Armikrog - Recenzja
Plastelinowe łamigłówki.
Po kilku opóźnieniach, Armikrog w końcu ląduje na komputerach, przynosząc ze sobą ducha klasycznych przygodówek, fantastyczną oprawę oraz - niestety - sporo błędów.
Sympatyczny bohater gry to Tommynaut, a jego zadaniem - jakże odkrywczym - jest uratowanie rodzinnej planety przed zagładą. Aby zapobiec katastrofie, razem z pieskopodobnym towarzyszem Beak-Beakiem ruszamy na poszukiwania egzotycznego minerału o nazwie P-tonium. Katastrofa statku kosmicznego zmusza nas jednak do awaryjnego lądowania w tajemniczej budowli, z której musimy się wydostać.
W trakcie rozgrywki używamy wyłącznie myszy. Dość powiedzieć, że z głównego menu nie da się nawet wyjść za pomocą klawisza Escape. Jedyna opcja w ustawieniach to włączenie lub wyłączenie (nielicznych) napisów. Brakuje wsparcia dla panoramicznych rozdzielczości, a obiekty na ekranie wskazujemy systemowym kursorem, wybitnie nie pasującym do oprawy.
Trudno także przyjąć, że mamy do czynienia z grą „przygodową”. Wydaje się, że do przygód potrzebna jest jakaś opowieść, tymczasem całe założenia fabuły w produkcji studia Pencil Test poznajemy w pierwszym przerywniku, czyli w piosence w stylu Earthworm Jim. Warto włączyć napisy, żeby zrozumieć słowa.
Nie spotkamy też zbyt wielu postaci, nieczęsto słuchamy rozbudowanych dialogów. W jednej z lokacji znajdujemy kluczowe dla fabuły dziecko, w innym pomieszczeniu na ścianie spisana jest dziwna historia, ale szczerze mówiąc nigdy nie przejmujemy się ogólnymi wydarzeniami. Jesteśmy tu po to, by klikać i rozwiązywać łamigłówki, więc Armikrog opisać można więc raczej jako grę logiczną.
Zabawa jest dosyć trudna. Mamy tu cały szereg rozwiązań z klasycznych przygodówek - przyciski zmieniające coś na innej planszy i zagadki dźwiękowe. Jest też cała masa symboli do zapamiętania, a także konieczność odtworzenia pewnej sekwencji, co może zmusić nas do wracania się przez całą mapę. Przed przystąpieniem do zabawy na pewno warto uzbroić się w kartkę i długopis.
Gra wygląda fantastycznie. To duchowy następca The Neverhood, więc nie mogło obyć się bez charakterystycznej oprawy z plasteliny, kartonu, pluszu i innych elementów z prawdziwego świata, z animacjami wykonanymi metodą poklatkową. To zdecydowanie najmocniejszy element produkcji.
Trudno sobie wyobrazić, ile pracy musiano włożyć w misterne przygotowanie w ten sposób tak wielu różnorodnych lokacji. Produkcja nie jest długa i kończy się po kilku godzinach, w zależności od sprawności naszych szarych komórek, ale niemal każdy odwiedzany ekran zaskakuje szczegółami czy pomysłami.
Świetna oprawa wiąże się jednak z pewnym irytującym problemem technicznym. W innych produkcjach tego typu twórcy stawiają najczęściej na ręcznie rysowaną grafikę, ale przedmioty do znalezienia są wyraźne. Tymczasem w Armikrog wszystko jest z plasteliny i trudno odróżnić, co można kliknąć, a co jest tylko ozdobnikiem.
Mógłby pomóc na przykład specjalny kursor, który podświetlałby się po najechaniu na aktywny obszar - sterujemy jednak za pomocą zwykłej strzałki z Windows. Tymczasem wysoki poziom trudności sprawia, że nietrudno utknąć, a część obiektów ma dodatkowo wyjątkowo kapryśne „strefy” kliknięcia. Czasami wydaje się, że dany element nie jest do niczego potrzebny - do czasu, gdy wciśniemy odpowiednie miejsce.
Wszystko to sprawia, że rozgrywka często sprowadza się do biegania w kółko i nerwowego klikania w każdy piksel. Część graczy powie, że to urok produkcji tego typu, ale w dzisiejszych czasach przygotowanie własnego kursora i odpowiedniego wykrywania kliknięć powinno być chyba standardem.
Nie brakuje też innych problemów: gra aktorska - gdy już pojawią się dialogi - jest świetna, ale już same głosy nagrano nierówno, a zdarza się, że całe udźwiękowienie znika i wymusza restart. W moim przypadku okazało się, że aplikacja nie pytała o zapis rozgrywki przed wyjściem, a automatyczne zapisy są raczej rzadkie - to bywa problematyczne. Twórcy obiecują łatki.
Widać, że deweloperom przydałoby się kilka miesięcy więcej na dopracowanie szczegółów - to nie było jednak możliwe, ponieważ gracze byli dostatecznie poirytowanie poprzednimi opóźnieniami.
Szkoda. The Neverhood miało swój nietypowy styl i klimat (no i własny kursor), ale do „duchowego następcy” przeniesiono tylko poziom trudności zagadek i wspaniałą oprawę. Armikrog wystarczy na kilka godzin łamania głowy, ale na pewno nie zasłuży na podobny status legendy.