Skip to main content

Assassin's Creed Origins - Recenzja

Złoto pustyni.

Eurogamer.pl - Rekomendacja odznaka
Wielki powrót marki, która potrzebowała przerwy, by zaoferować świeżą formułę. Prawdopodobnie najbardziej pozytywne zaskoczenie tej jesieni.

Najlepsze, co mogło przydarzyć się serii Assasin's Creed to wprowadzenie tylu zmian, żeby gracz na początku nie był pewien, z czym tak naprawdę ma do czynienia. Origins zaskakuje, ale też uatrakcyjnia klasyczne elementy cyklu, powracające w nieco innej formie. Gra podnosi poprzeczkę na tyle wysoko, że trudno wyobrazić sobie powrót do poprzednich części. Postęp godny docenienia.

Początek przygody z pozoru nie różni się specjalnie od innych odsłon. Poznajemy rys historyczny, główny okres akcji - co w przypadku wojny domowej w Egipcie pomiędzy Ptolemeuszem XIII i Kleopatrą obiecuje wiele. Nie mogliśmy się jednak spodziewać tak mocnej genezy bohatera. Opowieść Bayeka jest brutalna i smutna, a z czasem poznajemy też ciężki los wielu innych postaci.

Tym razem zespół scenarzystów zadbał o to, by - wzorem trzeciego Wiedźmina - opcjonalne i poboczne misje w ramach nagrody poruszały samą opowieścią. Warto zaznaczyć, że w grze przedstawiane są mocne tematy, jak dzieciobójstwo, czy poronienia, a więc coś, czego nie do końca spodziewamy się w przygodowej grze akcji, choć pasuje do przedstawionych realiów.

Zobacz: Assassin's Creed Origins - Poradnik, Solucja

Główny wątek w swojej strukturze - likwidowania kolejnych, coraz ważniejszych dla fabuły celów - wydaje się taki sam, jak wcześniej. Jednak tym razem każda ofiara to nowe podejście do tematu. To już nie tylko schematyczna zmiana obszaru, kilka niezwiązanych ze sobą misji i na końcu ubicie wroga.

Jedyna szansa na bliskie spotkanie ze Sfinksem, zanim stracił nos

Tym razem zawsze otrzymujemy serię zadań bliższą grze RPG, kończącą się raz ciekawą intrygą, innym razem pojedynkiem z bossem niczym w God of War, a kiedy indziej misją skradankową, a nawet zwrotem akcji, który okazuje się triumfem drugiej strony. Z pewnością większość „tych złych” zapamiętamy na nieco dłużej z racji niesztampowych charakterów i ich motywacji.

Ze względu na obecny system poziomów postaci - i sugerowanych poziomów misji - momentami, by kontynuować główny wątek, musimy wykonywać zadania dodatkowe. Twórcy zadbali o to, żeby w rozległym Egipcie było co robić, a każdy region snuł swoją własną opowieść. Udało się to zrealizować w pełni - po raz pierwszy od Assassin's Creed 2 z zaciekawieniem poznajemy każdy nowy wątek, bez przymuszenia z racji konieczności „levelowania” - a raczej z czystej chęci przeżycia przygody.

Zmiany w rozgrywce można odczuć od razu. Model walki kompletnie porzuca system zależnych czasowo parowań na rzecz otwartych starć rodem Horizon czy nawet serii Dark Souls. Starcia są więc mniej filmowe - to nie zlepek animacji wynikających z odpowiedniego wciskania jednego przycisku. Pojedynki wymagają więcej uwagi i przywracają grze dreszcz emocji. Jest też nieco chaotycznie, a każde starcie zaskakuje i ekscytuje ryzykiem porażki.

Potyczki w grupie wymagają orientacji w terenie, przystosowania się do modelu ataku i bloku, parowania tarczą, a nawet odpowiedniego doboru ekwipunku. System zbierania oręża różniącego się nie tylko stylem walki, ale i statystykami oraz dodatkowymi właściwościami pozwala na dostosowanie zabawek do naszych potrzeb.

Recenzja Assassin's Creed Origins powstała na podstawie wersji gry na Xbox One

By kontrolować grupy oponentów stosujemy wolniejsze bronie dwuręczne, oferujące jednak większy zasięg. W starciach pojedynczych możemy się do woli pojedynkować mieczami i sztyletami. Rozwijanie drzewka umiejętności poszerza wachlarz działań, zarówno w zakresie nowych ataków, jak i używania gadżetów: bomb dymnych, trujących strzałek, a nawet utylizowania usypiających strzałek tylko po to, by oswoić dzikiego kota i wykorzystać go do zasadzki na zbliżających się wrogów.

Kontynuacja recenzji na następnej stronie