Batman: The Telltale Series - Recenzja
Przyzwoity Mroczny Rycerz.
Wielu filmowców rezygnuje z prac przy uniwersum DC ze względu na skłonność Warner Bros. do ingerowania w kreatywną wizję twórców. Trudno powiedzieć, czy ten sam problem dotknął Telltale Games, jednak pierwszy sezon przygodowej gry Batman nie wykorzystuje potencjału, jaki tkwi w Mrocznym Rycerzu. Odhaczono jedynie obowiązkowe elementy historii.
W ciągu kilku godzin w Gotham obserwujemy początki kariery Batmana, które przedstawiono już dziesiątki razy w komiksach, filmach i serialach. Zobaczymy, jak na scenę wkraczają jego najważniejsi wrogowie - Pingwin, Two-Face i Joker. Przyjrzymy się też w przeszłości rodu Wayne'ów, którego losy prezentują się tym razem nieco mroczniej.
Sęk w tym, że wszystkie kluczowe postaci i miejsca wydają się wykute w kamieniu. Chociaż już w drugim odcinku otrzymujemy ciekawy i - wydawałoby się - mający duże znaczenie wybór, szybko okazuje się, że nasza decyzja tak naprawdę przynosi jedynie kosmetyczne zmiany. Wrogowie, którym stawiamy czoła muszą trafić do więzienia, by zgodnie z komiksowym zwyczajem, uciec z niego za jakiś czas.
Jedyną postacią, nad którą Telltale wydaje się mieć choć odrobinę kreatywnej kontroli, jest stworzona na potrzeby serii Lady Arkham - jej historia wprowadza cięższą, nieco poważniejszą nutę. Szkoda tylko, że o ponurych okolicznościach narodzin przestępczyni dowiadujemy się w biegu, pędząc za fabułą, która zmusza do skupienia się nad czymś innym.
Pośpiech widać także w scenariuszu, który wyraźnie odstaje od doskonałych historii z pierwszego sezonu The Walking Dead czy The Wolf Among Us. Twórcy plączą wiele wątków, co chwila wprowadzając znajomy element, by chwilę później porzucić go na rzecz kolejnego, równie ważnego.
Sprawia to, że interakcje są zwyczajnie płytkie, a zachowania i nastawienie postaci zdaje się zmieniać od sceny do sceny - komisarz Gordon na zmianę traktuje Batmana jako cenny nabytek i zło konieczne, niezależnie od tego, co robimy podczas gry.
Na pochwałę zasługuje natomiast możliwość kreowania samego Batmana - Nietoperz może być zarówno mrocznym mścicielem, który nie waha się skrzywdzić czy okaleczyć przestępców, nic nie stoi jednak na przeszkodzie, by częściej groził niż krzywdził, wzbudzając strach w serach czarnych charakterów.
Zaradność i spryt Mrocznego Rycerza znikają jednak, gdy tylko zdejmie on maskę. Postać Bruce'a, niezależnie od naszych wyborów, będzie wydawać się miękka i nijaka, z fochami na poziomie rozemocjonowanego nastolatka. Trudno patrzeć poważnie na historię, w której Wayne każe Alfredowi taranować policyjne zapory, by uciec przed niezadowolonymi obywatelami.
Zdecydowanie najlepiej napisaną postacią w całej grze jest zresztą postać lokaja, służącego za doradcę i sumienie Batmana. Podczas zabawy wielokrotnie przyjdzie nam rozmawiać o relacjach między Brucem a Alfredem, a momenty te są właściwie jedynymi, gdy możemy zbudować z kimś więź.
Największym zawodem jest tryb detektywa, który miał odróżniać opowieść od wcześniejszych gier przygodowych. Problemem nie jest tu koncepcja - idea łączenia ze sobą poszczególnych elementów miejsca zbrodni tak, by opowiedziały, co się właściwie zdarzyło, jest sama w sobie świetna. Niestety twórcy zmuszają do kombinowania tak długo, aż znajdziemy jedno prawidłowe rozwiązanie. Nie ma miejsca na różne interpretacje czy pomyłki.
Odrobinę więcej swobody daje zdolność planowania i wykonywania serii ataków, którymi „zdejmiemy” wszystkich wrogów w pomieszczeniu. To właśnie w tym momencie czujemy, że pomysł ekipy Telltale naprawdę działa.
Ciekawie rozwiązano także sceny, w których możemy uczestniczyć jako Bruce, albo jego zamaskowane alter ego. Jest ich co prawda stosunkowo niewiele, jednak sama decyzja wpływa na przebieg rozgrywki.
Nowy i - teoretycznie - usprawniony silnik gry nie zachwyca. Nawet na bardzo mocnym sprzęcie Batman potrafi przycinać się i blokować, a cierpi na tym przyjemność z rozgrywki. Owszem, oprawa prezentuje się nieco ładniej, jednak skok jakościowy jest zbyt mały, by rekompensować utratę płynności.
Batman: The Telltale Series to produkt zaledwie przyzwoity. Gra posiada ciekawe momenty, jednak braki scenariuszowe i kiepsko rozpisane interakcje między postaciami sprawiają, że całość potrafi być nudna i męcząca. To kolejny - po The Walking Dead: Michonne - tytuł pokazujący, że specjaliści od filmowych gier przygodowych najlepsze lata mają już za sobą.