Skip to main content

Shadwen - Recenzja

Niezgrabna mieszanka.

Nowa gra od twórców Trine próbuje połączyć wiele pomysłów na rozgrywkę w spójną całość. Niestety, bezskutecznie.

Shadwen to zręcznościówka, która chce być jednocześnie skradanką, łamigłówką i historią o tym, jak osoby w naszym życiu potrafią zmienić sposób, w jaki patrzymy na świat. Połączenie tych interesujących pomysłów wypada raczej kiepsko.

Podczas zabawy wcielamy się w tytułową bohaterkę, Shadwen, która musi przedostać się przez miasto, by zabić króla. Po drodze asasynka ratuje z opresji małą dziewczynkę, która postanawia jej towarzyszyć.

Fabuła to pierwszy z problemów gry. Kiedy tylko nasza zabójczyni dowiaduje się, że mała Lily nie ma rodziców, postanawia zabrać ją na wyprawę przez pełne niebezpieczeństw miasto. Twórcy próbują rozwinąć nieco historię, pozwalając po każdym etapie posłuchać krótkiej rozmowy, jednak wszystkie wymiany zdań toczą się na jednym, nieruchomym ekranie ładowania i są dość nudne.

Rozgrywka polega na przekradaniu się przez usiane strażnikami poziomy. Jednocześnie musimy przeprowadzić przez lokację dziewczynkę, która porusza się między kolejnymi kryjówkami tylko wtedy, gdy nikt nie patrzy. Poruszanie się nie stanowi problemu, mamy bowiem przydatną linkę z hakiem i inne gadżety. Problematyczna okazuje się jednak opieka nad towarzyszką.

Zobacz na YouTube

Często zdarza się, że Lily nie ruszy z miejsca, dopóki nie znajdziemy osobnika, który akurat spogląda w jej kierunku, choć jest na tyle daleko, że nie powinien jej dostrzec. Nieraz mała zawraca też, chociaż strażnik obejrzał się tylko na moment i spojrzał na obszar, do którego jeszcze nie dotarła. W praktyce zmuszeni jesteśmy do wybijania wszystkich wrogów lub odwracania ich uwagi bez przerwy.

Nie byłoby może w tym nic złego, gdyby nie fakt, że cały aspekt rozpraszania wrogów rozwiązano bardzo słabo. W większości przypadków musimy po prostu znaleźć jakąś belkę nad głowami oponentów, by z pomocą wyrzutni liny z kotwiczką złapać jedną ze stojących nieopodal skrzyń czy beczek.

Na widok podskakującego obiektu strażnicy zaczynają zazwyczaj w kółko powtarzać te same linie dialogowe i ruszają, by popatrzeć, jak wiszący na linie pojemnik „tajemniczo” się porusza. Cały proceder nie jest dla nas w żaden sposób niebezpieczny, bowiem wrogowie zwyczajnie nie zauważają przytwierdzonego do drewna sznura, jednak dość szybko wracają na posterunek. Momentami wydaje się, że lepiej by było ich po prostu zabić.

Sęk w tym, że nie powinniśmy. Twórcy postanowili, że dziecko, o którym nic nie wiemy, będzie służyć za kompas moralny. Likwidując strażników na oczach Lily lub pozwalając jej oglądać ciała, stopniowo odbieramy jej niewinność. Ciężko się tym jednak przejmować, bowiem kreacje obu bohaterek są niezwykle płytkie, a przez większość czasu dziewczynka jest przeszkodą, a nie ciekawym dodatkiem. Chociaż można podejrzewać, że FrozenByte chciało pokazać kolejną Ellie z The Last of Us, ich kreacja nie dorasta tytułowi Naughty Dog do pięt.

Dobrze, że sylwetki wrogów są podświetlane - bez tego nie moglibyśmy ich dostrzec

Poza wspomnianą wcześniej wyrzutnią liny, Shadwen posiada szereg innych narzędzi, pozwalających odwracać uwagę straży lub eliminować jeden po drugim obrońców króla. Rozmaite pułapki, miny i bomby pozwalają na całkiem kreatywną eksterminację i dają sporo frajdy, kiedy uda nam się zwabić kilku wrogów w jedno miejsce i wysadzić ich w powietrze czy ściągnąć im na głowy stos skrzynek.

Satysfakcję z dobrze wykonanej roboty umniejsza fakt, że sztuczna inteligencja jest naprawdę kiepska. Zdarza się, że na widok podskakującej beczki dwóch stojących obok siebie strażników reaguje skrajnie inaczej - jeden wyrusza zbadać fenomen, podczas gdy drugi stoi twardo w miejscu, głośno stwierdzając, że nic nie widzi. Problematyczne jest też chowanie ciał przed wzrokiem Lily, dziewczynka ma bowiem tendencję do wyskakiwania z kryjówki w najmniej odpowiednich momentach, serwując sobie traumę za traumą.

Pomyłki są kosztowne - wrogowie zabijają nas błyskawicznie precyzyjnym strzałem z kuszy, do celu dążymy więc metodą prób i błędów. Zamiast systemu punktów kontrolnych, twórcy pozwolili swobodnie cofać czas, by wyplątać się z niewygodnych sytuacji.

Połączono to z kluczową mechaniką - czas zamiera, gdy nie wciskamy żadnych klawiszy. W efekcie dostajemy grę, której każdy centymetr możemy pokonać kilkadziesiąt razy, stosując rozmaite taktyki. Nie jest to jednak w żadnym stopniu atrakcyjne, bowiem często musimy spędzić w bezruchu kilka minut dusząc przycisk odpowiedzialny za kucanie, by poznać ścieżki patrolowe strażników.

Przeciwnicy nigdy nie patrzą w górę. Ich strata.

Oprawa graficzna Shadwen jest przyzwoita, choć przez większość czasu poruszamy się po ciemnych lokacjach, w których większość detali jest niezbyt widoczna. Znacznie gorzej wypada silnik gry, który dość topornie radzi sobie z kluczową dla rozgrywki fizyką.

Największym problemem produkcji Frozenbyte nie jest kiepskie wykonanie, ale nadmiar pomysłów. Twórcy starali się wcisnąć do gry masę rozwiązań, stawiając na pierwszym miejscu ilość, a nie jakość. Wydaje się, że przyjemniej byłoby bez płytkiej otoczki emocjonalnej i zbędnej mechaniki zatrzymywania czasu. Przygoda częściej irytuje, niż sprawia radość.

4 / 10

Zobacz także