Skip to main content

Assassin's Creed Origins - świeży powrót w dobrze znanej formule

Wrażenia z rozgrywki.

Seria Assassin's Creed ma już dziesięć lat. Cała dekada z ponurym Altairem, biednym Desmondem i kreacją uniwersum z animusem, Abstergo, ukrytymi ostrzami i zabójcami w kapturach. Poza tym ostatnim elementem, Assassin's Creed Origins stara się jak może, by wyglądać na całkiem świeże podejście do cyklu. Na ostatnim pokazie przed premierą mieliśmy cztery godziny na zapoznanie się z otwartym światem.

Ubisoft oferuje historyczną piaskownicę w każdej odsłonie, ale Origins to naprawdę ogromne i skąpane w słońcu miejsce. Egipt jest gwiazdą gry, od zakurzonych poletek do krzykliwych świątyń, alejek z palmami i - w oddali - ogromnych miast, takich jak Aleksandria. Piechotą, na koniu czy wielbłądzie, przez godziny możemy po prostu zwiedzać i obserwować codzienne życie mieszkańców i okolicznej fauny. Równie imponująca jest możliwość przewinięcia czasu w dowolnym momencie, za pomocą jednego przycisku zamieniając poranek w wieczór czy popołudnie w noc.

Choć Egipt na pewno imponuje, to jakość otwartego świata nie powinna być niespodzianką. Na targach E3 mieliśmy okazję pobawić się w nieco mniejszym wycinku piaskownicy, lecz teraz dostęp do znacznie większego obszaru uspokoił wszelkie obawy. Nasze cztery godziny chcieliśmy poświęcić jednak na zbadanie, jakie misje przygotowano, jak nowy system walki wypada po kilku godzinach zabawy i gdzie prowadzi główny wątek fabularny.

Zobacz na YouTube

Zacznijmy od bohatera. Bayek to klasyczne podejście do herosa w Assassin's Creed - mężczyzna z dobrym sercem, lecz skory do gniewu. Sympatyczny, lecz nie tak charyzmatyczny, jak Ezio. Swego rodzaju szeryf, nieco wbrew własne woli wplątany w ważne wydarzenia i rzucany na ścieżkę znanych figur z historii. Pomiędzy głównymi misjami mniej znaczący mieszkańcy także potrzebują jednak pomocy.

Zadania poboczne zastępują część ikon na mapie, z celami dodawanymi do dziennika i kolejnymi krokami do wykonania - jak w RPG. W testowanej przez nas wersji, główna linia fabularna znacząco podnosiła poziom trudności wraz z każdą kolejną misją, co nieuchronnie prowadzi gracza do wykonywania pobocznych aktywności w celu zebrania doświadczenia i lepszego ekwipunku.

Assassin's Creed od dawna ma ten czy inny system postępów postaci i poziomów, a także miejsce na ekwipunek. Origins idzie jednak znacznie dalej w obu tych sferach, jeszcze mocniej kładąc nacisk na elementy RPG. Inwentarz i ekran sprzętu przypomina bardziej Destiny, z kolorami i rzadkością podnoszonego wyposażenia. Lepsze elementy można znaleźć, otrzymać, kupić lub zbudować, a te zastępowane rozłożyć, by otrzymać walutę lub komponenty. Można oczywiście włączyć misję przeznaczoną dla postaci o wyższym poziomie, lecz należy wtedy spodziewać się wysokiego poziomu trudności.

Są też słoniki

To ponownie prowadzi do zadań pobocznych: lokalni rolnicy potrzebują wsparcia. Poznajemy drobne fakty na temat codziennego życia antycznego Egiptu i otrzymujemy całe mnóstwo zachęt do odwiedzania przeróżnych punktów na mapie. Śledzimy, walczymy, znajdujemy i odkrywamy. Te poboczne scenariusze są jednak pewnym rozczarowaniem. Można wyobrazić sobie, że spędzimy przy nich mnóstwo czasu, lecz spora ich część jest mało interesująca.

Dziesięć lat po debiucie serii nadal musimy zabić określoną liczbę przeciwników czy zwierząt, podnieść określoną liczbę przedmiotów i śledzić wskazanego delikwenta. Wracają na szczęście także śledztwa, z badaniem śladów i prostymi zagadkami do rozwiązania.

Ciekawsze są też misje z infiltracją strzeżonych obozów czy kryjówek wroga, gdzie zabijamy cel lub ratujemy więźniów. Po długim analizowaniu ścieżek patroli udało nam się uwolnić lwa z klatki tylko po to, by kotek rozszarpał nas na strzępy. Później było jednak nieco lepiej, gdy udało się idealnie zrealizować obrany plan i odjechać w stronę zachodzącego słońca bez jednego alarmu. Wszystko to tylko poprawia odświeżony system walki, który podmienia mało kreatywne wciskanie tych samych przycisków na bardziej rozbudowaną mechanikę, z blokami, obrotami i unikami.

Główne zadania fabularne są jeszcze lepsze, obejmując na przykład bardzo mile widzianą zmianę tempa, o której nie możemy jednak mówić w szczegółach. Reżyser Ashraf Ismail zapewnił jednak, że takich wyróżniających się momentów jest więcej. Jeden ze scenariuszów opowiada o Bayeku, który wraz ze swoją żoną - Ayą - wpada w sam środek politycznej zawieruchy w Egipcie, z Kleopatrą na czele.

Prosimy nie rabować grobowców. Lara nie będzie miała co robić.

Nie ma templariuszy, lecz jest podobna organizacja. Właśnie przywódców tej grupy wyeliminujemy w toku opowieści, obserwując schyłek potęgi Egiptu, gdy piramidy i sfinks są już antycznymi zabytkami, a tożsamość dumnego narodu testuje Juliusz Cezar i inne zagraniczne mocarstwa.

Pomysł na zrobienie z Origins prequela pozwala zrezygnować z założeń opowieści, na których musiały bazować poprzednie odsłony. Gra nie może jednak uciec od pewnych oczekiwań - oraz pewnych schematów - które definiują cykl już od wielu lat. Assassin's Creed musi zamieniać wydarzenia historyczne w walkę wolności i porządku - tego oczekują gracze.

Okazuje się jednak, że Assassin's Creed nie może obejść się także bez dobrze znanych zadań pobocznych, nawet jeśli mamy do czynienia z kolejnym odświeżeniem. Pewne elementy wracają ponownie, jak było po rezygnacji z Ezio w AC3, przejściu na wodę w Black Flag czy przy wprowadzeniu kooperacji w Unity. Origins to kolejna ewolucja formuły i wielki świat, w którym na pewno spędzimy niezliczone godziny. Ale to także dobrze znane Assassin's Creed, więc po czterech godzinach odeszliśmy od komputera uspokojeni - ale bez poczucia zaskoczenia.

Assassin's Creed Origins debiutuje 27 października na PC, PS4 i Xbox One.

Zobacz także