Battlefield 6, czyli szansa na next-genową destrukcję
Niech mury runą.
Battlefield 5 rozczarował pod paroma względami, a jednym z nich była z pewnością destrukcja. W zasadzie tylko na jednej mapie w Norwegii można było cieszyć się z niszczenia kilku domków. Zniszczalne otoczenie to od lat domena cyklu od studia DICE i byłoby świetnie, gdyby Battlefield 6 zaoferował next-genowe rujnowanie map.
Wiemy już, że kolejna część zadebiutuje jesienią i - zdaniem szefa EA - ma wykorzystać pełen potencjał konsol nowej generacji. Na polu bitwy ma znaleźć się najwięcej żołnierzy w historii serii. Walka na większą skalę, wydawałoby się, wymaga wręcz mocno ulepszonego systemu destrukcji.
Świetna byłaby możliwość zniszczenia niemal każdej ściany wszystkich struktur, trochę na wzór tego, co widzieliśmy już w Bad Company 2. To idealny sposób na irytujących kamperów i snajperów. Świadomość, że wszystko może zostać zrównane z ziemią, zachęca do bardziej dynamicznej gry.
Bad Company to zresztą ostatni przykład bardziej swobodnej destrukcji - mimo, że mniej realistycznej - w serii Battlefield. Kolejne odsłony oferowały nieco mocniej wyreżyserowaną i oskryptowaną rozwałkę, czego kulminacją była słynna „Lewolucja” z czwartej części. Efektowna transformacja map była interesująca, ale po kilkunastu rundach nie robiła już większego wrażenia, bo zawsze przebiegała w ten sam sposób.
Destrukcja daje też poczucie, że mamy do czynienia z Battlefieldem. Nadal jest to jednak aspekt, który ma duży potencjał do rozwoju. Wyzwaniem jest jednak zachowanie odpowiedniego balansu - ale wspomniane już części Bad Company pokazywały, że można połączyć dobre projekty map z naprawdę satysfakcjonującym niszczeniem wielu elementów otoczenia. Do pewnego stopnia sytuacja była podobna w Battlefield 1.
Dla lepszego zbalansowania rozgrywki można ograniczyć uzupełnianie amunicji czołgów i innych pojazdów, a także broni przeciwpancernych. Gracze musieliby wtedy korzystać z materiałów wybuchowych bardziej rozważnie i nie robiliby wszystkiego, byle tylko jak najszybciej zrównać całą mapę z ziemią.
Nowe konsole to przede wszystkim lepsze procesory - a to właśnie te podzespoły mocno ograniczały możliwości platform poprzedniej generacji. Deweloperzy z pewnością mają teraz większe pole do popisu w zakresie implemetnacji zniszczeń. Mile widzianym ulepszeniem byłoby na przykład usprawnienie deformacji i rozpadania się różnych obiektów po kolizjach z czołgami czy wozami bojowymi.
Serii Battlefield brakuje też rozbudowanego niszczenia pojazdów. Rozgrywka mogłaby zostać znacznie urozmaicona, gdybyśmy mogli psuć konkretne części wrogich maszyn w bardziej zaawansowanym stopniu - choćby na wzór rozwiązań, które zastosowano w strategicznym Company of Heroes 2.
Wizualne przedstawienie destrukcji ma ogromny wpływ na poczucie zaangażowania w wirtualne potyczki. Dlatego dobrym dodatkiem byłaby też możliwość interakcji nawet z tymi obiektami, do których żołnierze nie mieliby dostępu. Na niektóre piętra budynków czy dachy nie można wejść, ale dlaczego nie da się ich zniszczyć? O ile ciekawiej grałoby się w Rotterdamie w Battlefield 5, gdyby wszystkie kamienice można by ogołocić choćby z dachówek czy frontów.
Nowa generacja to szansa i okazja na eksperymenty. Nawet jeśli DICE nie zdecyduje się wprowadzać o wiele bardziej zaawansowanej destrukcji w Battlefield 6, to na pewno otrzymamy jakieś ulepszenia w tym zakresie. Może jednak doczekamy się choć jednego, oddzielnego trybu, gdzie niszczenie będzie dostępne bez absolutnie żadnych ograniczeń? Szkoda byłoby bowiem, gdyby pełen potencjał next-genowych konsol (oraz PC, rzecz jasna) nie został wykorzystany.