Alan Wake 2 mąci w głowie. Takiej gry dawno nie było
I chyba długo nie będzie.
OPINIA | Powoli opada kurz po bombie, jaką wraz z końcem roku na graczy zrzuciło Remedy. Nowy Alan Wake zdobył uznanie zarówno publiki, jak i recenzentów, między innymi za sprawą gęstego klimatu niczym z prozy Stephena Kinga. Również i ja po ujrzeniu napisów końcowych byłem zachwycony światem wykreowanym przez fińskie studio. Problem w tym, że niewiele z przedstawionej historii zrozumiałem, ale być może tak właśnie miało być.
O perypetiach pisarza oraz agentki FBI rozpisywał się już redakcyjny kolega Tomek w swojej recenzji. Zachęcony opiniami zarówno jego, jak i graczy z najbliższego otoczenia, szybko zaopatrzyłem się w swój egzemplarz, by móc czym prędzej powrócić do Bright Falls, które opuściłem 10 lat temu z głową pełną pytań. Po cichu liczyłem, że sequel przyniesie ze sobą upragnione odpowiedzi. W końcu po to powstają kontynuacje, by wyjaśniać wszelkie zaistniałe niedopowiedzenia, prawda?
Szalona przejażdżka zaoferowana przez Sama Lake’a i resztę ekipy z Remedy zakończyła się w moim przypadku po niecałych dwudziestu godzinach i jak to z szalonymi przejażdżkami bywa, była ona ekscytująca, a po wszystkim żałowałem, że to już koniec, mimo silnych zawrotów głowy. Już pierwsza odsłona serii wymagała sporej dozy skupienia, by zrozumieć wszystkie wydarzenia na ekranie, „dwójka” zaś idzie o parę kroków dalej. Szczególnie wątek Alana, rozgrywany w świecie koszmarów sennych, wymyka się poza możliwości logicznego rozumowania i ociera się momentami o czystą abstrakcję.
Początkowo zastanawiałem się, czy problem nie leży we mnie. Przyzwyczajony do produkcji bardziej przystępnych, w których za wszelką cenę nie dopuszcza się, by gracz poczuł się zagubiony, nie byłem gotowy na zmierzenie się z fabularną łamigłówką, która zaserwował mi Alan Wake 2. Zacząłem więc wypytywać osoby z najbliższego otoczenia, które również mieli styczność z najnowszą produkcją Remedy, o ich interpretacje zdarzeń - jednocześnie konfrontując ich wrażenia z moimi.
Dzięki licznym dyskusjom doszedłem do kilku wniosków. Po pierwsze, nie byłem odosobniony w niezrozumieniu niektórych zdarzeń. Szczególnie dużo czasu poświęciłem na rozmowy na temat zakończenia, którego z oczywistych powodów tutaj nie zdradzę, ale również i wcześniejsze momenty gry pozostawiały sporo pola do interpretacji. Również internet wypełniony jest artykułami tłumaczącymi zarówno finalną sekwencję, jak i całą historię Sagi oraz Alana.
Drugim wnioskiem, który przy okazji zmotywował mnie do napisania tego tekstu, jest fakt, że mimo wszystkich wątpliwości przy Alan Wake 2 bawiłem się rewelacyjnie i z żalem usuwałem grę z cyfrowej biblioteki. Twórcy popisali się niespotykanym kunsztem, tworząc łamigłówkę, która nieco przytłacza, ale też wywołuje pytania, zachęca do dyskusji i jednocześnie nie zaburza rozgrywki.
Rzadko kiedy moje rozmowy o grach w trakcie spotkań towarzyskich wychodzą poza standardowe „Jak wrażenia?”. W przypadku gry Remedy doświadczanie fabuły nie kończyło się w momencie wyłączenia konsol, gdyż zaraz potem następowała dyskusja z pierwszą możliwą osobą na temat losów Alana i Sagi. Również po obejrzeniu napisów końcowych wspólnie omawialiśmy znaczenie finału i jego wpływ na dalszy rozwój serii. Mało która gra potrafi wzbudzić we mnie tak silną potrzebę rozmowy.
Podczas gry natrafiałem na momenty, w których poddawałem się i nawet nie próbowałem silić się na zrozumienie kwestii wypowiadanych przez bohaterów. Nawet wtedy jednak nie czułem się zagubiony, a to dzięki kapitalnemu klimatowi produkcji. Tak jak bugi w grach z serii Assassin’s Creed można wytłumaczyć umyślnym odwzorowaniem defektów Animusa, tak i tutaj wszelkie abstrakcje i zawiłości fabuły uznawałem za zaplanowane działanie mające na celu zmylenie mnie jako gracza próbującego rozwikłać zagadkę Leża Mroku.
Produkcje takie jak Alan Wake 2 nie pojawiają się na rynku zbyt często, ale dzięki temu pozostawiają po sobie wieczny ślad na kartach historii elektronicznej rozgrywki. Wszelkie nagrody otrzymane przez twórców na The Game Awards uważam za pełni zasłużone i cieszę się, że również i zespół Poets of the Fall (w uniwersum Remedy będący swoim alter ego o nazwie Old Gods of Asgard) został doceniony i mógł zagrać na żywo viralowy już utwór podczas gali. Mam nadzieję, że najnowsze przygody Alana Wake’a stanowią wstęp do wielkiego finału i ewentualna kontynuacja jeszcze bardziej nas zaskoczy, raz jeszcze redefiniując gry wideo.