Skip to main content

5 rzeczy, które zaskoczyły mnie w Saints Row

Dobra robota, Volition.

Nie oczekiwałem wiele po reboocie Saints Row, ale to naprawdę porządna gra, w której na dobrej zabawie spędziłem już kilkanaście godzin.

Nowa produkcja studia Volition zaskoczyła mnie w co najmniej kilku aspektach związanych z walką, konstrukcją świata i aktywnościami pobocznymi.


Nuklearny wybuch synthwave'u

Piosenek w radiu jest całkiem sporo, ale studio Volition najbardziej zaplusowało u mnie zamieszczeniem dwóch ciekawych stacji - Outrun i Nuclear Blast.

Outrun to stacja, która puszcza synthwave, a więc gatunek, który jest moim muzycznym odkryciem 2021 roku. To przesiąknięcie klimatem lat 80. elektroniczne kawałki, mocno inspirowane filmami, grami i innymi produktami popkulturowymi z tego okresu. Saints Row jest pierwszą grą, w której usłyszałem synthwave i całe szczęście, że twórcy zdecydowali się go zamieścić, bo pasował idealnie do nocnej jazdy po mieście moim kabrioletem z fioletowym, neonowym podświetleniem padającym na asfalt.

I to rozumiem

Neclear Blast to z kolei jedna z najbardziej znanych na świecie muzycznych wytwórni metalowych i właśnie kilka utworów powstałych nakładem tej firmy można usłyszeć w Saints Row. To było całkiem miłe uczucie, słyszeć w grze tytuły, które znajdują się na mojej playliście Spotify, biorąc pod uwagę, że nie są to popularne hity z list przebojów. Poza tym twórcy gier zazwyczaj decydują się na jedną stację z „cięższą muzyką”, w której lądują wszystkie mocniejsze kawałki. Saints Row ma osobną stację na rocka i hard rocka, a osobną na metal. Tak to powinno wyglądać, brawo.

Zaskoczyli mnie też radiowi spikerzy, którzy zapowiadali całkiem sporo piosenek, czasami podając nawet ciekawostki, np. związane z genezą nazwy wykonawcy.


Na jakiego szefa masz dziś humor?

Jestem pies na personalizację postaci w grach. Nie rozpocznę przygody, póki nie będę zadowolony z wyglądu bohatera lub bohaterki, a jeśli to tylko możliwe, lubię zmieniać ubrania, a nawet - jeśli mam taki kaprys - okazyjnie dostosowywać je do pogody. Zakrojona na szeroką skalę personalizacja postaci to jedna z najmocniejszych stron Saints Row.

Niesamowite postacie, które tworzy społeczność, prezentowaliśmy już w poprzednim tekście. Fakt, że wystarczy szybki rzut oka na szefa, by momentalnie rozpoznać, kogo odtwarza, jest najlepszym dowodem na możliwości edytora. Tu można stworzyć dosłownie każdego, choć trzeba mieć nie lada cierpliwość i nieco umiejętności.

Jak się dziś czuję? A jakoś taco.

Do tego mnóstwo ubrań i możliwość przeprowadzenia „operacji plastycznej” w dowolnej chwili. Wolność i swoboda personalizacji zaskoczyła nawet mnie, mimo że poznałem jej przedsmak już dawno temu, korzystając z aplikacji Boss Factory.


Strzelanie i model jazdy

Nie każdemu przypadł do gustu model strzelania w nowym Saints Row, ale mnie zaskoczył pozytywnie. Gdy oglądałem go w materiałach przedpremierowych, wydawał się dość płytki, ale w rzeczywistości jest bardziej „mięsisty” i satysfakcjonujący.

Grałem na padzie i mam wrażenie, że w przypadku Saints Row trzeba po prostu wiedzieć, jak posługiwać się kontrolerem w trakcie walki. A trzeba to robić identycznie jak w grach Rockstara, a więc nigdy nie celować ręcznie, tylko za każdym razem starać się „uchwycić” jakiegoś wroga w asystę celowania, a jeśli się to nie uda - puścić LT/L2 i spróbować jeszcze raz.

Samochody zaskoczyły mnie z kolei tym, że nie prowadzi się je jak zdalnie sterowane zabawki. Oczywiście przyspieszają i hamują nienaturalnie szybko, ale jednocześnie mają w sobie całkiem niezły ciężar i cechują się sporym promieniem skrętu, co w tego typu grze wcale nie jest oczywiste.

Bardzo lubię gry z otwartymi światami i uwielbiam momenty, w których podczas jazdy samochodem po mieście czuję się już tak swobodnie, że wiem, kiedy driftować, kiedy przyspieszyć, a kiedy przyhamować, żeby np. efektownie przejechać pomiędzy dwoma stojącymi obok siebie pojazdami na drodze. W Saints Row jeździ mi się o wiele przyjemniej niż np. w takim Watch Dogs Legion.


Santo Ileso to nie wydmuszka

Po Santo Ileso oczekiwałem raczej „wydmuszki” i nastawiałem się na coś w stylu serii Crackdown, a więc kiepską imitację miasta, która będzie tylko tłem gangsterskich szaleństw, ale świat Saints Row jest całkiem imponujący.

Zwiedzając mapę, natknąłem się na różne ciekawe punkty orientacyjne, które górowały nad horyzontem, a każda dzielnica wyraźnie odznacza się charakterystycznymi cechami. Czasami można się też natknąć na wypadek samochodowy lub akcję ratowników medycznych. Sporo ciekawych zdjęć możecie zobaczyć w naszym miniprzewodniku po Santo Ileso.

Warto również wyjść z auta i przechadzać się między mieszkańcami, bo ich teksty są czasami naprawdę zabawne. Pewnego razu usłyszałem, jak jeden z NPC krzyczy do innego „Do not be sorry. Be better”, co jest cytatem znanych słów Kratosa do Atreusa (po polsku ta wypowiedź nieco traci swój urok, ale znaczy „Nie przepraszaj. Bądź lepszy”). Innym razem jedna z mieszkanek skarżyła się komuś, że „chce zgubić wagę, ale ona ciągle ją znajduje”.


Aktywności poboczne z podłożem fabularnym

Wiele aktywności opcjonalnych w Saints Row, od których oczekiwałem raczej prostych zadań typu „idź na miejsce i zastrzel cel”, ma podłoże fabularne. Przykładem są między innymi misje eliminacyjne z aplikacji Wanted, które mogłyby być zwykłymi „zapychaczami”, służącymi przedłużeniu rozgrywki. W rzeczywistości zawsze rozmawiamy ze zleceniodawcą, który tłumaczy swoje motywacje, a ponadto w każdym takim zadaniu robimy coś innego. Jednym razem pomagamy członkowi Los Panteros pozbyć się rywala z gangu, a innym wsiadamy na gokart, by dogonić jadącego na czele wyścigowego korowodu kierowcę i sprawić, by miał „wypadek”.

Dialogami i tłem fabularnym raczą nas też misje typu Skok na boku. Są podzielone na kilka rodzajów i zajmujemy się w nich z grubsza tym samym, więc nie spodziewałem się, że twórcy wprowadzą w ramach nich nowe postacie z własnymi problemami, o których będą opowiadać na przykład podczas szaleńczej ucieczki przed gangiem czy policją.

Zobacz także