Aarklash: Legacy - Recenzja
Bez rozmachu Icewind Dale, za to ze świetnie dopracowaną rozgrywką.
Już po paru minutach z Aarklash: Legacy wyraźnie widoczne są podobieństwa do wczesnych tytułów studia BioWare. Projekt Cyanide Studios nie ma może epickiego rozmachu Icewind Dale, zawiera jednak doskonale dopracowany model walki, zapewniający wiele godzin świetnej zabawy.
W grze przejmujemy kontrolę nad czteroosobowym oddziałem Wheelswords - żołnierzy gildii wyspecjalizowanych w ściąganiu długów. Znajdujemy się w dość nieszczęśliwym położeniu - podczas rutynowej misji nasi podkomendni zostają zaatakowani przez sługusów jednego z dłużników i dowiadują się, że ich organizacja została rozbita.
Fabuła Aarklash: Legacy jest dość sztampowa - musimy uciec, dowiedzieć się, kto zniszczył naszą organizację i oczywiście się zemścić. Bohaterów - łącznie ośmiu - poznajemy wyłącznie dzięki krótkim biografiom dołączonym do kart postaci i przerywnikom filmowym, w których plotkują czasem o swojej przeszłości i zainteresowaniach. Opisy te wystarczają, by zarysować realia świata, nie wykraczają jednak poza niezbędne minimum.
Grę podzielono na trzy akty, rozgrywane w kilkunastu dużych lokacjach. Konstrukcja map sprawia, że co chwila napotykamy na swojej drodze kolejny oddział wroga, którego nie jesteśmy w stanie ominąć; na każdej znajdziemy też kilka pilnie strzeżonych sekretów i skarbów, zapewniających dodatkowe łupy i doświadczenie. Ze względu na dość duży poziom trudności, nie powinniśmy ignorować żadnej okazji, by się wzbogacić.
Walka to zdecydowanie najważniejszy i najbardziej rozbudowany aspekt produkcji Cyanide. Potyczki potrafią trwać od kilku do kilkunastu minut, a sytuacja na polu bitwy zmienia się tak dynamicznie, że kontrola nad czterema postaciami jednocześnie stanowi spore wyzwanie. Aby nieco ułatwić zadanie, twórcy zdecydowali się wprowadzić system aktywnej pauzy, podczas której możemy swobodnie planować ruchy i tworzyć kolejki rozkazów.
Na pierwszy rzut oka model rozgrywki może kojarzyć się z produkcjami BioWare, jednak w odróżnieniu od gier kanadyjskiego studia, Aarklash: Legacy stawia bardzo duży nacisk na kontrolę nad pozycją postaci na polu bitwy. Wiele umiejętności działa na pierwszy napotkany na drodze cel, co wymusza ciągłe przemieszczanie naszych bohaterów, by nie zranili sojuszników ani przypadkiem nie uleczyli wroga. Jeśli zignorujemy ten aspekt rozgrywki, niektóre starcia będą nie do wygrania.
Cyanide dołożyło wszelkich starań, by potyczki stanowiły jak największe wyzwanie. Na wyższych poziomach trudności wrogowie dysponują często nie tylko przewagą liczebną, ale także większą siłą rażenia, zmuszając nas do starannego planowania kolejnych ruchów i zaznajomienia się ze wszystkimi umiejętnościami naszych postaci.
W trakcie gry prowadzimy czteroosobową drużynę, której skład możemy swobodnie modyfikować między kolejnymi potyczkami. Twórcy sugerują, by przez cały czas mieć pod ręką jedną postać odpowiedzialną za wiązanie wrogów walką wręcz i jedną odpowiedzialną za wsparcie oraz leczenie, jednak nie jesteśmy zmuszeni korzystać z żadnej z nich. Podobnie sprawa ma się z umiejętnościami - w miarę zdobywania kolejnych poziomów możemy rozwijać cztery unikalne dla każdego bohatera talenty, jednak w każdej chwili możemy je zresetować i zacząć rozwój od początku.
Poza doświadczeniem, wydajność naszych postaci możemy podnieść za pomocą znajdywanych podczas gry magicznych przedmiotów. Co ciekawe, Aarklash nie oferuje nam możliwości sprzedania zbędnego ekwipunku. Zamiast tego, niepotrzebne graty możemy przetworzyć, zamieniając kilka śmieci w nowy, potężny skarb. Jakość zdobywanych w ten sposób przedmiotów sprawia, że czekamy tylko na kolejną okazję, by pobawić się w ekwipunkowy hazard.
„W trakcie gry prowadzimy czteroosobową drużynę, której skład możemy swobodnie modyfikować między kolejnymi potyczkami.”
Każda lokacja różni się nieco od poprzedniej pod względem oświetlenia, rodzaju terenu i dodatkowych elementów, takich jak płynąca woda czy wszechobecna mgła. Sprawia to, że wkraczając w nowe miejsce faktycznie czujemy, że - podczas gdy my oglądaliśmy bardzo ładny ekran ładowania - podopieczni przewędrowali spory kawałek świata.
Nie obyło się jednak bez problemów. Do dnia premiery twórcom nie udało się rozwiązać błędu, który sprawia, że Aarklash potrafi niespodziewanie wyłączyć się podczas wczytywania zapisanego stanu gry. Znika on co prawda, jeśli zdecydujemy się cofnąć do początku danej lokacji, jednak może to oznaczać stratę nawet kilkudziesięciu minut.
Po niezbyt udanym Confrontation, francuscy projektanci wrócili do deski kreślarskiej, wyrzucili wszystkie elementy rozgrywki, z których nie byli zadowoleni i dodali kilka nowych. Jednocześnie zdecydowali się na samodzielne wydanie gry, by uniknąć ograniczeń narzucanych przez dużego wydawcę. Efekty tej pracy są więcej niż zadowalające.