5 serii gier, które zyskały nowy wymiar. 3D dało im drugie życie
Ale nie każde trwało długo i szczęśliwie.
FELIETON | Na początku lat 90-tych, za sprawą konkurujących ze sobą bibliotek OpenGL i DirectX, technologia 3D na dobre zadomowiła się w grach komputerowych. W obawie przed zostaniem w tyle, wielu twórców podjęło decyzję o wejściu w nowy wymiar, zabierając ze sobą gry, które oryginalnie powstały jako produkcje 2D. Jednym tytułom wyszło to na dobre, inne pociągnęło na dno.
Pięć wymienionych tu serii nie wyczerpuje oczywiście listy wszystkich, które przebyły międzywymiarową podróż. Wspomnieć jeszcze warto o cyklach Metal Gear, Ninja Gaiden albo Final Fantasy czy markach kojarzonych z platformami Nintendo, jak Zelda, Mario i Metroid Prime. Wybrałem jednak te, które znam najlepiej i z którymi jestem związany najdłużej.
Wolfenstein
Zanim za sterami Wolfensteina stanął genialny duet Carmacka i Romero, na komputery Apple II wydane zostały dwie odsłony tej serii stworzone przez studio Muse Software. W Castle Wolfenstein oraz Beyond Castle Wolfenstein zadaniem gracza było eliminowanie strażników SS z wykorzystaniem pistoletu lub granatów. Co ciekawe, Wolfenstein 3D od studia id Software również nie był grą trójwymiarową, a jedynie bardzo skutecznie takową imitował - złudzenie głębi uzyskano dzięki sprytnej zabawie perspektywą.
Prawdziwym trójwymiarowym Wolfensteinem była dopiero kolejna część, Return to Castle Wolfenstein, wyprodukowana przez studio Gray Matter Interactive i wydana w 2001 roku (choć nadal z udziałem id Software, które dostarczyło grze swój silnik id Tech 3). Ostatnia jak dotąd część, Wolfenstein II: The New Colossus, kontynuowała dobrą passę serii, potwierdzając, że przejście do nowego wymiaru było słuszną decyzją.
Rayman
Pierwszy Rayman z 1995 roku był klasyczną, dwuwymiarową zręcznościówką osadzoną w fantastycznym świecie inspirowanym filmem „Ciemny kryształ”. Zadaniem tytułowego bohatera było pokonywanie platform i walka z użyciem charakterystycznej pięści, z której korzystał on niemal jak z broni palnej. Pomimo komercyjnego sukcesu gra była jednak krytykowana za brak innowacyjnych rozwiązań. A gdy do tego w obozie Nintendo wyrosła konkurencja w postaci trójwymiarowego Super Mario 64, twórcy zdecydowali, że Rayman musi szybko wskoczyć w nowy wymiar rozgrywki.
Produkcje zostały dobrze przyjęte i pozwoliły marce nadgonić konkurencję, ale gdy wiatr trójwymiarowej rewolucji uspokoił się i technologia 3D przestała być tym, co przyciąga graczy do Raymana, marka popadła w tożsamościowy kryzys. W kolejnych dwóch odsłonach powrócono więc do grafiki 2D i starej, choć mocno odświeżonej formuły zabawy. Historia zatoczyła tym samym koło - najpierw trzeci wymiar dał marce nowe życie, by następnie przegrać z siłą nostalgii. I zdaje się, że tylko ona, nostalgia, może jeszcze kiedyś przywrócić tę coraz bardziej zapomnianą franczyzę do żywych. A czy Rayman wróci w dwóch czy trzech wymiarach - czas pokaże.
Fallout
Choć dwie pierwsze części serii Fallout wspominam z rozrzewnieniem i obie (a zwłaszcza część drugą) uważam za jedne z najlepszych gier RPG w historii, to dziś nie jestem już w stanie do nich wracać. Rozgrywka zestarzała się wyjątkowo źle i nawet bogaty post-apokaliptyczny świat oraz wciągająca historia nie są w stanie sprawić, bym dobrze się w nich bawił. Na szczęście, gdy marka Fallout trafiła w ręce twórców z Bethesdy, deweloperzy postanowili zrewolucjonizować serię, przenosząc graczy do trzeciego wymiaru.
Za ich sprawą od 2008 do 2018 roku powstały części 3 i 4 oraz dwie odsłony poboczne - znakomicie przyjęty Fallout: New Vegas oraz powstający w bólach multiplayerowy Fallout 76. Wszystkie były już w pełni trójwymiarowymi grami, a każda kolejna wprowadzała do zabawy sporo nowych elementów. W efekcie społeczność podzielona początkowo jedynie na zwolenników 2D i 3D, podzieliła się jeszcze bardziej, po dziś dzień tocząc zażarte spory o każdą odsłonę serii. Bez względu na to, kto ma w nich rację, Bethesda najpewniej nie porzuci już trzeciego wymiaru.
Grand Theft Auto
Gdy Rockstar North (wówczas działający jeszcze pod nazwą DMA Design) pracował nad pierwszym GTA, rynek podbijał już Tomb Raider - w pełni trójwymiarowa i absolutnie widowiskowa gra z Larą Croft w roli głównej. Graficznie prosta produkcja o złodziejach aut wypadała na jej tle wyjatkowo blado, jednak twórcy byli przekonani, że ich dzieło obroni się tętniącym życiem miastem, sztuczną inteligencją, a przede wszystkim uzależniającym gameplayem. I mieli rację, choć sukcesowi bez wątpienia pomogła medialna burza, która wybuchła po premierze gry.
Ale gdy ukazała się konsola PlayStation 2, twórcy nie mieli wątpliwości, że przyszła pora na zmiany. Zakupiwszy więc licencję na silnik RenderWare, przystąpili do prac nad „trójką”, która miała być czymś więcej niż GTA II w trzech wymiarach. Rockstar postawił sobie sobie za cel zatrzeć granice między interaktywną rozrywką a kinem. Wszystko, od prowadzenia kamery, przez sposób snucia historii i budowania postaci, przypominało więc filmowego blockbustera, a kontynuacje - Vice City, San Andreas, „czwórka” i „piątka” - prszesunęły granicę realizmu jeszcze dalej, potwierdzając, że była to właściwa decyzja.
Assassin’s Creed?
Na koniec zostawiłem dość kontrowersyjną pozycję w moim zestawieniu. To prawda, każda odsłona skrytobójczego cyklu (z wyjątkiem pobocznej serii Assassin's Creed Chronicles) była produkcją trójwymiarową. A jednak zdecydowałem się je tu wymienić, bo niewiele brakowało, a to, co dzisiaj znamy jako Assassin's Creed, zostałoby poboczną odsłoną serii Prince of Persia, która zaczynała jako cykl platformówek 2D.
Gra tworzona w 2007 roku nosiła nazwę Prince of Persia: Assassins, a zadaniem tytułowych skrytobójców była ochrona młodego perskiego księcia. Mimo że nie byłaby to pierwsza odsłona Prince of Persia wykonana w technologii 3D, to możliwości trzeciego wymiaru miały tu być wykorzystane w dużo większym stopniu. Wczesne grafiki koncepcyjne pokazują, że seria miała wprowadzić elementy wspinaczkowe, które wykorzystane zostały później w grze Assassin’s Creed. Nacisk na wertykalność oraz bardziej akcyjny charakter rozgrywki sprawiły jednak, że prototyp za bardzo odszedł od oryginalnej formuły, co dało początek zupełnie nowej marce.
Dlaczego warto sięgnąć po „Legendy gier wideo”?
Dzięki książce poznasz największych twórców gier wideo w historii, a przy okazji dowiesz się, jak wielki był ich wpływ na wszystkie kolejne gry, również dzisiejsze hity, w które grasz na co dzień.
Kto pierwszy poruszył postacią na ekranie, jak narodziły się komputerowe RPG-i, dlaczego grom tak blisko do filmów, kto wymyślił otwarte światy, jak narodziły się strzelanki czy wreszcie, który znany twórca poleciał w kosmos jako drugi cywil w historii.