Recenzja Battlefield 1 - fascynująca wojna
Wielki konflikt.
Wiem, że gram w Battlefielda, kiedy w spokojnym strzelaniu z karabinu snajperskiego przeszkadza mi wpadający przez okno samolot. Lub gdy wysadzam ścianę budynku, żeby odsłonić pozycję wroga, za którym nie chciało mi się po prostu wbiec do środka. Battlefield 1 pełen jest takich typowych dla serii „magicznych” momentów, które od lat imponują.
Pewien niedosyt budzi fakt, że podczas rozgrywki poczucie walki na froncie I wojny światowej jest zbyt iluzoryczne - przede wszystkim ze względu na wszechobecną broń maszynową i powtarzalną. Jakże miłą odmianą mogłyby być pojedynki z użyciem niemal wyłącznie karabinów jednostrzałowych. W grze są one jednak zarezerwowane tylko dla jednej klasy.
To raczej osobiste odczucie pewnego niewykorzystanego potencjału. Z pewnością zbytnie odejście od ustanowionej formuły - a więc też od konkretnych rodzajów uzbrojenia - spotkałoby się zapewne z negatywnymi reakcjami szerszego grona odbiorców. Twórcy musieli przygotować arsenał pozwalający na stosowanie różnych stylów walki, i to z pewnością im się udało.
Rozgrywka nie zawodzi i skutecznie przykuwa do ekranu. Zmiana okresu historycznego wpłynęła oczywiście w różnych aspektach na zabawę. Dzięki temu otrzymujemy chociażby lepsze i przyjemniejsze w prowadzeniu samoloty dwupłatowe i bombowce, a nie odrzutowce, którymi nie można było się nawet porządnie rozpędzić nad mapą.
Odpada też cała - raczej nudna - zabawa z laserowym namierzaniem celów, flarami i tak dalej. Przepadły wszystkie elektroniczne zabawki współczesnego pola bitwy, co jest bez dwóch zdań dobrym zjawiskiem. Z pewnością nie można więc powiedzieć, jak lubią powtarzać złośliwi, że Battlefield 1 to tylko „reskin” poprzedniczek. To nie jest ta sama gra, i to nie jest po prostu inna otoczka.
Model strzelania został zmieniony. Pistolety maszynowe są mniej celne niż we „współczesnych” odsłonach, karabiny powtarzalne odwzorowano niemal wzorowo i używa się ich fantastycznie, choć może nieco odrobinę zbyt łatwo trafić oddalonych wrogów jako snajper. Wdarcie się do pomieszczenia ze strzelbą i rozprawienie się z kilkoma oponentami po wrzuceniu do środka granatu gazowego również jest szalenie satysfakcjonujące.
Zobacz: Battlefield 1 - Poradnik, Solucja
Trochę nieprzemyślany okazuje się jednak model odblokowywania kolejnych broni. Wykupujemy je przy użyciu punktów zarabianych w trakcie gry, ale musimy też spełnić wymagania konkretnego poziomu klasy. To trochę sztuczne wydłużanie procesu zdobywania arsenału. Wydaje się, że lepsze byłoby po prostu wykupywanie dowolnej broni bez względu na „level”, jak w Hardline.
Chaos pola bitwy w najpopularniejszym sieciowym trybie Podboju jest tak urzekający, jak zawsze. Dookoła dzieje się tak dużo, że z początku trudno skupić się na jednym celu - ale weterani serii nie będą mieć problemu z odnalezieniem się w boju. Starcia kilkudziesięciu graczy potrafią wciągnąć na długie godziny.
Pozytywne wrażenia wspomaga wspaniała oprawa audiowizualna, co jest już normą w przypadku gier od DICE. Również optymalizacja stoi na najwyższym poziomie, podobnie jak w zeszłorocznym Star Wars Battlefront. Dodano aspekt zmiennych warunków pogodowych, co urozmaica dłuższe mecze, a destrukcja otoczenia wprowadza jeszcze więcej zamieszania - choć nadal nie jest tak zaawansowana jak w Bad Company 2.
Poza samolotami możemy też kierować między innymi czołgiem lekkim i ciężkim, a także opancerzonym wozem bojowym. Przebywając w takiej maszynie możemy wyrządzić ogromne szkody drużynie przeciwnej. Czołgi zniszczyć trudniej niż w Battlefield 4, gdyż nie dysponujemy skutecznymi wyrzutniami rakiet. Utalentowany szturmowiec jednak sobie poradzi, wykorzystując dynamit, specjalne granaty i przeciwpancerne działko.
Możemy też zostać kawalerzystą. Wystarczy wsiąść na konia, o ile zwierzęta są dostępne na konkretnej mapie. Automatycznie zmieniamy wtedy wyposażenie na karabin powtarzalny i szablę. Ostrze zabija jednym uderzeniem, ale wymaga oczywiście zbliżenia się do oponenta. Udane wyeliminowanie wroga po szaleńczym galopie to niezwykle przyjemne uczucie.
W najnowszej odsłonie nie występuje tradycyjna klasa inżyniera. Narzędzie do naprawiania wyposażyć może żołnierz wsparcia, a poza tym możemy zostać mechanikiem - ale tylko i wyłącznie poprzez odrodzenie się za sterami lądowego pojazdu. Wybierając samolot również automatycznie zostajemy pilotem ze skromnym wyposażeniem. To zmiana na plus, ponieważ nie dochodzi już do sytuacji, kiedy ktoś wybiera myśliwiec czy wóz bojowy tylko po to, by potraktować maszynę jak taksówkę i porzucić ją po chwili.
Dwie nowości budzące mieszane uczucia to klasy elitarne i behemoty. Te pierwsze to trzy zestawy uzbrojenia, które można podnieść w trakcie meczów sieciowych. Stajemy się wtedy odzianym w ciężki pancerz żołnierzem z potężnym karabinem, miotaczem ognia lub strzelcem z przeciwpancerną snajperką. Kierowanie tymi postaciami potrafi sprawić sporo frajdy, ale dwie klasy zaopatrzone w zbroję wydają się czasem zbyt trudne do zlikwidowania.
Największe i najmocniejsze pojazdy w grze - behemoty - to interesujący dodatek. Otrzymuje je drużyna, która przegrywa w trybie Podboju. Sterowiec, pancerny pociąg lub okręt-niszczyciel (zależnie od mapy) mogą siać zniszczenie na wielkiej przestrzeni, a każde działo obsługuje inny gracz. Jeżeli jednak padamy ofiarą takiego kolosa, łatwo się zdenerwować. Pocisków bardzo trudno bowiem uniknąć.
Mapy są różnorodne i w większości dobrze zaprojektowane. Walczymy w lasach i okopach, na pustyniach i polach. Odrobinę negatywne emocje wzbudza Suez, ze względu na niefortunną trasę behemota. Tory są umieszczone w takim miejscu, że atakującym niezwykle trudno zniszczyć pociąg, tym bardziej że na tej mapie nie ma dostępu do samolotów.
Jedną z lepszych lokacji jest Amiens, które sprawia, że życzylibyśmy sobie więcej map miejskich. Starcia między budynkami, w labiryntach uliczek, to świetne przeżycie. Niestety, to jedyna tego typu mapa w podstawowej wersji gry - inne mają co najwyżej skupiska kilkunastu budynków, ale nie całe miasta.
Multiplayer oferuje sporo zawartości, ale trudno nie odnieść wrażenia, że moglibyśmy otrzymać więcej. Trybów jest tylko sześć - brakuje choćby znanego z innych odsłon cyklu Air Superiority z potyczkami samolotów, który byłby świetnym urozmaiceniem. Angażującą nowością są Operacje, czyli połączenie Szturmu i Podboju, a więc najlepszych trybów w serii. Atakujemy lub bronimy kilku obszarów na kolejnych częściach lokacji, a na całą rundę składają się dwie lub trzy mapy. To najlepszy od lat nowy rodzaj zabawy.
Nie zabrakło kampanii dla jednego gracza. Fabułę podzielono na odcinki, a każdy z nich składa się z dwóch, trzech lub czterech części. Przedstawione historie nie są szczególnie porywające, choć twórcy starają się pokazać piekło wojny - trudno jednak przywiązać się do postaci, bo nie spędzamy z nimi zbyt dużo czasu.
Najdłuższy rozdział kampanii to przy okazji najlepszy zestaw misji - epizod „Krew i błoto”. Mamy okazję sterować czołgiem, walczyć z innymi pojazdami, piechotą, ale wysiadamy też, by skradać się lub strzelać do wrogów w bardziej bezpośrednim stylu, wedle uznania. Ten wątek trwa nieco ponad godzinę i jest najbardziej różnorodny pod względem rozgrywki.
W innych rozdziałach mamy okazję polatać myśliwcem, skradać się na pustyni Arabii, eliminować dziesiątki przeciwników w Alpach odziani w pancerz, a także unikać przeciwników przekradając się za linie wroga jako australijski goniec.
Trwająca tylko pięć godzin kampania fabularna to ponownie zaledwie miły dodatek do trybu sieciowego. Jest z pewnością ciekawsza i lepiej zrealizowana niż to, co otrzymaliśmy w poprzednich odsłonach. Sporo misji stwarza możliwość okrążenia wrogów, ustalenia ich pozycji i likwidowania po cichu. Szkoda jednak, że sztuczna inteligencja niedomaga - wrogowie często stoją w miejscu i nawet nie przyjdzie im do głowy, że mogliby nam zagrozić nieco bardziej, gdyby byli mniej pasywni.
Battlefield 1 to wystarczająco świeże podejście do formuły wojny totalnej ustanowionej przez cykl już dawno temu. Trochę szkoda, że pod względem historycznym wielki konflikt nieco uwspółcześniono. Nie zmienia to faktu, że otrzymujemy świetną grę, od której ciężko się oderwać.