Battle Chasers: Nightwar - Recenzja
Golemy i smoki.
Battle Chasers: Nightwar przypomina nieco klasyczne gry RPG z Japonii - by odkryć całą fabułę, musimy poświęcić czas na pokonanie wszystkich przeciwników i zdobywanie dodatkowego doświadczenia. Szczególnie jeśli chcemy rozwijać każdą postać, żeby w razie potrzeby wymienić któregoś z trzech członków składu. Byłoby to może żmudne i frustrujące, gdyby nie fakt, że świetna oprawa graficzna nieustannie nadaje takiemu „grindowaniu” piękny charakter i nie pozwala się nudzić.
Najprostsze turowe walki trwają kilkadziesiąt sekund, ale trudniejsze mogą wymagać nawet parunastu minut żonglowania atakami, tarczami i leczeniem. Jednak nawet jeśli pokonaliśmy przeciwników dwoma ciosami, walka z pewnością wyglądała naprawdę dobrze. Nic dziwnego, bo Battle Chasers oparte jest na wydawanym w latach 90. amerykańskim komiksie, a kreska Joe Madureiry, twórcy oryginału - i szefa studia Airship Syndicate - kreuje także styl gry.
Tytuł ten stanowi wizualną ucztę. Wita nas intro przywodzące na myśl telewizyjne kreskówki sprzed trzydziestu lat, a potem płynnie przechodzimy do krótkiego, narysowanego w komiksowym stylu wprowadzenia, by wreszcie przenieść się do ślicznie ilustrowanego świata, łączącego dwu- i trójwymiarową grafikę.
Drobne detale i duże, malowane tła dla potyczek sprawiają, że przez kilkadziesiąt godzin zabawy zawsze jest na czym zawiesić oko. Niebagatelna jest także muzyka, za którą odpowiada Jesper Kyd, którego mogliśmy słyszeć w pierwszych odsłonach serii Assassin's Creed czy w Borderlands.
Nieco mniej imponująco prezentuje się fabuła. Opowieść o poszukiwaniach ojca głównej bohaterki to tylko pretekst do zwiedzania świata gry i mordowania wszystkiego, co stanie na drodze. Nie znaczy to, że scenariusz odrzuca czy nudzi - krótkie dialogi są w większości przyzwoicie napisane i wypadają dobrze dzięki dubbingowi. Nie ma co jednak liczyć na interesujące zwroty akcji czy coś więcej niż pojedyncze, umiarkowanie zabawne żarty.
Tego samego nie można powiedzieć o mechanice. Podstawa to turowy model walki, podczas której możemy wpływać na kolejność ruchów postaci rozmaitymi bonusami czy karami. Fundament jest prosty, ale oparto na nim głęboki i bogaty system, który przy okazji w wyjątkowo ciekawy sposób łączy się z eksploracją.
Przemierzamy sporą wyspę, która składa się z biomów i lochów. Te pierwsze to „powierzchnia” - swobodnie się tu poruszamy i mordujemy pojawiające się potwory. Lochy to już cięższy kawałek chleba, bo musimy dobrze zarządzać zasobami. Zwiedzanie podziemi wiąże się z pewnymi ograniczeniami regeneracji many, co utrudnia walkę. Nie oznacza to, że musimy chomikować najfajniejsze zaklęcia na kluczowe walki - w każdym starciu możemy posiłkować się podstawowymi atakami, zadającymi mniejsze obrażenia, ale oferującymi zastrzyk energii do wykorzystania w trwającej bitwie.
Na początku gromadzenie takich tymczasowych „doładowań” może trochę denerwować, a najprostsze walki budują poczucie, że do końca lochu praktycznie nie warto zużywać many, jednak gra szybko wyprowadza z błędu. Jeśli podczas eksploracji dungeona natkniemy się na wyjątkowo paskudną grupę wrogów, walka okaże się wyzwaniem nawet, gdy wykorzystamy najlepsze czary. Kluczem jest więc rozsądne wykorzystywanie magicznej energii.
Patrolujący podziemia wrogowie są równie podatni na obrażenia od wszelkich pułapek, co drużyna gracza, więc czasem możemy je wykorzystać. Umiejętność decydowania, kiedy warto zaatakować grupę przeciwników, a kiedy lepiej spróbować odciągnąć jednego czy dwa potwory i rozegrać parę mniejszych starć zamiast jednej wielkiej i trudnej bitwy, może uratować nam skórę. Battle Chasers nie pozwala wczytać wcześniejszego stanu gry, zmuszając do ponoszenia - niezbyt poważnych - konsekwencji każdej przegranej.
Pozostając wiernym jRPG-owej tradycji, Battle Chasers zmusza do powtarzania pewnych sekcji. Każdy nowy obszar wymaga nieco więcej punktów doświadczenia niż udało się zdobyć w poprzednim, co chwila musimy więc wracać i badać te same podziemia na wyższych poziomach trudności. Z jednej strony może wydawać się to żmudne, z drugiej jednak daje możliwość zebrania wszystkich znajdziek (książki i dzienniki są głównym źródłem informacji o świecie i fabule) oraz odkrycia sekretów.
Tych ostatnich jest całkiem sporo. Począwszy od fałszywych ścian i drzwi, które może rozbić tylko jedna z postaci, a skończywszy na łamigłówkach wymagających nie tylko spostrzegawczości, ale też refleksu - gra co chwila serwuje coś ciekawego do zrobienia. Wiele zagadek jest bardzo prostych - jeśli uważnie czytaliśmy rozmowę lub dziennik zawierający wskazówki - jednak satysfakcja z ich rozwiązywania jest naprawdę spora. Sporo odkryjemy dopiero przy drugiej czy trzeciej wizycie w jakimś podziemiu, ponieważ proceduralnie generowane lochy budowane są z gotowych obszarów, jednak nie używają zawsze wszystkich stworzonych przez twórców „klocków”.
Battle Chasers oferuje też jeden z lepszych systemów rzemiosła. Odblokowywane podczas gry recepty pozwalają stworzyć podstawowy przedmiot, a inwestując dodatkowe surowce, generujemy jego rzadką lub epicką wersję. Produkowany sprzęt jest zazwyczaj porównywalny z łupami zdobywanymi podczas eksploracji i walk - często zresztą znajdujemy i budujemy te same bronie czy pancerze. Jeśli brakuje nam odpowiednio dobrej kurtki, medalionu czy rękawic, możemy je po prostu stworzyć, zamiast wracać po raz kolejny do zbadanych podziemi, by zdobyć przedmiot.
Po około pięćdziesięciu godzinach zabawy z Battle Chasers nie czujemy zmęczenia powtarzalnymi elementami rozgrywki. Wyjątkowi bohaterowie, świetne fabularne wstawki i piękna oprawa sprawiają, że ufundowana na Kickstarterze produkcja przypomina momentami żywy, interaktywny komiks - z charakterystyczną dla gatunku jRPG przesadą i „epickimi” walkami, podczas których nawet zwykłego nietoperza pokonujemy w szalenie widowiskowym stylu.
Platforma: PC, Xbox One, PS4, Switch - Premiera: 3 października 2017 - Wersja językowa: polska (pełna) - Rodzaj: RPG Dystrybucja: cyfrowa - Cena: ok. 120 zł - Producent: Airship Syndicate - Wydawca: THQ Nordic