Atelier Sophie: The Alchemist of the Mysterious Book - Recenzja
Udany debiut na PC.
Po szesnastu odsłonach głównego cyklu, seria Atelier debiutuje w końcu na PC. Sophie: The Alchemist of the Mysterious Book sprawdza się dobrze jako punkt startowy dla nowych graczy, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że poprzednia część była lepsza.
Produkcje studia Gust od zawsze celowały w niszę - mowa tu nie tylko o grupie docelowej tolerującej estetykę anime i nieco infantylne opowieści o dziewczynkach starających się udowodnić swoją wartość. Atelier to gra systemów, więc niezbędne jest także zamiłowanie do długiego przebywania w ekranach menu i - zwłaszcza - grindu.
Zbieractwo i powtarzanie tych samych czynności zawsze predestynowały serię do oferowania relaksującej zabawy bez przeróżnych ograniczeń, ale wydaje się, że twórcy zdali sobie z tego sprawę dopiero kilka lat temu. Cykl zrezygnował więc z limitów czasowych i przy okazji zaczął zdobywać nieco szerszą popularność, czego kulminacją było właśnie świetne Atelier Shallie. Nowa gra na całe szczęście podąża tą samą ścieżką - choć wprowadza pewne modyfikacje.
Warto pokusić się o nieco szerszy opis dla osób, które po raz pierwszy będą miały do czynienia z cyklem. Tytułowa bohaterka to - tradycyjnie - młoda dziewczyna, zaczynająca karierę alchemiczki w małym miasteczku. Tym razem towarzyszy jej książka imieniem Plachta, a początkowym celem jest odbudowanie wspomnień gadającego tomu. Opowieść przez większość czasu jest znacznie bardziej pozytywna i beztroska od suszy z poprzedniej odsłony, ale przez to także mniej interesująca.
Aby odzyskać wspomnienia, Sophie musi zapisać na lewitujących stronach nowe alchemiczne przepisy. Interesująca nowość: receptur nie uczymy się już z kupowanych podręczników, lecz poznajemy podczas eksploracji świata, walki czy dialogów, poprzez skrupulatne notowanie pomysłów i inspiracji. To znacznie ciekawsze i bardziej „realistyczne” rozwiązanie.
Zanim wrzucimy składniki do kotła, musimy je wcześniej pozyskać. Część kupimy w sklepach, ale zdecydowaną większość zbierzemy poprzez eksplorację małych, zamkniętych obszarów w okolicy miasta. Ingrediencje zbieramy po prostu z ziemi lub z ciał pokonanych potworów, gęsto przemierzających okolicę.
Gdy wszystko gotowe, możemy przystąpić do najważniejszej czynności w grze, czyli do alchemii. Wybieramy przedmiot, który chcemy „zbudować”, a następnie składniki. Atelier Sophie dodatkowo komplikuje sytuację, zmuszając gracza do rozegrania za każdym razem rundy uproszczonego Tetrisa.
Każdy składnik ma bowiem własny kształt, który musimy umieścić na podzielonej na kwadraty planszy, symbolizującej kocioł alchemika. Dobieranie odpowiednich elementów z danej kategorii, ustawianie i obracanie czy łączenie kolorów jest kluczowe i ma przełożenie na statystyki i dodatkowe właściwości tworzonych przedmiotów.
Może się wydawać, że dalsza komplikacja alchemii w grze ze słowem „Alchemist” w tytule to dobry pomysł, ale twórcy nieco przedobrzyli. Już w poprzedniej odsłonie rzemiosło było wyjątkowo rozbudowane, ale jednocześnie bardziej przystępne. A do tego przyjemniejsze i szybsze. Teraz pod tym względem jest gorzej, zwłaszcza jeśli musimy stworzyć kilka przedmiotów - za każdym razem musimy przechodzić przez tę samą mini-grę z Tetrisem.
Budujemy całe spektrum obiektów: bomby, pancerze i środki leczące do walk, amulety z bonusami, ale także ciastka czy materiały dla lokalnych producentów, takich jak krawcowa czy płatnerz. Co jednak najważniejsze, eksperymentowanie nadal jest wciągające, a zbudowanie wyjątkowo udanego przedmiotu - satysfakcjonujące.
Bardzo dobrze wypada delikatnie odświeżony system walki. Zamiast szóstki postaci mamy teraz stałą czwórkę, którą kontrolujemy w turowych starciach. Całość jest przejrzysta i szybka, podczas gdy szereg umiejętności specjalnych, defensywna i ofensywna postawa czy pozycjonowanie zapewniają odpowiednią głębię i warstwę taktyczną.
W odróżnieniu od wielokrotnie przywoływanej już poprzedniej odsłony wraca nieco większy nacisk na upływ czasu. Nadal nie jest to nic szczególnie stresującego, ale niektóre zadania poboczne trwają określoną liczbę dni, potwory pojawiają się tylko nocą, a w weekendy zmienia się rozmieszczenie postaci. To drobne modyfikacje, ale wprowadzają pewną niepotrzebną presję. Również stwory odradzają się zbyt szybko, a samo przejście z lokacji do lokacji może zająć dzień czy dwa.
Jeśli o postaciach niezależnych mowa, to poza walką i alchemią zajmujemy się właśnie budowaniem relacji z plejadą towarzyszy. Co najważniejsze, bohaterowie i mieszkańcy miasteczka Kirchen Bell są całkiem ciekawi, zabawni lub nietypowi, a odblokowanie krótkich scenek z dialogami nie wymaga już spełnienia określonych i ukrytych warunków.
Jak na produkcję z rodowodem z PS3 przystało, grafika w wersji PC nikogo nie zachwyci, a może odstraszyć. Modele postaci są szczegółowe i kreatywne, a ich animacje podczas walki całkiem ciekawe, ale to koniec plusów. Lokacje są puste, płaskie i nudne, a obiekty oraz tekstury proste i pozbawione szczegółów. Również muzyka niczym się nie wyróżnia, a głosy postaci słychać rzadko.
Konwersja na komputery osobiste wypada całkiem sprawnie z technicznego punktu widzenia, co w przypadku japońskich twórców nadal nie jest standardem. Włączymy natywną rozdzielczość 4K i - biorąc pod uwagę oprawę graficzną - osiągniemy 60 klatek na sekundę nawet na bardzo słabym sprzęcie. Irytuje za to brak wsparcia dla formatu obrazu 16:10.
Podsumowując, debiut serii Atelier na PC należy uznać za udany, choć postanowiono niestety nieznacznie odwrócić trend upraszczania rozgrywki, który sprawdził się świetnie w poprzedniej grze. Jeśli jednak nie boimy się anime, lubimy rzemiosło i nie stronimy od grindu w rozsądnej dawce, to Atelier Sophie przypadnie nam do gustu, nawet jeśli nie jest najlepszą odsłoną serii.