Artur Cnotalski: Pięć najlepszych gier 2014 roku
Monotematycznie.
Moja lista jest bardzo monotematyczna - wszystkie gry to RPG lub przedstawiciele innych gatunków zawierający elementy RPG. Wynika to z faktu, że w niektóre ciekawe, a wydane w tym roku produkcje - jak chociażby Śródziemie: Cień Mordoru - zwyczajnie nie zdążyłem jeszcze zagrać. I chociaż imponuje mi fakt, że gra okrzyknięta z początku „Assassin's Creed: Morodor” spodobała się wielu osobom bardziej niż najnowsza odsłona serii Ubisoftu, nie chcę chwalić produktu nie do końca znanego.
Nie wiem, czy mając możliwość wymienienia większej liczby tytułów dodałbym do listy coś jeszcze - Age of Wonders III, choć dobre, nie rozkochało mnie w sobie, This War of Mine sprawiło, że przed podjęciem niektórych decyzji drżały mi ręce, ale dyskomfort, jaki wywołało okradanie staruszków i zostawianie bogu ducha winnych cywilów na śmierć sprawia, że raczej już do niego nie wrócę.
Dwie gry Amplitude - Endless Legend i Dungeon of the Endless - zjadły wiele godzin mojego czasu, a mimo to ciężko mi którąkolwiek z nich nazwać jedną z najlepszych w tym roku, a Doorkickers, bez wątpienia jedna z najsilniejszych pozycji z gatunku gier taktycznych, lepiej sprawdza się podczas krótkich posiedzeń, niż gdy mam ochotę pograć w coś przez wiele godzin.
Rok 2014 był świetnym rokiem dla RPG-ów i jeszcze lepszym dla gier niezależnych, które miały okazję dostać trochę więcej „czasu antenowego” niż zazwyczaj. Tymczasem duzi producenci szykowali się do drugiej fazy ofensywy na konsole najnowszej generacji, a Ubisoft ze swoimi Valiant Hearts, Child of Light i Might & Magic X: Legacy pokazał, że francuskiego wydawcy nie interesują tylko fani wielkich produkcji, lecz także miłośnicy mniejszych, niszowych tytułów. To miła niespodzianka i dobry znak na przyszłość.
Jako fan Kickstartera i produktów dzięki niemu powstałych, czuję się lekko zawiedziony - w porównaniu z poprzednimi latami 2014 nie przyniósł zbyt wielu nowych, ciekawych projektów. Tim Schaffer z Double Fine pokazał, że crowdfundingowa platforma jest traktowana przez niektórych jak maszynka, dzięki której za pieniądze fanów można robić zaledwie przeciętne gry.
*
1. Divinity: Grzech Pierworodny
Podczas kampanii na Kickstarterze studio Larian udowodniło, że ma doskonały kontakt z odbiorcami i chce stworzyć taką grę, w jaką wspierający chcą faktycznie zagrać. Grzech Pierworodny nie opowiada może najciekawszej historii w dziejach komputerowej rozrywki, ale belgijskie studio zrobiło coś, czego nie udało się parę lat temu dokonać odpowiedzialnemu za Neverwinter BioWare - stworzyło grę, w której mam narzędzia, by nie zgadzać się w kwestiach fabularnych z innym graczem i rozwiązywać nieporozumienia dzięki systemowi, który nie jest może najbardziej wyrafinowany, ale daje sporo frajdy - zabawa w papier, nożyce i kamień ma w sobie ten smaczek dzieciństwa i licytowania się o bzdury z kolegami z podwórka.
Różnica między Grzechem Pierworodnym a większością tytułów kooperacyjnych polega na tym, że zazwyczaj dokładnie wiemy, gdzie kończy się tryb rozgrywki dla pojedynczego gracza, a zaczyna „multiplejer” - fabuła i mechanika stają się zazwyczaj prostsze, aby zagwarantować, że dwie lub kilka osób będą w stanie przeć naprzód. Produkcja Larian to przygoda dla dwóch osób, która zachowuje ducha trybu „single”: rozbudowana pod względem fabularnym, bogata w dialogi i wyzwania, których rozwiązywanie przy udziale współgracza daje sporo frajdy. Nawet jeśli inne wydane w tym roku tytuły przewyższały belgijską grę pod względem jakości opowieści, modelu rozgrywki czy oprawy graficznej, Divinity wyróżnia się tym, że jest unikalne, a to najlepsza pochwała, jaką można dać na rynku, na którym codziennie pojawia się kilkanaście nowych tytułów.
2. The Banner Saga
W odróżnieniu od wielkich Kickstarterowych produkcji, takich jak Broken Age, Wasteland 2 czy Pillars of Eternity, za Banner Saga nie stało znane studio, które mogło pochwalić się wielkimi osiągnięciami, co z mojego punktu widzenia ustawiło grę znacznie wyżej w hierarchii Fajnych Rzeczy Zrobionych na Kickstarterze, bo - podobnie jak FTL - produkcja Stoic udowadniała, że liczy się pomysł, a nie nazwiska. Dlatego na premierę czekałem bardzo niecierpliwie.
Twórcy obiecywali dorosłą historię, skierowaną do odbiorców lubiących poważne opowieści i trudne wybory oraz oszałamiającą animowaną oprawę graficzną uzupełnianą przez równie interesującą ścieżkę dźwiękową. Z mojego punktu widzenia dotrzymali słowa w każdej z tych kwestii. Do gry podchodziłem trzy razy: dwa, by zbadać konsekwencje różnych decyzji i sprawdzić, z czego będę najbardziej zadowolony, i po raz trzeci, by przygotować sobie historię, którą będę kontynuował w drugim epizodzie, łącznie poświęcając na grę ponad trzydzieści godzin. Było warto.
3. Dota 2
Dota 2 zadebiutowała co prawda dla szerokiej publiczności w połowie roku 2013 a pełną parą ruszyła niemal dokładnie rok temu, jednak to 2014 pokazał prawdziwą potęgę produkcji Valve. Fantastyczna społeczność, świetne, choć realizowane dość nieregularnie wydarzenia oraz przede wszystkim solidny model rozgrywki oprawiony w naprawdę dobrą grafikę - to olbrzymie atuty głównego konkurenta dla dominującego rynek gier MOBA League of Legends.
Dzięki promującemu grę filmowi Free To Play oraz szeroko zakrojonej kampanii mającej na celu popularyzację Doty 2 Valve doprowadziło do e-sportowego przełomu, turnieju The International 2014 z pulą nagród przekraczającą 10 milionów ufundowaną w znacznej części z kieszeni fanów. Chociaż sam finał wielkiego wydarzenia trudno nazwać fascynującym, oglądanie kolejnych meczy, podczas których (w większości chińskie) najlepsze drużyny wspinały się na szczyt było fantastycznym przeżyciem, a nie ma tygodnia, żebym nie poświęcił godziny czy dwóch na tę świetną, drużynową zabawę.
4. Shadowrun: Dragonfall
Z mojego doświadczenia wieloplatformowe gry skierowane także na tablety rzadko prezentują się tak dobrze, jak Shadowrun: Dragonfall, rzadko oferują też porównywalną jakość. Wydane na początku tego roku rozszerzenie do ufundowanego na Kickstarterze Shadowrun Returns zdecydowanie przewyższyło „podstawkę”, a wydana parę miesięcy później wersja reżyserska, zmieniająca między innymi interfejs, poprawiająca grafikę i dodająca nowe fryzury była wisienką na i tak bardzo przyjemnym torcie. Shadowrun: Dragonfall ma świetną fabułę i klimat, oferuje sporo smaczków dla osób znających „papierową” wersję Shadowruna i chociaż daleko mu do ideału, pozostaje jednym z najlepszych RPG-ów, jakie zobaczyliśmy w tym roku.
5. Dragon Age: Inkwizycja
Inkwizycja to świetny RPG, zawierający wszystko, czego można byłoby się spodziewać po grze od BioWare - fajne dialogi, dynamiczne przerywniki filmowe, ciekawe zadania... oraz masę zapychaczy czasu, które nieco zaburzają pozytywny odbiór, nabijając przy okazji dodatkowe godziny rozgrywki osobom, które czują potrzebę „lizać ściany” - sprawdzać każdy zakamarek mapy, czytać każdą książkę, wspinać się na każdą górę.
Dragon Age to klasa sama w sobie, pod wieloma względami lepsza od produkcji niezależnych, jak znajdujące się wyżej na liście Divinity czy Shadowrun, równoważąca akcję i fabułę lepiej niż Wasteland 2, na którego zabrakło mi tutaj miejsca, i olśniewająca graficznie dzięki silnikowi Frostbite 3. Momentami trudno jednak nie odnieść wrażenia, że mocno ugrzeczniona wizja świata to krok w tył w stosunku do Dragon Age: Początek, które przedstawiło Thedas jako poważne i ponure miejsce. Nie żałuję ani jednej godziny spędzonej na sterowaniu poczynaniami Inkwizytora, a to sporo, zważywszy na fakt, że ratowanie świata tym razem zajęło mi ponad cztery pełne doby.