w którym gra każe nam radzić sobie z dużymi grupami mobilnych wrogów to już przesada. Przestajemy się dobrze bawić.
Mimo że krasnolud posługujący się dwoma toporkami ma być w teorii niesamowicie wytrzymałym „tankiem”, w praktyce nie różni się zbytnio odpornością od swoich kumpli. Gdy tylko wpadniemy na gromadkę przeciwników, jedyną działającą taktyką pozostaje ucieczka do najbliższej leczącej kuli i używanie jej na zmianę z atakami, aż do znużenia.
Poziom trudności wywindowany jest tak bardzo, że ciężko jest ukończyć nawet pojedynczy poziom bez wczytania gry chociaż raz, szczególnie, gdy wprowadzana jest nowa mechanika, której twórcy nie potrafią zbyt dobrze wytłumaczyć.
Pewnym ułatwieniem jest system aktywnej pauzy, pozwalający na wydawanie rozkazów, jednak nie pomaga on specjalnie, gdy nasz walczący wręcz krasnolud musi ganiać za znacznie szybszymi od siebie potworkami. Na późniejszych poziomach, gdy sterujemy wszystkimi bohaterami jednocześnie, korzystanie z pauzy staje się niezbędne, by wszystkie postacie miały zajęcie.
Co gorsza, cała frustracja związana z walką nie jest wynagradzana - bohaterowie nie zdobywają doświadczenia za pokonanych wrogów, a jedyne, całkiem zresztą skromne, ulepszenia umiejętności otrzymujemy dzięki znajdźkom. Dodatkowym zniechęcającym czynnikiem jest fakt, że podczas starć uszkodzeniu ulega pancerz postaci, za którego naprawę musimy słono zapłacić. Wygląda to trochę tak, jakby twórcy chcieli nas dodatkowo ukarać za to, że nie radzimy sobie tak dobrze, jak by sobie życzyli.
Nieco lepiej prezentuje się skradankowy aspekt gry, chociaż i on zrealizowany jest mocno niedbale. W wielu sytuacjach krasnoludy sugerują, że lepiej będzie spróbować przekraść się obok wrogów licząc, że nie uda im się nas wykryć, jednak przez znaczną część czasu nie mamy pojęcia, jak wyglądają pola widzenia wrogów czy zasięg słuchu. Dodatkowo, konstrukcja poziomów sprawia, że zawsze jesteśmy parę pikseli od strefy, w której zostaniemy zauważeni.
Pewną rekompensatą za trudy jest możliwość napuszczania wrogów na siebie i patrzenia, jak dwie hordy potworów wyrzynają się nawzajem. Zanim jednak dojdziemy do tego punktu w rozgrywce, zdążymy się poważnie zniechęcić. Problem ze skradaniem sprowadza się także do tego, że znacznie lepiej jest wykonać całą robotę jednym, wyspecjalizowanym w kamuflażu bohaterem, a potem wrócić po kompanów.
Oprawa wizualna to jeden z najlepszych elementów gry. Fajne, charakterystyczne ikony umiejętności i oznaczenia na mapie ładnie komponują się ze starannie dobranym oświetleniem i porządnymi modelami potworków, jakie napotkamy na swojej drodze. Zdecydowanie najgorzej prezentują się modele naszych bohaterów, których brody wyglądają, jakby odlano je z gumy.
Pozostaje także kwestia języka. W momencie publikacji tekstu, gra narzuca nam polską wersję. Jakość lokalizacji jest wręcz uwłaczająca - część słów pozostała nieprzetłumaczona, a reszta często nie składa się w gramatyczną, zrozumiałą całość. Słuchanie, że musimy znaleźć „kolejne części spaceshipu” (pisownia oryginalna) albo czytanie o umiejętnościach naszych „dwarfów” sprawia, że wszelkie dialogi chce się jak najszybciej przeklikać i zapomnieć.
Podstawowym problemem We Are The Dwarves jest brak jednego, solidnego pomysłu na grę - twórcy próbują wielu rzeczy po trochu, solidnie rozwadniając rozgrywkę i czyniąc ją mało ciekawą. Kilka fajnych pomysłów, jak na przykład etap z zerową grawitacją, gdzie do poruszania się używamy strzelby, tonie w natłoku przeciętnych i zwyczajnie złych rozwiązań.
Obniżenie poziomu trudności i zdecydowanie się na pojedynczy element rozgrywki mogłoby zrobić z produkcji Whale Rock Games tytuł godny uwagi. W stanie obecnym trudno jest go polecić komukolwiek poza miłośnikami ekstremalnych wyzwań.