Skip to main content

The Walking Dead: Michonne - Recenzja

Krótko i niezbyt ciekawie.

Seria z wojowniczą Michonne w roli głównej oferuje ciekawe momenty, ale nie porywa i jest zdecydowanie zbyt krótka.

Po dosyć przeciętnym pierwszym odcinku, Telltale udostępniło dwa pozostałe epizody The Walking Dead: Michonne. W porównaniu z innymi produkcjami studia z ostatnich lat, nowa gra stoi na niższym poziomie, zarówno pod względem fabularnym, jak i technicznym.

Kolejne rozdziały kontynuują opowieść, nie wprowadzając żadnych wątków pobocznych. Choć w teraźniejszości mamy do czynienia z ważnymi wydarzeniami, to halucynacje bohaterki i historia jej dzieci pozostają najważniejsze.

Przeskakując między wspomnieniami a współczesnością, Michonne potrafi nagle zamrzeć w kluczowych momentach, ryzykując nie tylko własnym zdrowiem i życiem, ale także narażając swoich towarzyszy.

To jeden z większych problemów gry: twórcy próbują pokazać nam bardziej wrażliwą stronę bohaterki, zakładając, że poznaliśmy ją wcześniej w komiksach lub serialu telewizyjnym. Podchodząc do gry jako samodzielnego produktu, możemy poczuć, że mamy niepełny obraz Michonne - niewiele czasu poświęcono na prezentację postaci, od razu przechodząc do jej problemów i bólu.

Zobacz na YouTube

Nie oznacza to, że halucynacje są nieciekawe. Wręcz przeciwnie, to zdecydowanie najsilniejszy aspekt - potrafią momentami pojawić się w najmniej oczekiwanym momencie czy nawet lekko przestraszyć. Wydaje się jednak, że tak jak inne elementy, nie zostały one należycie rozbudowane. Niektóre sekwencje są po prostu nudne, choćby rozgrywka w jednym ze wspomnień, gdy tylko kręcimy się po mieszkaniu i nic się nie dzieje.

Większość napotkanych po drodze postaci jest niesamowicie szablonowych. Jeżeli nie polubimy Michonne, naprawdę ciężko troszczyć się o kogoś innego. Nawet dzieci nie wyszły Telltale najlepiej, a wydaje się, że twórcy mają doświadczenie w tej dziedzinie.

Niemal wszystkie ważne wydarzenia pozostają poza kontrolą gracza, a wybory nie niosą poważnych konsekwencji. Parę razy mamy wrażenie, że od naszych działań zależy dalszy rozwój fabuły, ale szybko okazuje się, że nie mają większego znaczenia. Najbardziej zaskakująca jest tu jedna z ostatnich scen epizodu drugiego, która intryguje, ale jednocześnie przypomina, że nie mamy zbyt dużego wpływu na opowieść.

Duet antagonistów to dosyć dziwna para. Ścigający bohaterkę psychopata próbuje w pewnym momencie zasugerować, że to Michonne stoi po niewłaściwej stronie przedstawionego konfliktu, trudno jednak poczuć ciężar wypowiedzi kogoś, kto sam ledwie kilka minut wcześniej zrobił coś naprawdę paskudnego. Jego siostra, Norma, choć jest jedną z najlepiej napisanych postaci w całej serii, zachowuje się bardzo różnie w zależności od tego, czy rozmawia z nami twarzą w twarz, czy przez radio.

Jeżeli nie znamy Michonne z komiksów lub serialu, prawdopodobnie jej nie polubimy

Niewielkie znaczenie w całej historii mają też żywe trupy. Nawet gdy pojawiają się na ekranie, są bardziej powłóczącym nogami tłem, wciśniętym tylko po to, by przypomnieć nam w jakim świecie rozgrywa się akcja. Kilka krótkich sekwencji, gdzie Michonne dekapituje i patroszy umarlaki, nie jest w stanie wygenerować napięcia i sprawić, że naprawdę poczujemy się zagrożeni.

Seria boryka się także z wieloma problemami technicznymi, wyraźnie pokazując, że silnik Telltale wymaga odświeżenia. Dynamiczne sceny tracą nieco tempa przez odczuwalne zacinanie, więc sekwencje akcji, szczególnie te w ostatnim odcinku, potrafią być naprawdę irytujące.

Kolejne epizody The Walking Dead: Michonne wydawano bardzo szybko, co wpłynęło na jakość produktu. Całość można ukończyć w niecałe cztery godziny, co pogłębia negatywne odczucia. Gra zawodzi pod wieloma względami i sprawia, że jesteśmy bardziej widzem niż uczestnikiem wydarzeń.

5 / 10

Zobacz także