Battlefield 2018 - nadzieje i oczekiwania
Szansa na dużą różnorodność.
Nowy Battlefield zadebiutuje w październiku - to już oficjalne. EA wciąż nie ujawniło jednak oficjalnego tytułu ani nawet drobnych szczegółów na temat okresu historycznego, który stanowi tło kolejnej części serii. Według nieoficjalnych informacji, doczekamy się II wojny światowej.
Byłaby to dla twórców szansa prawdziwego powrotu do korzeni. W końcu pierwsza odsłona cyklu to Battlefield 1942. Taka otoczka umożliwiłaby też deweloperom z DICE przygotować najbardziej różnorodną strzelankę z największym konfliktem w historii.
Call of Duty: WW2 w trybie multiplayer rozczarowało przede wszystkim ograniczeniem lokacji wyłącznie do frontu w Europie zachodniej - dopiero drugie DLC wprowadzi jedną mapę w Afryce. Nowy Battlefield miałby okazję, by zabłysnąć właśnie pod kątem zróżnicowanych środowisk.
Idealnie byłoby otrzymać mapy zarówno z Francji i Niemiec, jak też Afryki północnej, ale także z frontu wschodniego. Do tego jeszcze lokacje na Pacyfiku, które też świetnie sprawdziłyby się w takiej strzelance. Taka różnorakość plansz to coś, co znacznie wpływa na przyjemność obcowania z grą - możemy bowiem liczyć na zupełnie inne doznania wizualne w kolejnych rundach.
Byłoby świetnie toczyć bitwy na ulicach Stalingradu w jednym meczu, by w kolejnym przenieść się w pustynne tereny, a po kilkunastu minutach trafić do dżungli na jednej z wysp na południe od Japonii. Takie „skakanie po świecie” wydaje się całkiem prawdopodobne - w końcu w podobny sposób twórcy podeszli do map w Battlefield 1. Nawet podstawowa gra, bez DLC, oferowała lokacje z różnych zakątków globu - od lasu we Francji po pustynne pustkowia na Półwyspie Arabskim.
Projektanci map powinni też pomyśleć nad większą liczbą lokacji miejskich, czy choćby takich, które oferują coś więcej niż dużo otwartych, pustych przestrzeni. DICE miewa problemy z dobrym wyważeniem stylu map. Dobrze byłoby zobaczyć nawet 5-6 etapów z wieloma budynkami, nawet kosztem atmosfery „wojny totalnej” - bo trzeba byłoby wtedy ograniczyć liczbę pojazdów.
Najważniejszym aspektem związanym z trybem sieciowym jest jednak powrót Operacji. To bez dwóch zdań najciekawszy tryb w poprzedniej części serii, który - przynajmniej dla mnie - zastąpił klasyczny Podbój. Te wieloetapowe starcia pozwalają przemierzać całe mapy, ale z podziałem na kolejne sektory, dzięki czemu zabawa jest w doskonały niemal sposób skupiona.
Nowy Battlefield może też być pierwszym od lat bez przepustki Premium. Nie jest to jeszcze pewne, ale wydaje się, że EA będzie chciało mocno zyskać w oczach graczy po ubiegłorocznych problemach Battlefronta 2. Brak płatnych map, ale mikropłatności z kosmetycznymi przedmiotami? To byłoby dobre rozwiązanie.
Inne życzenia pozostają raczej w strefie marzeń. DICE chce trafić do jak największej grupy odbiorców, a więc nie ma zapewne mowy o istotnym przebudowaniu systemu klas. Miło byłoby jednak otrzymać profesje o węższym polu specjalizacji - jak choćby w Battlefield 2, gdzie otrzymaliśmy aż 7 typów żołnierzy.
Powróci też zapewne tradycyjny system odblokowywania broni wraz z awansowaniem na kolejne poziomy doświadczenia - a szkoda. Lepszy byłby system pozwalający, na przykład za żetony czy inną zbieraną w tracie gry walutę, wykupywać od początku dostęp do tych broni, na których nam zależy.
Zapewne już niedługo przekonamy się, ile naszych życzeń się spełni, bo od targów E3 dzielą nas tylko dwa miesiące. Jedno jest jednak pewne - perspektywa frontów II wojny światowej na silniku Frostbite to ekscytująca perspektywa.