Skip to main content

Adaptujmy światy, a nie historie. Te gry nadają się do tego idealnie

Po pierwszych sukcesach mam ochotę na więcej.

W ostatnich latach doczekaliśmy kilku udanych adaptacji gier w postaci seriali. Wśród nich możemy wyróżnić dwa odmienne podejścia. Jedno, którego owocem jest „The Last of Us”, skupia się na ponownym opowiedzeniu fabuły znanej z gry. Drugie natomiast, na wzór „Arcane” oraz „Cyberpunk: Edgerunners”, wykorzystuje świat wykreowany na potrzeby gry wideo do opowiedzenia własnej historii. Jako zwolennik drugiego podejścia postanowiłem poszukać kilku dodatkowych przykładów, które nadawałyby się do tego idealnie.

Jeśli w adaptowaniu gry twórcy filmu lub serialu obierają za cel rozszerzenie świata przedstawionego, zyskują dużą swobodę twórczą. Mogą wtedy skupić siły na elementach światotwórczych, prezentując własną, oryginalną historię. Taki zabieg może być interesujący zarówno z perspektywy graczy zaznajomionych z oryginałem, jak i zupełnie nowych odbiorców. Osoby, które zaciekawią się poznanym światem, mogą chętniej sięgnąć po adaptowany produkt. Tak było ze mną - po seansie animowanego Cyberpunka od razu kupiłem grę od CD Projekt Red.

David Martinez został legendą Night City

Jest to także pretekst do szerszego pokazania lore lub spojrzenia na wydarzenia z zupełnie innej perspektywy. Wykorzystanie postaci z gry pozwoliło scenarzystom „Arcane” dostrzec w Jinx zagubioną dziewczynkę, w której powoli kiełkowało szaleństwo. Poznaliśmy genezę wizerunku niebieskowłosej bohaterki, który mamy okazję oglądać podczas rozgrywki w League of Legends. W przypadku Davida Martineza ukazano Night City z perspektywy młodego chłopca, który mimo starań swoich i matki, stracił wszystko przez zasady narzucane przez korporacje. Co jeszcze nadaje się do tak ambitnej adaptacji?

Mass Effect

Historia, której centrum był/a komandor Shepard to epicka space opera, w której zabrakło miejsca dla zwykłego mieszkańca Cytadeli lub którejkolwiek z planet odwiedzonych przez załogę Normandii. Oczywiście liczne zadania poboczne pozwoliły pokazać ciekawe wątki napotykanych istot, jednak wszystkie te wydarzenia mieliśmy okazję obserwować wyłącznie z perspektywy głównej postaci. Co więcej, odwiedzane przez nas planety w większości poznaliśmy w trakcie intensywnych wydarzeń lub tuż po nich, na przykład po ataku jednych z licznych marionetek Żniwiarzy.

A może tak historia skupiona na działaniach Człowieka Iluzji i Cerberusa?

W tym bogatym uniwersum na pewno znalazłoby się miejsce na kameralną historię zamkniętą w jednym sezonie serialu, w którym funkcjonariusz Cytadeli musiałby rozwikłać zagadkę przemycania kontrabandy pośród rosnących napięć wywołanych plotkami na temat powrotu starożytnej, niszczycielskiej rasy. Mass Effect to także szereg doskonale napisanych towarzyszy, pośród których każdy z nich nadawałby się idealnie jako bohater historii rozgrywającej się jeszcze przed trylogią lub równolegle z którąś z jej części.

Detroit: Become Human

Cyberpunkowa wizja przyszłości, w której androidy przejmują większość podstawowych prac wykonywanych do tej pory przez ludzi to ciekawy motyw, w którym sposób przedstawienia społecznego problemu jest bardzo szeroki. Studio Quantic Dream zaproponowało perspektywę trójki androidów, których losy miały bezpośredni wpływ na dalsze życie nie tylko ich samych, ale i całego społeczeństwa, które zmuszone było odnaleźć się w rzeczywistości zależnej od wyborów gracza. Historia skupiona na androidach miała także drugie dno, na którym można by oprzeć fabułę serialu.

Historia opowiedziana w Detroit: Become Human to dramat nie tylko androidów, ale także ludzi zagubionych w nowej rzeczywistości

Zabawa konwencją pozwoliłaby opowiedzieć historię podobną do problemu Todda Williamsa, właściciela Kary, jednej z trzech grywalnych postaci. Todd przez lata uczył się nowych zawodów ze względu na zastępowanie poprzednich pracownikami w postaci androidów. Historia oparta tym razem na ludzkiej perspektywie, w której rynek pracy niebezpiecznie się kurczy, rzuciłaby dodatkowe światło na niechęć do technologii marginalizujących pracę ludzkich rąk. Komentarz ten mógłby być zaskakująco trafny w dobie rosnących możliwości sztucznej inteligencji, które obserwujemy w naszych czasach.

Control

Uniwersum Control stworzone przez studio Remedy to paranormalny rollercoaster, którego punktem centralnym jest Federalne Biuro Kontroli. Ten świat łączy ze sobą wydarzenia zarówno z tytułowego Control, jak i z dwóch części Alana Wake’a. Pośród licznych nadnaturalnych wydarzeń, które poznawaliśmy podczas zwiedzania Najstarszej Siedziby, miejsca akcji gry, można było znaleźć wiele inspiracji dla fabuły potencjalnego serialu.

Pogmatwany świat Control zmieściłby jeszcze kilka paranormalnych opowieści

W tak elastycznym na nowe opowieści środowisku moglibyśmy liczyć na niebanalne podejście - tym bardziej że Remedy ma naturalny talent do zacierania granic pomiędzy różnymi mediami, co zaprezentowało między innymi w Alan Wake 2. Po głowie chodzi mi na przykład antologia porównywalna do „Black Mirror”, tym razem w klimacie horroru, w której każdy kolejny odcinek byłby oparty na innej sprawie, którą musieliby zbadać agenci Federalnego Biura Kontroli.

Helldivers

Wszystkie wymienione przeze mnie przykłady gier zawierają bogatą fabułę, na której możemy oprzeć dowolnie przedstawioną historię. Wystarczy wziąć któryś z wątków i na jego kanwie stworzyć dzieło adaptujące świat przedstawiony na potrzeby serialu bądź filmu. Sieciowe Helldivers 2 ma wyłącznie szczątkowe tło fabularne, które zachęciło mnie jednak do odświeżenia filmu „Żołnierze Kosmosu”. Po intensywnej rozgrywce wraz z przyjaciółmi, jeszcze przez chwilę miałem ochotę poczuć przerysowany klimat podobny do idei propagowanych przez Super Ziemię.

Za demokrację!

Sądząc po znacznym wzroście zainteresowania klasycznym filmem, nie tylko ja wpadłem na ten pomysł - i słusznie, bo to świetna produkcja, nawet po tak długim czasie. Marka Helldivers to bez wątpienia hołd oddany gatunkowi sci-fi, w którym prócz wspomnianych „Żołnierzy Kosmosu”, wybrzmiewają też echa chociażby „Terminatora”. Stawiam dolary przeciwko orzechom, że nowoczesny film o Super Ziemi napędzany tak wielkimi inspiracjami w klasyce kina znalazłby grono odbiorców nie tylko pośród graczy.

The Last of Us od HBO też zrobiło to dobrze

Adaptowanie gier na duże i małe ekrany przez lata nie miało się najlepiej. Dziś jednak, po niewątpliwych sukcesach na tym polu mam ochotę na więcej. Bawiłem się świetnie na seansie The Last of Us, ale odniosłem wrażenie, że dyskusja w Internecie w większości skupiła się na porównywaniu scen serialu z grą, zestawiając je - czasem niemal klatka po klatce - z pierwowzorem. Podobnie było z doborem aktorów i zmianami w scenariuszu. Ale przecież serial nie musi w stu procentach odtwarzać gry, co skutecznie pokazało HBO.

Scenarzyści serialu wykazali się szacunkiem zarówno do historii, jak i całego świata przedstawionego, jednocześnie zaskakując nawet fanów zaznajomionych z przygodami Ellie i Joela. Owszem, niektórzy mogą się przyczepić do zmian względem oryginału, takich jak sposób zarażania przy wykorzystaniu wici z ust czy porozumiewanie się zainfekowanych za pomocą korzeni pod ziemią. Różnice te jednak nie miały na celu spłycenia czy „naprawienia” materiału źródłowego, a jedynie dopasowanie lore do potrzeb nowego medium.

Historia Billa z pewnością była odważna, ale udana

Znając fabułę oryginału, z zaciekawieniem przyglądałem się wątkom serialu, które poszerzały moją wiedzę o świecie. Takie dzieła również są potrzebne i sądzę, że to podejście w adaptacjach gier ma sens, bo w końcu mogłem zachwycić się historią The Last of Us wraz z żoną, a doskonałą opowieść zobaczyli także inni odbiorcy niezaznajomieni z oryginałem. Chętnie jednak dowiedziałbym się jeszcze więcej, tak jak miałem do tego okazję w odcinku o Billu, zatytułowanym „Do ostatnich dni” oraz w scenach otwierających pierwsze odcinki serialu, pokazujących genezę pandemii. Szkoda, że takich przejawów twórczości i wyobraźni scenarzystów nie było tu więcej.

Niezależnie jednak od tego, czy twórcy kolejnych adaptacji gier postanowią wzbogadzić materiał źródłowy o nowe historie, czy ponownie pokazać tę samą fabułę, życzę sobie i Wam, żeby to były udane produkcje. W tym wszystkim chodzi przecież o to, żebyśmy się dobrze bawili.

Zobacz także