Skip to main content

Assassin's Creed Syndicate - udane szlify znanej formuły?

Wrażenia z wersji PC.

Assassin's Creed Syndicate nie zaskoczy fanów serii przełomowymi innowacjami, ale na pewno zadziwi osoby zawiedzione poprzednią częścią wyższą jakością wykonania. Kilkanaście godzin spędzonych z wersją PC ujawnia trend stałego dopracowywania znanej formuły. Choć może brzmi to mało ambitnie i zachęcająco, mamy do czynienia z jedną z najlepszych odsłon cyklu.

Kwestie fabularne wyjaśnił już Łukasz w swojej recenzji wydania na PlayStation 4, podkreślając - całkiem słusznie - że główni bohaterowie opowieści to bliźniacy Evie i Jacob Frye. Najważniejszym aktorem jest jednak wirtualny Londyn. Brakuje może licznych i bogatych wnętrz, ale szczerze mówiąc, w poprzedniej odsłonie nie były one tak istotne, jak może się wydawać, a w Assassin's Creed od zawsze kluczowa jest przecież eksploracja „na zewnątrz”.

Trudno oceniać historyczną wiarygodność, ale przynajmniej nie powtarza się przypadek Chicago w Watch Dogs, gdzie miasto jakimś cudem znalazło się na wyspie. Świetnie dobrano kolorystykę: słońce ujawnia więcej barw w parkach i na przedmieściach, a wieczór skrywa wszystko brązami, połyskując w skąpanych w deszczu uliczkach. Opis wyszedł całkiem poetycko, ale stolica prezentuje się wybornie. Szkoda tylko, że noce są sztucznie skracane, ponieważ także wyglądają bardzo dobrze i tworzą własną atmosferę.

Miasto wydaje się być bardziej „kompaktowe” niż Paryż w Unity, co znacznie usprawnia eksplorację i zwiedzanie. Zdaje się także, że zabudowania są ogólnie niższe niż zazwyczaj w serii, ale to tylko złudzenie, ponieważ po raz pierwszy otrzymujemy dostęp do linki z hakiem, wydatnie przyśpieszającej przemieszczanie się. Miałem pewne obawy związane z tym gadżetem, ale sprawdza się on dobrze i bardzo praktycznie. Nie ma oczywiście nic wspólnego z realizmem czy realiami epoki, ale nie zaburza rozgrywki czy asasyńskiego klimatu.

Zobacz na YouTube

Kończąc przydługie rozważania na temat miasta warto wspomnieć o Tamizie, która spełnia w Syndicate bardzo ważną rolę, stanowiąc alternatywę dla miejskich krajobrazów. Nie wszyscy fani lubią rozbudowaną morską akcję z Black Flag czy Rogue, więc rzeka w centrum Londynu stanowi idealną równowagę. Nie pokierujemy statkami czy łodziami, ale nagle musimy zmienić styl przemieszczania się i przystosować do środowiska - oby więcej takich pomysłów w przyszłości.

Odwiecznym problemem pozostaje prowadzenie postaci, która nadal potrafi chwilami wskakiwać na wszystko - oprócz tego, na co chcemy się wdrapać. Ten stały kłopot cyklu wydaje się być niemożliwy do wyeliminowania, pomimo wprowadzenia biegania „w dół” w poprzedniej grze. Takie irracjonalne ruchy irytują, burzą immersję, a niekiedy rujnują misterny plan misji.

Warto w tym miejscu zatrzymać się na chwilę nad samą wersją PC. Komputer z nienajnowszym procesorem i7 920 oraz kartą graficzną GTX 970 radzi sobie z produkcją Ubisoftu bardzo dobrze, choć nie w najwyższych ustawieniach. Problemem są - co staje się tradycją - dodatkowe opcje z pakietu Nvidia Gameworks. Włączenie cieni PCSS potrafi zamordować dowolną konfigurację, a również cieniowanie powierzchniowe HBAO+ Ultra wydaje się wprowadzać minimalne korzyści.

Bardzo dobrze sprawdza się za to zdobywające coraz większą popularność wygładzanie krawędzi TXAA. Ta metoda także ma spore potrzeby pod względem mocy obliczeniowych, ale wydatnie radzi sobie z „ząbkami” na krawędziach, irytującymi w przeszłości w Unity - zwłaszcza w pełnych w detale wnętrzach budynków.

Panoramy miasta robią wrażenie

Za ciekawostkę można uznać fakt, że zainstalowana w aplikacji Uplay gra z wersji pudełkowej nie włączy się... bez płyty w napędzie. To prawdziwy powrót do przeszłości i kolejny powód do rozważań nad sensem istnienia tej aplikacji.

Wydajności gry także nie można wiele zarzucić i z całą pewnością nie mamy do czynienia z „powtórką z Paryża”. Trzeba jednak przyznać, że w poprzedniej odsłonie ambicje graficzne były nieco większe, zwłaszcza w kwestii ogólnego oświetlenia, które jest w Syndicate bardziej stonowane. Zdecydowanie preferowana jest jednak płynnie działająca produkcja.

Pochwalić należy także sferę dźwiękową. Twórcy nie bali się wstawić do gry piosenek z epoki, ze śpiewanym tekstem. Wydaje się, że takie utwory mogą przeszkadzać, ale sprawdzają się bardzo dobrze i budują odpowiedni nastrój. Z oczywistych względów, po wielu latach prób, deweloperom z Ubisoftu udało się także wydać produkcję, w której pasuje brytyjski akcent postaci. Grze aktorskiej, z którą w przeszłości bywało różnie, również nie można wiele zarzucić.

Na interesujący kompromis postawiono w kwestii fabularnej. Mało odkrywcza opowieść jest schematyczna, łączy klasyczne polowanie na kolejne cele oraz następny artefakt do znalezienia, ale sekwencje w teraźniejszości to już tylko krótkie przerywniki filmowe. To właśnie historia Desmoda czy późniejsze misje na terenie biura Abstergo najbardziej dzieliły fanów - można je kochać lub nienawidzić.

Szkoda, że specjalne funkcje Nvidii znacznie obniżają wydajność gry, jednocześnie nie upiększając jej w znaczącym stopniu

Teraz ograniczono je do minimum, ale nadal udaje się w ten sposób opowiedzieć o wydarzeniach z teraźniejszości, co przemówi do fanów ogólnego „ubiwersum”. Odpowiedzią na wycięcie samej rozgrywki w tej epoce wydaje się być rozbudowanie pewnej tajemniczej sekcji, o której nie sposób mówić bez spoilerów. Krótko mówiąc - takie podejście wydaje się być idealne, ponieważ nie wyklucza żadnej grupy fanów.

Z dwójki bohaterów lepiej wypada Evie, którą - pomijając popularne na Zachodzie rozważania na temat równouprawnienia w grach wideo - gra się po prostu przyjemniej. Jacob ma być chyba nawiązaniem do zawadiackiego Edwarda Kenway'a z Black Flag, ale w tej roli wypada dość słabo, a jego żarciki szybciej zaczynają męczyć. Tymczasem jego siostra znacznie bardziej pasuje do archetypu rozsądnego asasyna.

Evie teoretycznie stawia na skradanie, a Jacob na bezpośrednią walkę, ale oboje dysponują niemal identycznymi możliwościami. W drzewku umiejętności znaleźć można pewne talenty „na wyłączność”, ale ich wpływ na zabawę nie jest duży. Pomaga także fakt, że dla każdego z bohaterów możemy wybrać dowolny z trzech typów oręża.

System walki nie zmienił się niestety w znaczącym stopniu. Główną innowacją jest szereg efektownych animacji, ale to tylko otoczka. Jest też mało praktyczny licznik „combo” o tajemniczym zastosowaniu. Gdyby usunąć go z interfejsu, można by przejść całą grę i ani razu nie poczuć, że czegoś brakuje.

Jeżeli już postawiono krok w tym kierunku, to być może warto było pójść dalej. Śródziemie: Cień Mordoru nie obawiało się zapożyczać pomysłów z Assassin's Creed, więc może Ubisoft powinien przypatrzyć się serii Batman Arkham i wprowadzić jakieś znaczące usprawnienia w walce. Tymczasem zostajemy z dobrze znanym systemem, który chyba nigdy nie był zbyt dobry. Dodano tylko mało znaczące poprawki, rozbudowując jednocześnie skradanie. Czas na konkretne decyzje.

Artyści jak zwykle przygotowali bogate w szczegóły budynki

Do pomocy możemy wzywać członków naszego gangu, ale jeśli staramy się uzyskać stuprocentową synchronizację i wykonać dodatkowe cele misji, towarzysze tylko przeszkadzają. Większą nowością jest wprowadzenie konnych zaprzęgów, ale bez tych także można się obyć - linka z hakiem i bardziej „kompaktowe” miasto sprawiają, że nigdy nie ma problemów z szybkim przemieszczaniem się. Model jazdy jest jednak na tyle dopracowany, że jeśli już musimy chwycić lejce - najczęściej w misjach - to podróż jest całkiem przyjemna.

Ogólnie otrzymujemy więc produkcję dopracowaną, ze świetnym miastem, ciekawym zestawem misji, odpowiednią wydajnością i kilkoma interesującymi innowacjami. Nie ma mowy o rewolucji, ale tego nikt przecież nie oczekiwał - dostajemy bardzo dobre Assassin's Creed, najlepsze od lat. Jeśli ze względu na Unity zrobiliśmy sobie przerwę, to Syndicate będzie idealnym miejscem na powrót.

Zobacz także