Teslagrad - Recenzja
Tajemnica wysokiej wieży.
Bezimiennego bohatera gry poznajemy w chwili, gdy jako niemowlę trafia z rąk tajemniczego uciekiniera do domu nieznanej nam kobiety. Kto go ściga i kim są prześladowcy? Teslagrad od początku stawia mnóstwo pytań. Aby poznać odpowiedzi, trzeba zagłębić się w niezwykły świat gry.
Mija kilka lat, chłopiec dorósł, choć wciąż jest jeszcze dzieckiem. Zagraża mu niebezpieczeństwo, tym razem to on jest ścigany - przez żołdaków złego króla. Musimy uciekać co tchu w piersiach. Biegamy po dachach, zaglądamy w okna mijanych domów szukając schronienia, by wreszcie trafić do ogromnej i opuszczonej Wieży Tesli.
Fabuła gry norweskiego studia Rain nie jest jednak zbyt skomplikowana. To zgrana i poznana na setki sposobów opowieść o tym, jak dobry władca, pchany chciwością i żądzą władzy staje się tyranem. Zdradza przyjaciół, w tym tajemniczy zakon, który przez lata go wspierał. Zostaje despotą, zmieniającym swój kraj w państwo rządzone twardą ręką. Liczne nawiązania wyraźnie sugerują, że Teslagrad stylizowany jest na jedną z republik radzieckich.
Jednak to nie fabuła jest siłą napędową gry, ale sposób, w jaki opowieść jest przedstawiona. Z początku nie wiemy praktycznie nic. Kim jesteśmy, skąd pochodzimy, a także kto i po co chce nas schwytać. Teslagrad nie opowiada historii w sposób, do jakiego przyzwyczaiły nas współczesne gry, co bardzo mi się spodobało. To jedna z najmocniejszych stron tego projektu.
„Jednak to nie fabuła jest siłą napędową gry, ale sposób, w jaki opowieść jest przedstawiona.”
Na wyróżnienie zasługuje szalenie udana oprawa audiowizualna. Teslagrad prezentuje się równie udanie, niczym wysokobudżetowa produkcja. Szczególnie efektownie wyglądają ręcznie malowane tła. Widać przywiązanie do detali i dbałość twórców, by przestawiony świat był nie tylko miły dla oka, ale i spójny artystycznie. Przecież trafiamy do steampunkowych realiów, gdzie rządzi zły i ponury władca.
W nawiązaniu do klasyków gatunku gier platformowych, główny bohater nie komunikuje się z nami podczas rozgrywki. Nie ma lektora ani stron tekstu rzucającego cień na to, gdzie i po co się znaleźliśmy. Mamy za to malowidła i obrazy na ścianach oraz scenki teatrzyku kukiełkowego, które przybliżają nam tło rozgrywanej historii. Zebrane zwoje, które dodają się jako osiągnięcia na Steamie, znacząco przybliżają bieg wydarzeń. I choćby dlatego warto zebrać je wszystkie, dodatkowo też ujrzymy alternatywne zakończenie.
Teslagrad jest klasyczną dwuwymiarową platformówką z licznymi elementami logicznymi. Niemniej, nawiązując do oryginalnego Metroida i Castlevanii, przemierzamy świat nie tylko „w prawo". Wielokrotnie cofamy się do przebytych lokacji, wspinamy się w górę wieży, by po chwili spaść do lokacji, które odwiedzaliśmy na początku gry. Na szczęście, produkcja Norwegów nie wymusza ciągłego powracania do już przebytych miejsc. Robimy to dobrowolnie, poszukując ukrytych zwojów. Często jednak ich zdobycie wymaga posiadania specjalnego artefaktu.
Wraz z postępem w zabawie, nasz podopieczny zbiera artefakty należące do starożytnego zakonu Teslamancer. To oni posługiwali się elektrycznością i magnetyzmem, które staną się naszym głównym narzędziem w walce ze złem. Dzięki magnetycznej rękawicy zmienimy bieguny elektrycznych bloków, specjalne buty błyskawicznie przeniosą nas w inną część mapy, a polaryzująca peleryna umożliwi latanie w polu magnetycznym.
Pomysłowe przedmioty nie są tylko byle jakimi obiektami, które ledwie kilka razy użyjemy podczas zabawy. Mają określone zastosowanie, które pchnie nas w dalsze etapy rozgrywki. Często kombinujemy, który artefakt w danym miejscu użyć, by przemieścić się do następnej komnaty. Kreatywność twórców z pewnością zasługuje na pochwałę.
Tymczasem rozgrywka sprowadza się nie tylko do skakania po platformach; są też liczne zagadki. Najczęściej całkiem proste, a ich rozwiązanie przychodzi intuicyjnie. Ot, tu coś przełączymy, tam opuścimy zapadnię. Niemniej, wraz ze zdobyciem większej liczby artefaktów, gra staje się trudniejsza i naprawdę wymagająca. Chwilę zastanawiamy się, co musimy wykonać i w jakiej kolejności użyć zdobytych przedmiotów. Często wymagana jest też iście małpia zręczność.
Ciekawie zbudowano sceny walki z bossami. Poza jednym jedynym z nich, reszta zachowuje się tak, że musimy nauczyć się, w którym momencie mamy odskoczyć, a kiedy użyć ataku. Walki są skomplikowane i nim pokonamy, dla przykładu, mechanicznego ptaka, zginiemy wielokrotnie. Lecz unicestwienie bossa po tylu próbach jest niezwykle satysfakcjonujące.
Niestety, największą bolączką Teslagradu jest sterowanie postacią. Szczególnie, że jest to gra, w której bohater nie posiada paska życia, a każde dotknięcie wrogiego elementu kończy się natychmiastową śmiercią. Sęk w tym, że chłopiec porusza się dość niezręcznie. Wykonuje nieco za duże skoki i przemieszcza się za szybko, co odbiera tak tu potrzebną precyzję ruchu.
W gruncie rzeczy zbyt często doprowadza to do sytuacji, w której gra staje się trudna nie tyle ze względu na złożoność zagadek, co w następstwie problemów, będących skutkiem niedopracowanego systemu sterowania. Były miejsca, w których z tego powodu ginąłem dziesiątki razy. W duchu liczę na to, że twórcy wydadzą aktualizację usprawniającą ten aspekt.
Teslagrad to interesująca pozycja, z ładną oprawą wizualną, o wysokim poziomie trudności, nieszablonowymi pomysłami, sprawnie mieszająca platformówkę z grą logiczną. Niestety, niedopracowane sterowanie skutecznie zabija radość płynącą z rozgrywki, często prowadząc do frustracji.