Assassin's Creed 3 - Recenzja
Onkwehonwehneha sata:ti.
Gra studia Ubisoft Montreal powinna zadowolić wszystkich miłośników serii, także tych, którzy narzekali na brak nowości i powtarzalność. Może Assassin's Creed 3 nie oferuje rewolucji w rozgrywce i mechanice, ale spójność i obszerność świata, ujmujący nastrój XVIII-wiecznej Ameryki i wciąż sprawiające wiele przyjemności walki, to wystarczający powód, aby rozkoszować się tą opowieścią.
Opowiedziana historia nie jest czarno-biała, a walczący o wyzwolenie koloniści nie są niewiniątkami. Są zawirowania, zdrady i niespodzianki. A w centrum całego zamieszania główny bohater - Connor. Facet z krwi i kości, którego motywacje łatwo zrozumieć - jest rdzennym mieszkańcem Ameryki, a w dzieciństwie najeźdźcy spalili wioskę, w której mieszkał. Początek, jak zwykle, jest zresztą dość zaskakujący. Osoby, które nie miały styczności z serią ucieszy informacja, że nie jest wymagana znajomość poprzednich odsłon Assassin's Creed.
Tło historyczne pozostaje tłem. Jeżeli ktoś planuje nauczyć się czegoś na temat rewolucji amerykańskiej, to bez przeglądania zawartej w grze encyklopedii zbyt wiele się nie dowie. Eliminując kolejne ofiary z Ezio Auditore w Assassin's Creed 2 lepiej poznawaliśmy historię Włoch. W Assassin's Creed 3 bierzemy udział w słynnych wydarzeniach, ale na pierwszy plan wybija się Connor oraz konflikt templariuszy z asasynami. Ostatecznie nic w tym złego, fabuła jest świetnym motorem napędowym do grania. Jedyną niezrozumiałą decyzją są czasami pourywane sceny. Umawiamy się na spotkanie w karczmie, wchodzimy i… ciach! Za chwilę pojawia się napis „6 miesięcy później” i akcja przenosi się w inne miejsce. Być może twórcy nie chcieli za bardzo rozwlekać gry, ale wyszło nieco dziwnie.
„W Assassin's Creed 3 bierzemy udział w słynnych wydarzeniach, ale na pierwszy plan wybija się Connor oraz konflikt templariuszy z asasynami.”
Napisy końcowe pojawią się po około 14 godzinach grania. Na tym zabawa w Assassin's Creed się nie kończy - to gra z otwartym światem. Czeka na nas Boston, Nowy Jork i lasy.
Nie ma co ukrywać, Boston i Nowy Jork wyglądają praktycznie tak samo i nie są aż tak ciekawe jak Wenecja, Rzym czy Florencja. Nie ma charakterystycznych budowli. Wszystko jest do siebie dość podobne, a niska zabudowa powstrzyma fanów szalonego parkuru. Na otarcie łez, można poskakać po masztach statków w porcie lub wdrapać się na wieżę kościoła. Sytuację ratuje tchnięcie życia w mieszkańców. Ktoś przenosi skrzynki, ktoś inny targuje się ze sprzedawcą. Są też dzieci, psy, koty, świnie i co tylko dusza zapragnie. Na duży plus zmienne warunki pogodowe - słońce, deszcz, mgła, burza. Rewelacyjnie graficznie wypadają różnice pomiędzy lokacjami zimą i latem.
Widać, że twórcy najwięcej uwagi poświęcili lasom - terenom amerykańskiego Pogranicza. Faktycznie, stworzyli prześliczny, fantastyczny krajobraz. Skakanie po drzewach daje niesamowitą frajdę i wygląda bajecznie. Poprawiona animacja postaci jest więcej niż zauważalna. Na tym wszystkim zyskały walki. Z przyjemnością patrzy się na piruety i uniki Connora. Mechanika nie przeszła większych zmian i nadal najskuteczniejszy jest kontratak.
Asasyn w akcji
Asasyn ma do dyspozycji nowe bronie. Linka z hakiem działa jak bicz, ale i pozwala powiesić nieszczęśnika na drzewie. A to się nigdy nie nudzi. Dzięki łukowi bez hałasu pozbędziemy się strażników. Hałasu co nie miara robi za to broń palna, ale przeładowanie trwa wieczność. W praktyce więc strzela się raz, a walkę kontynuuje bagnetem lub bardziej tradycyjną bronią białą. Nie ma obaw - Assassin's Creed nie zmienił się w strzelankę. Tomahawk znany z okładki w zasadzie spisuje się jak zwykły miecz, ale podczas skradania służyć może do skrytobójstwa; podobnie jak dobrze znane wszystkim złoczyńcom ukryte ostrze. Niezwykle efektownie wyglądają nowo wprowadzone „asasynacje” podczas biegu.
Nie zmieniła się koncepcja większości misji. Jeżeli ktoś miał styczność z poprzednimi częściami, wie czego oczekiwać. Skradanie się, eliminacja ważnego celu i otwarta walka - to wszystko nadal sprawia ogromną przyjemność i frajdę, lecz próżno szukać tu nowości. Są malutkie fragmenty, gdzie wprowadzono nieszablonowe pomysły - większość jest związana z fabułą. Nie chcąc więc psuć nikomu zabawy, szczegółów nie zdradzę. Ale to miły akcent.
Wspomnieć należy o szumnie zapowiadanych walkach z setkami żołnierzy na wielkich polach bitwy. Tak naprawdę, przemykamy się przez te walki szerokim łukiem, więc trochę traci to sens. Równie mocno promowane, ale znacznie lepiej zrealizowane są bitwy morskie. Pomysł jest prosty: dwie prędkości żeglowania, dwa rodzaje armat. Ale sprawdza się rewelacyjnie. I jak wygląda! Sztorm, fale, płonące statki i biegająca po całym okręcie załoga robi wrażenie.
Gra nadal jest łatwa, ale wypełnienie dodatkowych wytycznych, aby osiągnąć stuprocentowy wynik jest już wyzwaniem.
Cieszy duża liczba zajęć pobocznych. Rozbudowywanie osady, zbieractwo najróżniejszych rzeczy, kompletowanie bractwa asasynów czy mini-misje z mini-historią zapewnią sporo zabawy. Część pomysłów zaczerpnięto z poprzednich części, inne zmodyfikowano; wymyślono także parę nowych rzeczy. Ciekawe jest polowanie na zwierzęta, kiedy to trzeba zastawiać pułapki i mieć oczy dookoła głowy. Szkoda, że walka z drapieżnikami to Quick Time Event na dwa przyciski. Osobliwe, bonusowe zadanie dostępne po epilogu ucieszy fanów starej szkoły.
Nie wszystko zagrało
Największym rozczarowaniem i jednocześnie chyba jedyną rzeczą, którą Assassin's Creed 3 zawiedzie wszystkich miłośników gier, jest znaczna liczba pomniejszych błędów. Tyle wpadek nie zdarzyło się specjalistom z Ubisoftu przez ostatnie trzy odsłony razem wzięte. Pojawiają się problemy z detekcją kolizji i czasami wszystko kompletnie głupieje. Obiekty lubią przez siebie przenikać, koń zawieszać o elementy otoczenia, a uczynki Connora wprawiają w osłupienie - kilkanaście razy bohater zareagował zupełnie w innym sposób, niż planowałem. Można przymknąć na to oko, ale co powiecie na zawieszające misję błędy albo uniemożliwiające kontynuację gry, znikające znaczniki misji? Pomógł dopiero restart punktu zapisu. Fakt: zdarzyło się to łącznie trzy razy.
Multiplayer nie przeszedł praktycznie żadnych zmian. Są mapy nie tylko miejskie - rozgrywka toczy się także w dziczy, podobnie jak w kampanii. Zamęt potrafi zasiać mgła, która ograniczy nagle widoczność. Poza tym - to samo, co w Brotherhood i Revelations. Tryb kooperacji niczym nie odróżnia się od zwykłej rozgrywki. Każdy zabija kierowaną przez sztuczną inteligencję postać w innym miejscu. Nie ma osobnych pełnoprawnych misji, jak choćby w nadchodzącym Far Cry 3. To maltretowanie losowo pojawiających się botów, co jest mocno średnie. Ogólnie jednak, granie przez sieć przez jakiś czas jest niezłą zabawą. Potem na jaw wychodzi brak głębi i chaos w rozgrywce.
Tytuł został zlokalizowany - na wszystkich platformach pojawiają się polskie napisy. Tłumaczenie jest jak najbardziej poprawne i nie pozostaje nic innego, jak tylko się cieszyć.
Assassin's Creed 3 miał zakończyć historię Desmonda Milesa i odpowiedzieć na wiele pytań. Cztery części i pięć długich lat budowania napięcia wreszcie doczekało się finału. Jego ocena, to kwestia indywidualna - ale przynajmniej wreszcie wiadomo o co chodzi.