Skip to main content

Assassin's Creed: Rogue - Recenzja

Bratobójcza wojna.

Konflikt asasynów i templariuszy od początku serii poznawaliśmy tylko z jednej perspektywy. Pierwsi walczyli o wolność, drudzy chcieli ją ograniczyć społeczeństwu. Z każdą kolejną częścią pojawiają się jednak sygnały, że sytuacja nie jest tak czarno-biała, jak mogłoby się wydawać. Assassin's Creed: Rogue przedstawia właśnie ten odmienny punkt widzenia.

Poznajemy historię irlandzkiego asasyna Shaya Patricka Cormaca - członka bractwa Achillesa Davenporta. Akcja toczy się pomiędzy wydarzeniami z trzeciej i czwartej części - na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych. Connor prawdopodobnie się jeszcze nie urodził, a Haytham Kenway dopiero zaczyna swoją kampanię w Ameryce.

Opowieść jest zdecydowanie krótsza niż dotychczasowe kampanie Assassin's Creed

W trakcie wykonywania jednego z zadań Shay jest świadkiem i niejako przyczyną potężnej katastrofy, którą zapoczątkował artefakt odnaleziony w świątyni lizbońskiej. W obliczu śmierci tak wielu niewinnych osób, Cormac poddaje w wątpliwość dobre zamiary swoich braci i wydawane przez mistrza Achillesa rozkazy.

Decyduje się na uniemożliwienie asasynom odnalezienia kolejnych świątyń z artefaktami. Nie osiąga jednak sukcesu i zostaje nakryty w trakcie włamania do byłej siedziby, cudem uchodząc z życiem. Shay przyłącza się zatem do templariuszy, by wspólnymi siłami powstrzymać osoby, które obwinia za katastrofę.

Zupełnie jak w pirackim Black Flag, pływamy statkami, toczymy morskie batalie, przejmujemy forty wojskowe, polujemy na zwierzęta lądowe i wodne czy też szukamy skarbów na tajemniczych wyspach. Choć ostatecznie wcielamy się w stronnika templariuszy, to i tak niczym asasyni skaczemy po dachach, wspinamy się na szczyty, eliminujemy wyznaczone cele, szpiegujemy, podsłuchujemy i chowamy w stogach z sianem. Nowych elementów rozgrywki jest jak na lekarstwo i same w sobie nie stanowią ekscytującej odmiany.

Scenariusz nie należy do bardzo skomplikowanych - to łańcuch misji składających się na wielki pościg za asasynami, szukającymi kolejnej świątyni. Po drodze Cormac natrafia na kilka przeszkód ze strony zabójców, którzy czyhają na jego życie. Zdrajców karze się przecież śmiercią. Wątek współczesny również czerpie garściami z Black Flag. Jako szeregowy pracownik Abstergo Entertainment, chodzimy po znanym już budynku firmy i naprawiamy serwery zainfekowane tajemniczym wirusem.

„Scenariusz nie należy do bardzo skomplikowanych.”

Zobacz na YouTube

Model poruszania się i walki pozostaje klasyczny - bez zmian wprowadzonych w Unity. Dzięki kontrom jesteśmy w stanie pokonać garść przeciwników, nie tracąc nawet ułamka życia. Ciekawą nowością w arsenale okazuje się wiatrówka. Ta zabójczo cicha strzelba miota strzałkami o różnych właściwościach. Kapiszony odwracają uwagę, pokryte substancją usypiającą rzutki ułożą do snu każdego, a jeszcze inne pociski zatrują ofiarę i wprowadzą w krwiożerczy szał.

Wiatrówka wyposażona jest również w wyrzutnię miotającą bomby o podobnych właściwościach, ale działających na większą skalę. Czasami nie warto nawet wynurzać się z krzaków, by kogoś zabić - wystarczy posłać granat między grupkę ludzi i patrzeć jak wszyscy się wybijają.

Poboczne zadania i aktywności polegają na szukaniu skarbów, zbieraniu artefaktów, morskich podbojach i prowadzeniu floty. Przejmujemy bazy asasynów w miastach, zabijając przywódców i zdejmując flagę z dobrze znanym symbolem. Podobnie jest na morzu. Zdobyte forty przejmuje armia brytyjska, a my dostajemy za to pieniądze i pozwolenie na pływanie po wodach terytorialnych.

Za zebraną gotówkę możemy remontować budynki miejskie w Nowym Jorku i kilku mniejszych lokacjach. Każda budowla po renowacji to kolejne źródło dochodu, który możemy dalej wydawać na ulepszenia uzbrojenia Shaya oraz ulepszenia jego statku - Morrigan.

Praktycznie tylko dwa elementy rozgrywki są odmianą i bezpośrednią konsekwencją bycia templariuszem - eliminowanie polujących na nas zabójców i uniemożliwianie byłym braciom wypełniania krwawych kontraktów.

Shay - główny bohater gry - niczym szczególnym nie zaskakuje i pozostaje dość nudną postacią

Krążąc po świecie cały czas czujemy oddech oprawców na plecach. Za każdym rogiem, w sianie obok, pobliskich krzakach czy uchylonej szopie - wszędzie mogą czaić się asasyni szykujący pułapkę. Używając orlego wzroku, wykrywamy schowanych oprychów i eliminujemy ich zanim oni zabiją nas.

Drugą aktywność stanowią specjalne zadania polegające na odnalezieniu celu asasyńskiego zamachu oraz udaremnienia go poprzez wykrycie i unieszkodliwienie zakapturzonych nożowników.

Zabawy na otwartym morzu uległy drobnym usprawnieniom. Statek Shaya to bardzo zwinna i szybka łajba, której stopniowo ulepszany arsenał pozwala na zadawanie ogromnych obrażeń innym okrętom. W razie pościgu możemy nawet rozlać i podpalić olej, który skutecznie zniechęci każdego do podążania naszymi śladami. Jako że łódź irlandzkiego templariusza jest dość mała, zdarza się, że załoga wrogiego okrętu będzie próbowała abordażu, który trzeba szybko udaremnić zabijając każdego obcego wskakującego na pokład.

Walki na morzu wydają się też bardziej dynamiczne niż poprzednio, przez co chwila nieuwagi może zakończyć się porażką. Przemierzamy obszar obejmujący również północną część Stanów Zjednoczonych, więc zdarzają się bardzo zimne wyprawy. Gdy spotykamy się z mroźnymi przeszkodami, Morrigan służy również jako lodołamacz,. Zamglone, zimne wybrzeże i kilka okrętów walczących z lodem to piękny i rzadki w grach widok.

Piękny widok - okręty przedzierają się przez skute lodem morze

W Assassin's Creed: Rogue nie uświadczymy żadnego trybu dla wielu graczy. Nie występuje ani znana z poprzednich części eliminacja innych zabójców, ani też misje kooperacyjne zapoczątkowane przez Assassin's Creed: Unity. Pozostaje tylko i wyłącznie zabawa dla jednej osoby - kampanię można ukończyć raptem w dwa wieczory.

Odblokowanie wszystkich ubrań, mieczy i pistoletów, postawienie nogi na każdym skrawku rozległej mapy i odnalezienie licznych ukrytych skarbów może nieco przedłużyć czas spędzony przy grze. Osoby, które ukończyły Assassin's Creed 4: Black Flag i dodatek Freedom Cry mogą jednak odczuć pewne znużenie, gdyż te elementy praktycznie niczym się nie różnią.

Przygody Shaya Patricka Cormaca i przedstawienie odmiennego punktu widzenia na znany już konflikt to jedyne atuty Assassin's Creed: Rogue. Reszta jest nam już doskonale znana.

7 / 10

Zobacz także