Skip to main content

Back 4 Blood - Recenzja: Left 4 Dead 3

Do ideału trochę zabrakło.

Turtle Rock Studios to zespół odpowiedzialny za Left 4 Dead - klasyk, w którym czteroosobowa drużyna przedziera się przez mapy wypełnione po brzegi krwiożerczymi zombie. Back 4 Blood to duchowy spadkobierca tego hitu, momentami wyglądający po prostu jak kolejny sequel. Rozgrywka z pewnością satysfakcjonuje, lecz nie zadowala w pełni.

Założenia fabularne są lekko zmienione w stosunku do marki należącej do Valve. Apokalipsę zombie wywołał nie wirus, a pasożyt niewiadomego pochodzenia i inaczej nazywa się zarówno zainfekowanych, jak i ocalałych ludzi, ale to z grubsza dalej to samo. Sama historia przedstawiona na łamach czterach aktów kampanii to prosta opowieść będąca głównie pretekstem do prezentacji kolejnych map, po których biegamy i eliminujemy hordy zombie. Nic wybitnego, ale to nie fabuła ma być tu sednem.

Prawdziwą istotą gier tego typu zawsze były dwa elementy. Pierwszy to ekscytująca kampania kooperacyjna, a drugi to tryb gracz versus gracz, którego atrakcyjność pozwoliła utrzymać aktywną społeczność blisko dekadę po premierze. Tutaj oba elementy występują, lecz jeden z nich niestety nie wróży podobnego sukcesu.

Zobacz na YouTube

Kampanię możemy rozgrywać solo bądź też z innymi graczami (także z użytkownikami innych platform) i jesteśmy wręcz zachęcani do wyboru tej drugiej opcji, gdyż inaczej nie zyskamy wielu bonusów, waluty i innych rzeczy koniecznych do rozwoju postaci. Wybieramy spośród osemki dostępnych bohaterów, którzy poza wyglądem różnią się specjalnymi atutami: wykrywaniem pułapek, zwiększonymi obrażeniami od broni palnej, czy też efektywniejszym leczeniem siebie oraz kompanów. Te podstawowe różnice to tylko początek personalizacji.

Prawdziwą nowością - i tym co odróżnia Back 4 Blood od pierwowzoru - jest system kart. Budujemy talię, która pomaga modyfikować styl rozgrywki: zwiększanie obrażeń od danego rodzaju broni, szybsze odnawianie staminy czy bieganie. Są też karty zmieniające gameplay - jak zastępujące słaby atak wręcz szybkim ciosem nożem, który niejednokrotnie może uratować życie.

Na początku każdego aktu dobieramy z talii kilka losowo zaprezentowanych kart i z każdym kolejnym rozdziałem dodajemy kolejne, sukcesywnie wzmacniając zarówno siebie, jak i towarzyszy. System ten z początku wydaje się niezrozumiały, lecz po kilku rozgrywkach staje się naturalną metodą rozwoju naszej postaci w kierunku stylu walki, jaki nam odpowiada najbardziej. Zaskakująco udany element.

Jatka momentami jest tak intensywna, że nie mamy czasu na zmycie z siebie hektolitrów krwi.

Każdy akt rozpoczynamy z bardzo pospolitym wyposażeniem i musimy na nowo rozwijać ekwipunek, by stopniowo zwiększać swoją szansę na przetrwanie. Poza skrzyniami rozsianymi po mapie, możemy również wydać zbieraną w grze walutę na przedmioty w sklepie dostępnym między rozdziałami.

Kooperacja wymaga od graczy komunikacji i współpracy, by wspólnie przetrwać ataki przeciwników, mini-bossów i realizować wyznaczony cel. Nie ma nic bardziej satysfakcjonującego niż skuteczne wykonywanie kolejnych kroków, osłanianie towarzyszy i skuteczne dotarcie do kryjówki będącej też punktem zapisu postępu. Gorzej, gdy żywych kompanów zastępuje komputer. Boty nie należą do najinteligentniejszych i jeżeli nie gramy z minimum jedną prawdziwą osobą, to szanse naszego przetrwania mogą być mocno zaniżone.

Tak podzielone rozdziały w każdym akcie oprowadzają nas po różnorodnych regionach ameryki pogrążonej w chaosie. Design map jest bardzo ciekawy i klimatyczny. Opuszczamy ulice miast pełne zombie i szybko kierujemy się w znacznie ciekawsze miejsca jak nastrojowe przedmieścia, cmentarze, zamglone bagna, toksyczne tunele. Długo w pamięci pozostaje przeprawa barką, przez pełne zombie jezioro, albo odciąganie bestii kombajnem pędzącym przez zainfekowane pole kukurydzy.

Kryjówki to chwile spokoju, gdzie możemy zebrać drużynę oraz ulepszyć ekwipunek.

Strzelanie w Back 4 Blood jest bardzo satysfakcjonujące. Chętnie eksperymentujemy z różnymi typami broni palnej i ich akcesoriami, gdyż czasami inny celownik, bądź kolba mogą diametralnie zmienić wrażenia ze strzelania, nie zapominając o skuteczniejszym powalaniu hord mózgożerców.

Szatkowanie zombie ołowiem ekscytuje i warto poznać tę grę dla samych starć z falami napierającymi w ciasnych pomieszczeniach. Poza zwykłym „mięsem armatnim” w postaci klasycznych szybkich zombie, występują również silniejsi wrogowie posiadający różne umiejętności i cechy specjalne. Jeden potwór pluje kwasem bądź wybucha gdy do nas dobiegnie, inny posiada ogromną rękę, którą uderza niczym maczugą, a jeszcze inny chodzi po ścianach i oblepia nas kleistą mazią. To ci wrogowie stanowią prawdziwe zagrożenie, a na wyższych poziomach trudności mogą zaważyć o śmierci całej drużyny.

Nie są to jednak specjalnie oryginalni przeciwnicy, a w trakcie kampanii - mimo pojawiania się innych wersji wrogów - szybko powszednieją i zawodzą brakiem większej różnorodności. Jedyną rzeczą, która urozmaica każdą rozgrywkę jest fakt, że na początku rozgrywki, kiedy my dobieramy karty umiejętności, to komputer losuje własne karty zapewniające negatywne efekty na danej mapie. Reżyser sztucznej inteligencji potrafi poważnie popsuć nam szyki, gdy znaną obszar zapełni płonącymi potworami, które na dodatek po śmierci pozostawiają po sobie kałuże z kwasu.

Kombajn do zbierania żywych trupów po wioskach.

Te drobne permutacje powtarzanych etapów są ciekawe i kolejny raz potwierdzają, że system kart (nawet tych negatywnych) jest czymś świetnym w Back 4 Blood, co może spodobać się miłośnikom Left 4 Dead. Zagorzałych fanów musimy jednak uprzedzić, że mimo wszystko nie jest to ten sam poziom „reżyserii AI”, który zawarto w pierwowzorze, gdzie komputer dostosowywał świat i tempo starć do dynamiki i doświadczenia graczy. Tutaj jest to znacznie bardziej prostolinijne i mniej rewolucyjne.

Sporym ułatwieniem jest informowanie graczy za pomocą licznika o tym kiedy nadejdzie kolejna fala zombie. Fale w Left 4 Dead były prawdziwym antagonistą gry i doświadczeni zombie eksterminatorzy przygotowywali się głównie na ten moment. Tutaj rola fal jest znacznie mniej akcentowana jako prawdziwe zagrożenie, a na normalnym poziomie trudności nawet nie wyróżnia się specjalnie od zwykłych zatłoczonych miejsc na mapie.

Tryb gracz kontra gracz jest jedynie cieniem dawnej świetności. Mamy do dyspozycji jeden rodzaj rozgrywki, zwany Swarm, gdzie dwie drużyny czteroosobowe naprzemiennie walczą o przetrwanie w starciu, w którym jedni grają ludźmi, a drudzy specjalnymi potworami. Mapy są tu wyjątkowo małe, rozgrywka chaotyczna i krótka i nie mamy żadnej motywacji pchającej nas ku kolejnym starciom. Na obszar gry zawęża się, więc po kilku minutach wszystko toczy się na kilkunastu metrach kwadratowych - gorzej niż gry i zabawy weselne.

Czasami nastrój wystarczy i żadne zombie nie jest potrzebne, by podnosić ciśnienie.

Back 4 Blood na obecnym etapie rozwoju raczej nie przyciągnie wszystkich fanów pierwowzoru, zwłaszcza z uwagi na wyjątkowo kiepski tryb PvP, lecz z pewnością jest ekscytującą grą kooperacyjną. System kart jest na tyle ciekawy, że chce się do gry wracać i eksperymentować z rozwojem bohaterów, próbując wyzwań na wyższych poziomach trudności.

Plusy: Minusy:
  • satysfakcjonujące strzelanie
  • system kart i rozwoju postaci
  • modyfikatory utrudniające grę
  • klimatyczne, ciekawe lokacje
  • brak postępów przy grze solo
  • sporo ułatwień względem pierwowzoru
  • nudny i nieciekawy tryb PvP

Platforma: PS4, PS5, Xbox One, Xbox Series, PC - Premiera: 12 października 2021 - Wersja językowa: polska (napisy) - Rodzaj: FPS, kooperacja - Dystrybucja: cyfrowa, pudełkowa - Cena: od 200 zł - Producent: Turtle Rock Studios - Wydawca: Warner Bros. Games - Wydawca PL: Cenega

Recenzja Back 4 Blood została przygotowana na podstawie egzemplarza dostarczonego nieodpłatnie przez wydawcę. Testowano na PlayStation 5.

Zobacz także