Skip to main content

Assassin's Creed Chronicles: China - Recenzja

Ciekawy spin-off.

Interesująca odskocznia od tradycyjnej formuły cyklu. Niepozbawiona niedociągnięć, ale wystarczająco angażująca.

Nowe dzieło Ubisoftu pozytywnie zaskakuje. Choć od czasu do czasu przeszkadzają pewne niedoskonałości, to przygoda jest interesującą odskocznią od tradycyjnej formuły cyklu Assassin's Creed.

Wcielamy się w Shao Jun, Chinkę znaną z pewnością wszystkim, którzy mieli okazję obejrzeć animowany film Assassin's Creed: Embers. Jun była szkolona przez Ezio Auditore. Akcja gry osadzona jest w Państwie Środka, w drugiej połowie XVI wieku. Bohaterka walczy, jakże by inaczej, z Templariuszami i stara się odzyskać pewien cenny przedmiot.

Trzeba przyznać, że fabuła stanowi raczej tło i nie jest szczególnie interesująca. Uwagę zwracają jednak pięknie wykonane, akwarelowe plansze zastępujące zwykłe cut-scenki. Shao Jun wydaje się ciekawą postacią, choć z niewykorzystanym potencjałem. Byłoby świetnie zobaczyć ją w pełnoprawnej odsłonie serii.

Miło widzieć, że deweloperzy pracujący nad tak znaną i ogromną marką nie wstydzą się oczywistych inspiracji produktem niezależnym, a konkretnie - grą Mark of the Ninja. Formuła rozgrywki Chronicles: China od początku przypomina hit od Klei Entertainment i właśnie to podobieństwo czyni zabawę angażującą.

Obowiązkowy motyw chowania się pośród cywili jest obecny, ale tylko w 2-3 misjach

Akcję obserwujemy z boku, niczym w grze platformowej. Większą część niemal czterogodzinnej przygody spędzamy na skradaniu się i główkowaniu, jak ominąć kolejny patrol wroga. Z czasem nabieramy wprawy i płynnie przechodzimy przez kolejne etapy, wiedząc już jak wykorzystywać otoczenie.

Fascynujące, że dopiero w grze będącej tak naprawdę spin-offem możemy poczuć się jak prawdziwy skrytobójca. Największą satysfakcję sprawia zabawa w ducha, omijanie większości przeciwników jest możliwe - a jednocześnie stanowi duże wyzwanie. Nieco łatwiejsze jest podejście „na zabójcę”, czyli ciche eliminowanie kolejnych strażników.

By nie wywoływać alarmu, musimy chować się za kolumnami lub w zaciemnionych miejscach. Nie wypada też zostawiać na widoku ciał - możemy wrzucać je do skrzyń lub w krzaki. Każde wykrycie i zwrócenie uwagi wroga sprawia, że otrzymujemy mniej punktów. Oczywiście nie przeszkadza to w ukończeniu etapu. Każdy poziom można przejść pozostając na widoku, starając się po prostu uciec, a w razie potrzeby - walczyć.

Starcia nie są jednak szczególnie przyjemne. System walki mieczem nie jest zbytnio rozbudowany, nie zdobywamy też żadnych nowych broni. Pojedynki bywają jednak trudne, kiedy zaatakuje nas grupa przeciwników - taki stan rzeczy zachęca tylko do pozostawania niewykrytym.

W omijaniu wrogów pomagają gadżety, choć nie ma ich wiele - to noże do rzucania, bomby ogłuszające oraz specjalne strzałki wydające charakterystyczny dźwięk, który odwraca uwagę strażników.

Zobacz na YouTube

Rozwój postaci następuje automatycznie. Po każdym etapie zdobywamy dodatkowe umiejętności lub bonusy. Wyjątkowo dobry wynik punktowy może czasem skutkować kolejnymi ulepszeniami. Punkty zdobywamy w różnych kategoriach, zależnie od stylu - może to być Duch, Asasyn lub Zabijaka.

Produkcja sprawdza się jako prosta skradanka. Szkoda tylko, że twórcy postanowili na siłę wprowadzić etapy rodem z filmu akcji, w których musimy uciekać z płonącego pałacu albo innej lokacji. Pierwsza tego typu misja jest nawet ekscytująca, ale dwie kolejne już niekoniecznie. Podobnie wygląda formuła ostatniego zadania, co trochę rozczarowuje, a nawet irytuje - bo momentami gra wymaga od nas małpiej zręczności, by bohaterka zdążyła zeskoczyć ze spadającego fragmentu muru.

Assassin's Creed Chronicles: China to udany i ciekawy spin-off. Chociaż nie mamy do czynienia z grą idealną, niedociągnięcia są momentami odczuwalne zbyt mocno, to skradanie i zabawa w prawdziwego zabójcę sprawiają sporo przyjemności.

7 / 10

Zobacz także