Skip to main content

Aktorska adaptacja mangi nie musi być zła. Reżyser „One Piece” tłumaczy specyfikę gatunku

Ważne jest wsparcie pomysłodawcy serii.

„One Piece” to w ostatnim czasie synonim udanej aktorskiej adaptacji mangi. Nie wszystkie jednak tego typu projekty notowały w przeszłości sukcesy. Reżyser hitu Netfliksa wytłumaczył, dlaczego tak się dzieje i co trzeba zrobić, aby uniknąć porażki.

„One Piece” w wersji live-action od ośmiu tygodni znajduje się w gronie dziesięciu najchętniej oglądanych produkcji platformy Netflix. Tytuł osiągnął niezaprzeczalny sukces i zbiera wysokie oceny od fanów, jak i krytyków.

Zupełnie inaczej było w przypadku chociażby ekranizacji mangi „Cowboy Bebop”, na którą szybko wylała fala krytyki, co zaowocowało fatalną oglądalnością. Reżyser dwóch pierwszych odcinków „One Piece”, Mark Jobst, wyjaśnił na czym polega specyfika tego gatunku.

- Adaptacja takiego dzieła na wersję aktorską jest prawdziwym wyzwaniem - powiedział filmowiec w rozmowie z portalem ComicBook. - Ponieważ musisz to sprowadzić na ziemię w taki sposób, aby było to zgodne z duchem anime, „głupkowatością” mangi i całą resztą, ale także zakorzenione w pewnego rodzaju prawdzie i autentyczności.

Według niektórych źródeł, budżet pojedynczego odcinka „One Piece” mógł wynieść nawet 18 milionów dolarówZobacz na YouTube

- Tak aby widzowie powiedzieli: wyruszę w tę podróż z tymi ludźmi, ponieważ nawet jeśli bohaterowie mają gumowe moce i potrafią robić szalone rzeczy, albo Buggy może podzielić się na tysiące różnych kawałków, to w jakiś sposób wierzę w jego emocjonalną podróż i jestem nią zainteresowany - wytłumaczył.

Jobst dodał również, że bohaterowie mang nie są skrępowani ograniczeniami czysto ludzkimi, a „ich historie wykraczają poza schemat”. Uważa, że czytelnicy są ciekawi nieszablonowego myślenia, jakie oferują twórcy takich dzieł.

Reżyser przyznał również w wywiadzie dla Deadline, że wsparcie pomysłodawcy „One Piece” - Eiichiro Ody, który zaangażował się i pobłogosławił projekt serialowej adaptacji, „zrobiło dużą różnicę”. Tego zabrakło na przykład przy „Cowboy Bebop”.

Zobacz także