Alone in the Dark: Illumination - wrażenia z wersji beta
Nie tędy droga.
Cykl Alone in the Dark powraca po siedmiu latach zasłużonego odpoczynku. Beta najnowszej odsłony sugeruje jednak, że może to być powrót ciężki i bolesny - szczególnie dla graczy.
Fabuła Illumination praktycznie nie istnieje, przynajmniej obecnie. Czwórka przypadkowych bohaterów trafia do opuszczonego miasteczka Lorwich, gdzieś w południowej Wirginii. Czai się tu tajemnicza Ciemność, której obecność reprezentują między innymi rozmaite monstra.
Wczesna wersja oferuje jedną z czterech kampanii, które mają znaleźć się w finalnym wydaniu. Wcielamy się w Łowcę wyposażonego w dwa rewolwery oraz karabin. Możemy ukończyć cztery stosunkowo niedługie etapy - ukończenie każdego zajmuje maksymalnie trzydzieści minut.
Pełna gra pozwoli wybrać inne postacie - między innymi rażącą wrogów piorunami wiedźmę lub egzorcystę dysponującego „boskimi” umiejętnościami. Łowca wydaje się najbardziej tradycyjnym bohaterem, zwyczajnym i niezbyt ciekawym.
Tytuł tworzony jest z myślą o kooperacji, co przejawia się w sposobie zaprojektowania zadań. Podążamy do wyznaczonego punktu, ale w pewnym momencie trafiamy na przeszkodę - zablokowane drzwi lub unieruchomioną windę. Musimy udać się do kilku miejsc, zebrać niezbędne przedmioty - na przykład kable do generatora - i dopiero wtedy kontynuować drogę do celu.
Jakakolwiek narracja w Illumination właściwie nie występuje, ogranicza się wyłącznie do paru akapitów tekstu na początku każdego poziomu. Nie otrzymujemy tu typowych misji fabularnych, scen przerywnikowych czy dialogów z interesującymi postaciami.
Większość czasu spędzamy na strzelaniu do potworów. Jest to czynność monotonna, nie sprawia żadnej satysfakcji. Nie czuć, że bohater ma w rękach broń, wrażenie odrzutu jest nieobecne, a odgłosy wystrzału są słabej jakości. Najgorsze jednak, że przeciwnicy w ogóle nie reagują na trafienia, a po prostu osuwają się na ziemię, kiedy otrzymają odpowiednio dużo obrażeń.
Na obrażenia nie reaguje także bohater. Dochodzi więc czasem do sytuacji, kiedy nagle umieramy, bo przestaliśmy przyglądać się paskowi punktów życia. Dziwnie umiejscowiona kamera - bardzo blisko pleców postaci - nie pozwala dostrzec, czy przypadkiem nie stoi za nami zombie.
Doświadczenie oferowane przez wersję beta jest po prostu nieprzyjemne.
Walka to obecnie najsłabszy element gry, co nie wróży dobrze produkcji będącej trzecioosobową strzelanką. Jedynym interesującym aspektem jest konieczność oświetlania stworów, by stały się wrażliwe na strzały. Dziwne jednak, że pożądany efekt przynosi tylko światło lamp, latarni i ognia, a nie naszej latarki. Wcześniejsze podświetlenie nie jest wymagane tylko w przypadku ataku miotaczem ognia.
Niską jakość systemu walki można byłoby zaakceptować jedynie w bardzo wczesnej wersji alpha, ale nie w wydaniu, które nazwano betą - i to płatną. Dostęp oferowano wyłącznie tym, którzy zakupili grę przed premierą za niemal 120 zł.
Illumination nie oferuje też dobrze wykreowanej atmosfery grozy. Udźwiękowienie nie stoi na najwyższym poziomie - szczególnie odgłosy wydawane przez potwory szybko stają się irytujące i bardzo powtarzalne.
Sytuację pogarsza fakt, że przeciwnicy pojawiają się bez końca, zazwyczaj w dużych grupach, co nie pomaga w budowaniu przejmującego klimatu. Tytuł reklamowany jest jako „przerażający”, Atari wspomina o inspiracjach Lovecraftem, ale kontakt z betą absolutnie tego nie potwierdza.
Tytuł ma też problemy natury technicznej - częste błędy i wyrzucanie do pulpitu, znikający bohater, czy też zacinanie się gry w trakcie uruchamiania. To jednak wpadki spotykane często w wersjach testowych.
Na plus zaliczyć można niektóre elementy oprawy. Jakość tekstur nie powala, otoczenie jest nijakie i nieciekawe, ale efekty świetlne wyglądają nieźle. Szczególnie dobre wrażenie robi niebo rozświetlane błyskawicami i gęste chmury.
Alone in the Dark: Illumination ma zadebiutować jeszcze przed końcem wiosny. Przed twórcami mnóstwo pracy. Doświadczenie oferowane przez wersję beta jest po prostu nieprzyjemne.