Skip to main content

Resident Evil 7 - Recenzja

Mniej akcji, więcej grozy.

Skuteczny dreszczowiec ze świetnym klimatem. Mimo zmiany formuły, ma więcej wspólnego z korzeniami cyklu, niż można przypuszczać.

Legendarna seria o wirusach i złych korporacjach farmaceutycznych zmierzała wraz z ostatnimi odsłonami w kierunku gier akcji, a nie klasycznych survival horrorów. Ryzykowne przejście do perspektywy FPP, zepchnięcie zombie na boczny tor i postawienie w centrum domu rodziny szaleńców w nowej części zdaje jednak egzamin. Resident Evil 7 to świetny horror.

Do gry można podejść bez znajomości serii i świetnie się bawić. Razem z Ethanem Wintersem wyruszamy na poszukiwanie jego zaginionej małżonki na bagienne tereny Luizjany.

Od początku oczarowuje nastrój budowany przez otoczenie - podobnie jak w serialu „True Detective”, w którym krajobrazy mokradeł i opuszczonych domów w środku dziczy wywołują ciarki i wewnętrzny niepokój. Tutaj jednak najwięcej emocji generuje obłąkana rodzina Bakerów, do których bohater trafia w gościnę.

Ojciec, matka i syn budzą skojarzenia z modelem familijnym znanym z filmów pokroju „Wzgórza mają oczy”, a ucieczka z ich posiadłości łączy się z dramatycznymi sytuacjami na podobnym poziomie. To chora zabawa w kotka i myszkę, gdzie zawsze czujemy, że przeciwnik jest silniejszy, groźniejszy, a my możemy tylko próbować na chwilę zniknąć mu z oczu.

Zasada numer 1 - nie denerwować gospodarza

To idealne poczucie zaszczucia doskonale wpasowuje się w najlepsze momenty poprzednich części serii Resident Evil. To lęk przed groźnym i z pozoru niezniszczalnym Nemesis, zmieszany z wewnętrznym strachem wywołanym niezrozumiałą agresją i szaleństwem mieszkańców wioski, do której trafia Leon w czwartej części. Mimo zmiany perspektywy, to wciąż stary, dobry Resident.

Model sterowania jest dość naturalny, co pozytywnie odbija się na interakcji z otoczeniem. W razie zagrożenia potrafimy szybko zareagować, złapać jakiś przedmiot, zasłonić się przed atakiem, czy też pociągnąć za dźwignię. Jest to istotne, gdyż w nerwowej sytuacji bardzo łatwo przypłacić błędy życiem.

Podobnie jak w przypadku większości horrorów, wraz z postępem fabuły stopniowo ulegamy uodpornieniu na większość z pozoru strasznych scen, lecz świadomi tego twórcy pozostawili kilka asów w rękawie na finalne etapy przygody. Przygotowani na każdą ewentualność i tak możemy jeszcze nie raz podskoczyć na fotelu.

Zobacz: Resident Evil 7 - Poradnik, Solucja

Resident Evil 7 swoją przynależność do serii podkreśla również klasycznym modelem zapisywania stanu gry, leczeniem ziołowymi roślinkami i ograniczoną pojemnością ekwipunku. Rozwiązania te nie rażą i pasują do nowego modelu rozgrywki, czyniąc grę odpowiednio survivalową. Bez odpowiedniego zarządzania przedmiotami nie przetrwamy nocy u Bakerów.

Zobacz na YouTube

Bohater korzysta także z różnych rodzajów broni - i to częściej niż można by się spodziewać po zapoznaniu się z wersją demonstracyjną. Kolejne narzędzia odnajdujemy w miarę postępów i służą one do pokonywania nowych przeszkód.

Wracają również łamigłówki, jednak niestety nie stanowią dużego wyzwania. Są zdecydowanie zbyt łatwe, a ich rozwiązanie często ma niewiele wspólnego z główkowaniem. Trudność może stanowić ułożenie figurki w taki sposób, by rzuciła na ścianę oczekiwany cień, a nie sam proces jej odnalezienia. Często na kluczowy przedmiot natkniemy się po prostu odpowiednio długo krążąc po pomieszczeniach.

Ciekawym elementem budującym poczucie zagrożenia, nawet kiedy jeszcze nic nam się nie stało, są znajdywane kasety wideo. Odtworzenie ich w magnetowidzie sprawia, że wcielamy się w rolę autora danego nagrania - w ten sposób nie tylko odkryjemy kilka sekretów, ale i przygotujemy się psychicznie, że kiedyś i nas może spotkać niebezpieczeństwo obserwowane na taśmie.

Mimo przewidywalnej - od pewnego momentu - fabuły i podziału gry na wyraźne etapy, do samego końca można się dobrze bawić. Nawet powroty do odwiedzanych miejsc w celu otwarcia uprzednio zamkniętych drzwi podnoszą adrenalinę. Jak przystało na Resident Evil, zło czyha na nas w każdym rogu. Twórcy wyciągnęli odpowiednie wnioski - kluczem do dobrego horroru nie są coraz to bardziej wymyślne zmutowane bestie, a zło, które czai się blisko, w zaciszu domowego ogniska.

Jeżeli gdzieś otwierają się drzwi, ale to nie nasza sprawka - lepiej szukać schronienia

Zmiany rzutują również na liczbę przeciwników w najnowszej wersji - najmniejszą w historii. Niektórzy mogą uznać to za spory minus, jednak dzięki takiemu podejściu twórców gra wydaje się spójna i naturalna. Dodanie na siłę kolejnych wrogów zaszkodziłoby przygodzie.

Trudno wyobrazić sobie skuteczniejszą rewolucję w uznanej serii. W Resident Evil 7 aż chce się bać i poznawać sekrety bagnistego domostwa. Odwiedziny u Bakerów są odpowiednio krótkie, by straszyć, ale równocześnie nie zawodzą i zachęcają do oczekiwania na kolejne odsłony w takiej formie.

8 / 10

Zobacz także