Battlefield 1 i szereg ciekawych zmian
Spędziliśmy z grą cztery godziny.
Świetna oprawa wizualna, udźwiękowienie budujące niepowtarzalną atmosferę obecności na polu bitwy, przyjemny model rozgrywki - nie stawiający na czysto zręcznościowe strzelanie, ale też nie w pełni realistyczny. Tak można w skrócie opisać Battlefield 1.
Nasze wrażenia - bez dwóch zdań pozytywne - przedstawiliśmy po raz pierwszy w czerwcu, po testowaniu gry w Londynie. Niedawno ponownie mieliśmy okazję wziąć udział w sieciowych potyczkach na froncie I wojny światowej.
Na targach Gamescom spędziliśmy z produkcją studia DICE ponad trzy godziny. Ogólne odczucia pozostają niezmienione, dlatego w niniejszym tekście skupimy się na konkretach - na najbardziej interesujących zmianach, mniejszych i większych, które odróżniają nową odsłonę serii od Battlefield 4.
Zacząć wypada od podstawowego elementu każdej części popularnego cyklu od EA, czyli od pojazdów. Ich rola jest w Battlefield 1 nieco inna niż zwykle. Są bardziej niebezpieczne z bardzo prostego względu - piechota nie dysponuje wieloma narzędziami, które służyłyby do niszczenia czołgów i samolotów.
Takie podejście sprawia, że bojowe maszyny budzą trochę większy respekt. Oczywiście piechota nie pozostaje bezbronna, ponieważ szturmowiec może wybrać karabin przeciwpancerny oraz specjalny granat.
Dostrzeżenie wrogiego czołgu zmusza do szybkiego ukrycia się także z innego powodu. Chodzi o ulepszony system destrukcji otoczenia. Jeżeli będziemy zwlekać ze znalezieniem osłony i kierowca nas dostrzeże - prawie żaden mur czy ściana nam nie pomoże. Model zniszczeń jest zbliżony do tego z Bad Company 2, chociaż trochę bardziej ograniczony.
Z pojazdami związana jest też inna drobna nowość, czyli animacje wsiadania. To nie tylko dodatek wizualny, ale też sprytny sposób na lepszy balans rozgrywki, który skutecznie zniechęci kierowców do wysiadania na ułamek sekundy, by błyskawicznie zabić przeciwnika bronią palną i „teleportować się” z powrotem za stery.
Latanie pozostaje niezmiernie przyjemne, w przeciwieństwie do okropnego modelu kontrolowania myśliwców w Star Wars Battlefront. Dwupłatowce są odpowiednio ciężkie, pociski mocno opadają. Sterowanie bombowcem i udane trafienie czołgu wywołuje uśmiech zadowolenia.
Zobacz: Battlefield 1 - premiera, wymagania i najważniejsze informacje
Twórcy wprowadzają także klasy kierowcy oraz pilota, posiadające skromne uzbrojenie. Wcielamy się w te role, gdy wsiądziemy do pojazdu bezpośrednio z menu wyboru profesji. To świetna decyzja deweloperów, oznacza bowiem koniec irytujących sytuacji, kiedy snajper zabiera samolot tylko po to, by podlecieć do konkretnego punktu i porzucić maszynę.
Dłuższy kontakt z grą uświadamia też, że Battlefield 1 jest mniej „wielopoziomowy” niż część czwarta. Nie uświadczymy tu wieżowców i dużych budynków, a mapy miejskie będą zapewne mniejszością.
Z pozoru drobnostka, ale w praktyce oznacza mniej potencjalnych gniazd dla snajperów - co zapewne ucieszy tych, których irytowały zgony z ręki graczy zaczajonych na szczycie wysokich struktur. W nowej grze snajperów nieco łatwiej zlokalizować, jeżeli nie zmieniają pozycji.
Z mniejszych zmian pozytywne są także modyfikacje działania minimapy. Jest mniejsza, a więc nie widzimy przeciwników znajdujących się dalej. Przede wszystkim jednak, wrogowie nie są już wyświetlani jako trójkąty i nie wiemy, w którą stronę są zwróceni. Radar nie ułatwia więc zabawy tak, jak w Battlefield 4.
Nowa mapa utwierdza w przekonaniu, że behemoty - potężne pojazdy oddawane w ręce przegrywającego zespołu - to trafiony pomysł. Zaprezentowany pociąg z działami może siać zniszczenie, ale jest wystawiony na ogień nieprzyjaciół. Skutecznie przyciąga jednak uwagę drużyny posiadającej przewagę.
Kontrolowanie behemota nie gwarantuje przechylenia szali zwycięstwa na swoją korzyść. Należy odpowiednio wykorzystać działa pojazdu i likwidować wszystkich, którzy chcą go zniszczyć, ale jednocześnie trzeba pamiętać, by część żołnierzy skupiła się na przejmowaniu punktów.
Pustynna lokacja, która będzie dostępna w otwartej becie, to także pierwsza prezentacja koni. Kiedy wsiadamy na jednego z nich, nasze wyposażenie zmienia się automatycznie - dysponujemy karabinem powtarzalnym oraz szablą.
Jedno uderzenie ostrzem wystarczy, by zlikwidować wroga, co zachęca do efektownej i ryzykownej szarży. Jeżeli jednak oponent dysponuje bronią maszynową, prawdopodobnie nawet nie zdążymy się do niego zbliżyć.
Wreszcie, znaczącą nowością w stosunku do poprzednich odsłon cyklu jest obecność specjalnych klas. Nasza postać automatycznie staje się elitarną jednostką po podniesieniu śmiercionośnych, cennych broni.
Twórcy zaprezentowali żołnierza z ciężkim karabinem, odzianego w płytową zbroję, a także wojownika z miotaczem ognia. Pokonanie ich jest trudniejsze niż zastrzelenie zwykłych przeciwników - nie wystarczy nawet seria z LKM-u. Ten inspirowany bohaterami z Battlefronta element raczej nie pasuje do gry, wydaje się niepotrzebny.
Battlefield 1 to szereg ciekawych zmian w znanej formule rozgrywki. Elitarne klasy budzą wątpliwości, ale struktura zabawy jest przemyślana bardziej niż przy okazji poprzednich odsłon serii. Wszystko to sprawia, że z niecierpliwością czekamy na premierę.