Enslaved: Oddyssey to the West - Recenzja
Nowa stara podróż.
Trzy lata po konsolowej premierze, Enslaved: Oddyssey to the West dotarło wreszcie na PC. Mimo że oryginalna produkcja Ninja Theory stała na bardzo wysokim poziomie, jakość konwersji pozostawia nieco do życzenia.
Fabuła gry jest luźno inspirowana „Wędrówką na Zachód” - klasyczną, chińską powieścią z czasów dynastii Ming. Oryginalna historia opowiada o dwójce bohaterów, Małpim Królu i Tripirace, którzy wędrują z Chin do Indii stawiając po drodze czoła demonom, czarom i innym przeciwnościom losu.
W wersji komputerowej miejsce Małpiego Króla zajmuje mięśniak imieniem Monkey, a Tripitaka jest całkiem atrakcyjnym rudzielcem. Akcja osadzona jest w przyszłości. Nasz duet podróżuje ze zniszczonego Nowego Jorku na bliżej nieokreśloną prowincję, a na ich drodze stają sypiące się ruiny i krwiożercze roboty.
Podczas gry przejmujemy kontrolę nad Monkey, który po katastrofie niewolniczego statku staje się mimowolnym ochroniarzem próbującej wrócić do domu Trip. Główny bohater w pełni zasłużył na swoje imię - porusza się lekko przygarbiony, z małpią zręcznością przeskakuje między zawieszonymi na dużej wysokości kładkami, a podczas walki używa kija Bo, z jakim często przedstawiany jest jego legendarny pierwowzór. Tripitaka jest mózgiem zespołu, analizując stojące nam na drodze trudności i wyznaczając kolejne cele.
Ninja Theory dołożyło wszelkich starań, by ich produkcja była jak najbardziej filmowa. Do konsultacji przy scenariuszu zatrudniono Alexa Garlanda, scenarzystę filmów takich jak „W stronę słońca” i „28 dni później”. Efekt tych starań widoczny jest szczególnie w scenach akcji i sekwencjach, takich jak ucieczka przed wielkim mechanicznym psem, która dostarcza sporo emocji.
Bardzo naturalnie wypadają też dialogi, które prezentują się lepiej niż w niejednym filmie. Odgrywający rolę Monkey Andy „Gollum” Serkis i Lindsey Shaw użyczająca głosu Trip stanęli na wysokości zadania, a chemię, jaką bez problemu da się wyczuć podczas ich rozmów, dodatkowo podkreśla mowa ciała. Wszystko to sprawia, że historia opowiadana w Enslaved wciąga nawet w momentach, gdy rozgrywka staje się nużąca.
Pierwsze rozdziały zdominowane są przez elementy zręcznościowe, z rzadka przerywane potyczkami. Wiele czasu spędzamy wspinając się, skacząc i otwierając przejścia dla znacznie mniej wysportowanej Trip. Co pewien czas pojawiają się proste łamigłówki, jednak nie należą do zbyt skomplikowanych. Irytuje nieco obecność niewidocznych ścian, powodujących, że bez naciśnięcia przycisku odpowiedzialnego za skok nie jesteśmy w stanie zejść nawet z najniżej położonej kładki.
„Ninja Theory dołożyło wszelkich starań, by ich produkcja była jak najbardziej filmowa.”
Ciekawym dodatkiem i ukłonem w kierunku chińskiej powieści jest jeden z gadżetów głównego bohatera, nazywany „chmurą”. Z jej pomocą możemy latać po wodzie i uciekać przed najszybszymi przeciwnikami, jednak ilość miejsc, w których możemy jej użyć, pozostaje niewielka. Szkoda, ponieważ sekwencje z obłoczkiem są bardzo dynamiczne, a włączanie i wyłączanie urządzenia przebiega bez zgrzytów i zbędnych przestojów.
Mniej więcej w połowie zabawy walka zyskuje na znaczeniu, sprawiając przy okazji, że rozgrywka z przyjemnej staje się męcząca. Mimo olbrzymiej siły i zręczności główny bohater posiada dość ograniczony repertuar ciosów, co w połączeniu z niewielką liczbą przeciwników, jakich napotkamy na swojej drodze sprawia, że wszystkie potyczki wyglądają bardzo podobnie. Pewnym urozmaiceniem miały być starcia z bossami, jednak i one nie oferują ciekawych wyzwań i sprowadzają się do powtarzania w kółko kilku ruchów.
Dzięki kulom energii, które zbieramy podczas zabawy jesteśmy w stanie zwiększać zdolności bojowe Monkey, dodając nowe ciosy czy podnosząc wytrzymałość tarcz. Zdecydowanie najważniejszym ulepszeniem wydaje się regeneracja zdrowia - dzięki niej jesteśmy w stanie zmniejszyć zapotrzebowanie na apteczki i środki leczące, serwowane nam przez Trip.
Za komunikację z naszą podopieczną odpowiedzialne jest rozwijane menu zawierające kilka komend, takich jak „odwróć ich uwagę hologramem” czy „ulecz mnie”. Niestety, większość opcji dostępna jest tylko w wybranych przez twórców momentach, co powoduje, że przez znaczną część czasu Tripitaka nie jest zbyt pomocna. Szczególnie irytuje ograniczony dostęp do apteczek, z których nie możemy korzystać w trakcie walki.
Sterowanie jest elementem, po którym najlepiej widać niechlujność konwersji. Podczas gry na klawiaturze bardzo odczuwalne są opóźnienia w wykonywaniu komend, przez co unikanie ataków staje się dość trudne. Klawisze działania rozrzucone są po całej klawiaturze, a jeśli spróbujemy zmienić część z nich, Enslaved nie będzie chciało się uruchomić, zmuszając nas do wczytania wcześniejszego zapisu. Źle skonfigurowano także kursor myszy, przez co poruszanie się po menu jest niewygodne. Część problemów znika, co prawda, po podłączeniu pada, opóźnienia pozostają jednak wyraźnie odczuwalne.
Produkcja Ninja Theory nie zestarzała się pod względem graficznym. Żywe, bajecznie kolorowe scenerie, jakie przemierzamy u boku naszych bohaterów robią olbrzymie wrażenie, niezależnie od tego, czy zwiedzamy zniszczony Nowy Jork czy otwarte przestrzenie otaczające wioskę Trip. Twórcom udało się zamienić postapokaliptyczny świat w baśniową krainę, której odkrywanie stanowi przyjemność samą w sobie.
Przeniesienie Enslaved na komputery osobiste to druga szansa dla gry, która mimo bardzo pozytywnych ocen przeszła bez większego echa. Konwersja ma swoje wady, a bez fantastycznej oprawy graficznej i ciekawych postaci, walka i elementy zręcznościowe prezentowałyby się dość przeciętnie. Jednak kompletny produkt bez wątpienia zasługuje na uwagę.