Anomaly 2 - Recenzja
Anomalie, morfowanie, globalne ochłodzenie, wszystkiemu zaś winni obcy.
Anomaly 2 mogła być kontynuacją idealną, a stała się „tylko” twórczym rozwinięciem pierwowzoru, z ciekawym trybem wieloosobowym na czele. Prosta fabuła z przeciętną grą aktorską i krótka kampania dla pojedynczego gracza - produkcja polskiego 11 bit studios pozostawia niedosyt. Potencjał był o wiele większy.
Od pierwszej części gry niewiele się zmieniło. W niedalekiej przyszłości, w 2018 roku, obcy przeprowadzili inwazję na Ziemię. Odtąd nic nie wygląda już tak samo. Świat to ruina, ludzkość jest zagrożona wyginięciem, miasta są opustoszałe, a na każdym kroku czyhają stacjonarne, mechaniczne bestie. Ocaleli ludzie przemieszczają się po planecie konwojami w poszukiwaniu pożywienia i rozwiązania beznadziejnej sytuacji. Jedna z opancerzonych karawan nazywa się Jukon, a my jesteśmy dowódcą o imieniu Jynx.
Słuchając wytycznych sierżantów, naukowców i własnego sumienia, przedzieramy się przez mroźne Stany Zjednoczone, tropikalną Brazylię, a wreszcie lądujemy w sercu samej Anomalii, dosłownie na krańcu świata. Zwykle naszym zadaniem jest przemieścić się z jednego końca mapy na drugi, zniszczyć wrogie budowle i ochronić własne pojazdy. Rozgrywkę obserwujemy z rzutu izometrycznego i jako dowódca ustalamy skład konwoju oraz wytyczamy ścieżki, po których będzie się przemieszczał.
Podczas gdy nasze mechy, czołgi i helikoptery próbują przedrzeć się przez betonową dżunglę pełną metalicznych obcych, stale mamy wpływ na rozwój wydarzeń. Jeśli uznamy, że nasi podopieczni powinni obrać inny kierunek trasy - wówczas pauzujemy grę, przełączamy się na neonowy widok taktyczny i tutaj wyznaczamy nowe ścieżki. Ponadto, dowódca może w trakcie potyczek naprawiać pojazdy albo zakłócać działania wrogich maszyn.
I, choć Anomaly 2 to gra stricte strategiczna, wymaga od odbiorcy sporego refleksu. W każdej chwili nasz garnizon może potrzebować wsparcia, a zbyt duża ilość przeciwników - umieszczenia wabika, który tymczasowo przyjmie na siebie cały ogień. Musimy strzec się wrogich wież na każdym zakręcie prostopadłych przecznic, bo kilka sekund nieuwagi może kosztować restart misji albo powrót do automatycznego punktu zapisu.
Gdy poruszamy się przez dłuższy czas po prostej drodze, warto zainwestować cenny kruszec w jednostki strzelające na daleki dystans. Z kolei gdy zbliżamy się do gęsto obstawionego terenu przez obcych, wówczas morfujemy, czyli przemieniamy nasze pojazdy jeżdżące w kroczące, a te sieją miotaczami ognia spustoszenie po dwóch stronach jezdni. Do dyspozycji jest pięć rodzajów jednostek, z czego każda ma alternatywną wersję działania uruchamianą w dowolnej chwili. W arsenale znajdzie się więc miejsce zarówno dla mocno opancerzonych czołgów, jak i pomocniczych helikopterów wzmacniających oddział dodatkowym pancerzem lub sztukmistrzów sprawiających, że na krótką chwilę cała nasza karawana znika.
„Na pierwszy rzut oka przeciwnicy wyglądają znajomo, ale część z nich zyskała nowe możliwości ataku lub obrony.”
Morfowanie jednostek to nowość w serii Anomaly, znacznie urozmaicająca rozgrywkę. Sprawia, że każdy etap możemy przejść na mnóstwo sposobów. Miłymi odchyleniami (żeby nie powiedzieć, anomaliami) od normy są również dodatkowe cele do wykonania oraz nieoczekiwane zwroty akcji. Te pierwsze zwykle ograniczają się do podjęcia większego trudu niż każe główna oś fabuły i skierowania brygady na krańce mapy, w których czekają dodatkowe jednostki lub leżący bezczynnie cenny kruszec, stanowiący walutę w grze. Z kolei kilka prostych zwrotów akcji w grze przekłada się na konieczność zmiany taktyki rozgrywki o 180 stopni, np. jeździć w kółko stacji badawczej i ją chronić, albo poruszać się wyłącznie dowódcą i na własnych nogach unieszkodliwiać system alarmowy wroga.
Na pierwszy rzut oka przeciwnicy - mechaniczne wieże - wyglądają znajomo, ale część z nich zyskała nowe możliwości ataku lub obrony. Na przykład, w pierwszej części Anomaly spotykaliśmy na drodze do zwycięstwa wieżę, która skondensowanym strumieniem lasera zadawała duże obrażenia naszym podopiecznym, ale wyłącznie wtedy, gdy znajdowali się naprzeciwko wroga. W „dwójce” podobna jednostka potrafi atakować także na boki, co sprawia dodatkową trudność w rozsądnym planowaniu przeprawy.
Choć kampania fabularna pozwala cieszyć się grą nawet przez kilka godzin, to nie umiałem znaleźć sensownych powodów, by ponownie do niej wrócić. Owszem, cztery zróżnicowane i dające mocno w kość poziomy trudności zachęcają do podjęcia wyzwania, ale mimo wszystko do gry wkrada się małymi krokami rutyna. „Przedostań się z jednego punktu do drugiego, zniszcz to i to, zdobądź to, nie daj się zabić” - i tak w kółko. Wciąż nie mogę oprzeć się wrażeniu, że seria Anomaly sprawdza się najlepiej podczas krótkich sesji.
Przeciętną zachętą są również dialogi naszych przełożonych czy monologi mechanicznych bestii. Po ukończeniu gry (co ciekawe, na dwa sposoby) nie poczułem ani dzikiej satysfakcji, ani wyrzutów sumienia. Sytuacji nie ratuje gra aktorska, która w obliczu zagłady lub uratowania ludzkości zachowuje się dość powściągliwie w swoich okrzykach, ale może to wina surowego, wojskowego wychowania. Za to od czasu do czasu żołnierzom lub opisom samouczka wymsknie się niezły żart, ukazujący dystans do świata czy do gier wideo w ogóle. To miłe.
Podobnie jak pierwsza część serii, Anomaly 2 zachwyca oprawą wizualną. Wykonane z pietyzmem modele jednostek, eksplozje i przedstawienie arktycznego klimatu wymieszanego z równikowym lasem robią wrażenie.
Najciekawszym dodatkiem jest jednak tryb wieloosobowy. Wcielamy się albo w przywódcę mobilnego garnizonu, albo w rasę obcych. Wygrywa ten gracz, który uzyska z góry określoną liczbę punktów lub wystarczającą przewagę. Oczywiście, obie strony mają inne jednostki i umiejętności do dyspozycji oraz odmienne cele. Ludzie muszą za wszelką cenę dotrzeć do głównego budynku obcych i go zniszczyć, zaś mechaniczna rasa powinna, naturalnie, ochronić bazę.
„Podobnie jak pierwsza część serii, Anomaly 2 zachwyca oprawą wizualną.”
Napieramy lub odpieramy desant, modyfikujemy jednostki lub stawiamy nowe wieże i budynki. Rozwijamy technologiczne drzewko i uzyskujemy cenny surowiec. Goni nas czas i myśl, że po drugiej stronie ekranu jest drugi gracz, być może urodzony strateg. Zróżnicowanie rozgrywki wieloosobowej na kilku dostatecznej wielkości mapach stanowi ogromne wyzwanie i dostarcza masę frajdy. Niezależnie od strony konfliktu i (nie)znajomego, z którym przyszło mi toczyć boje - bawiłem się świetnie. W zasadzie kampanię fabularną można potraktować jako idealne wprowadzenie do trybu multiplayer, któremu wróżę długie życie.
W Anomaly 2 wszystko jest na opak. Dostarcza emocji, akcji i wymaga refleksu, choć jest strategią, w której pierwsze skrzypce gra rozsądne planowanie. Zamiast bronić wież - atakujemy je, a dodany tryb wieloosobowy jest ciekawszy niż kampania fabularna. Świetny tytuł, który chwilami potrafi być jednak nużący i schematyczny.