Jeden z lepszych horrorów w ostatnim czasie. Recenzja „Martwe zło: Przebudzenie”
Długo czekałem na film, który porządnie mnie przestraszy.
Kontynuacja cyklu „Martwe zło” z początku wydawała mi się dziwnym pomysłem. Czy coś jeszcze można zrobić z raz opowiedzianą historią? Okazuje się, że film Lee Cronina w nowatorski sposób podchodzi nie tylko do samej serii, ale przede wszystkim do konwencji horrorowej.
Moje obawy przed wybraniem się do kina na „Martwe zło: Przebudzenie” dotyczyły reżysera i scenarzysty, czyli Lee Cronina. Twórca zasłynął dość schematycznymi i odtwórczymi filmami takimi jak „Impostor” i „Ghost Train”. Można się było zatem spodziewać kolejnego kiepskiego horroru, ale na szczęście jest inaczej.
Poza tym „Martwe zło” jest - jak wiadomo - dość silną marką. Z początku były to niskobudżetowe produkcje Sama Raimiego „Martwe zło” z 1981, później do kin weszło „Martwe zło: śmierć przed świtem” z 1987 roku. Całkiem niedawno mogliśmy także oglądać remake pierwszego filmu pt. „Martwe zło” w reżyserii Fede Alvareza, które zresztą sam pamiętam z pokazów premierowych. Kontynuacją horrorów był też niezły serial „Ash kontra martwe zło”.
Lee Cronin przejmuje zatem dość dobrze znany motyw i - według mnie - umiejętnie go przetwarza. „Martwe zło: Przebudzenie” jest o dziwo jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszym filmem z serii. Twórca wykorzystał wszystko to, co dobre w horrorach, czyli straszenie widza mrożącymi krew w żyłach sytuacjami, przerażającymi postaciami, klaustrofobicznymi i nieprzyjemnymi scenami, w których znajdują się nasi bohaterowie. W tym filmie nie chodzi tylko o banalne wrzucanie jump-scare'ów!
Dostajemy też dość prostą fabułę, ale ona całkowicie wystarczy, aby przedstawić ją w zadowalającym, półtoragodzinnym filmie. Poza tym wydaje mi się, że twórcom udało się zachować ciąg przyczynowo-skutkowy. Bardzo często jest przecież tak, że nasi bohaterowie radzą sobie w walce z antagonistami, w tym przypadku wcielonym w postać Ellie złem, ale robią to w dziwaczny sposób. Całkiem przypadkiem znajdują broń leżącą obok siebie albo wiedzą, w którym momencie mogą zaatakować wroga. W filmie „Martwe zło: Przebudzenie” wszystko składa się na spójny, a co za tym idzie, autentyczny obraz walki człowieka ze złem.
Warto też wspomnieć, że w poprzednich produkcjach wystąpił Bruce Cambell, wcielający się w rolę Asha. Postać fundamentalna dla całej serii tym razem nie pojawiła się w filmie, ale warto podkreślić, że aktor został powołany na stanowisko producenta „Martwe zło: Przebudzenie”. Czy to dobrze, że tym razem nie było go na planie? Według mnie tak. Seria potrzebowała powiewu świeżości i nowatorskiego podejścia do tematu i bez Cambella udało się to osiągnąć.
W tym filmie, który jest rebootem oryginalnej wersji z 1981 roku, dostajemy ten sam motyw, ale w innym opakowaniu. Ktoś otwiera księgę Necronomiconu (temat znany z opowiadań Lovecrafta) i uwalnia się zło. Wyzwolony demon chce na początku przejąć ciało swojej ofiary, a później wybić pozostałych członków rodziny.
Akcja filmu - w przeciwieństwie do pozostałych produkcji z cyklu - dzieje się w zamkniętej przestrzeni. W zasadzie nie wychodzimy poza główną lokację, czyli budynek, w którym mieszkają nasi bohaterowie. Nie ma w tym niczego złego - wręcz przeciwnie, ponieważ w tym przypadku twórcy nie usiłują nam pokazać całego świata, ale skupiają swoją całą uwagę na przerażającej historii jednej rodziny. Ten klaustrofobiczny klimat dodatkowo buduje pewien nastrój grozy.
Warto wspomnieć, że „Martwe zło: Przebudzenie” miało się pojawić na początku tylko na VOD, a dokładnie na HBO Max. Pokazy przedpremierowe dokonane na grupie testowej pokazały jednak, że produkcję można śmiało wypuścić do kin, ponieważ prezentuje odpowiednią jakość i niewielki co prawda budżet (zaledwie 19 milionów dolarów) spokojnie spłaci się w kilka dni. I biorąc pod uwagę poziom filmu, mogę bez problemu potwierdzić takie przypuszczenia.
Czy ten film potrafi nas wystraszyć? Według mnie tak, ponieważ pojawia się w nim wiele scen, które w bardzo nowatorski sposób działają na widza. Muszę przyznać, że tak jak zwyczajne horrory nie robią na mnie szczególnego wrażenia, to „Martwe zło: Przebudzenie” całkiem nieźle mnie przestraszyło. Na przykład scena, w której opętana przez zło Ellie patrzy w wizjer w drzwiach - po prostu straszne!
Do tego warto dodać świetnie prezentujące się postaci. Dużą zaletą jest wysoka jakość charakteryzacji bohaterów. Najlepiej pod tym względem wygląda Ellie, w którą wcieliła się wyśmienita w tej roli Alyssa Sutherland (znana chociażby z „Wikingów”). Nie tylko ona prezentuje się autentycznie, ale wszystkie postaci naznaczone przez wcielające się zło, które odciska na każdym z naszych bohaterów pewne piętno, są pokazane bardzo przekonująco.
Jeśli od dłuższego czasu szukaliście sensownego horroru, świetnej zabawy związanej z oglądaniem przerażających scen i obrzydliwych postaci, to „Martwe zło: Przebudzenie” jest odpowiedzią na Wasze potrzeby. Bawiłem się w kinie naprawdę dobrze i jestem pozytywnie zaskoczony. Akcja dzieje się w zasadzie bez większych przerw, a mimo to twórcom udało się sensownie nią operować, nie powodując u widza wrażenia przytłoczenia. Poza tym w filmie jest krwawo, dynamicznie, przerażająco, a sama fabuła została rozpisana z zamysłem. Według mnie to wystarczy, żeby dobrze bawić się na takim horrorze.
Ocena: 7/10
Premiera w Polsce: 21.04.2023 – Gdzie obejrzeć: kino – Długość filmu: 1 godzinya 37 minuty Rodzaj: horror – Reżyseria: Lee Cronin – Scenariusz: Lee Cronin – Występują: Alyssa Sutherland, Mirabai Pease, Richard Crouchley, Anna-Maree Thomas, Lily Sullivan, Noah Paul, Gabrielle Echols, Morgan Davies, Nell Fisher, Billy Reynolds-McCarthy, Tai Wano, Jayden Daniels, Mark Mitchinson, Melissa Xiao.