Skip to main content

Battlefleet Gothic: Armada - Recenzja

Warhammer 40,000 i kosmiczne okręty.

Wymagająca i niewybaczająca błędów strategia. Poziom trudności niektórych odrzuci, ale cierpliwi otrzymają porządną dawkę świetnej zabawy.

Uniwersum Warhammera - Fantasy i 40,000 - ma się coraz lepiej w branży gier wideo. Powstają kolejne dobrze zapowiadające się produkcje, a niektóre już trafiły do sprzedaży. Battlefleet Gothic: Armada to najświeższy przykład udanego tytułu wykorzystującego mroczny świat figurkowego bitewniaka.

Przed graczem postawione zostaje zadanie dowodzenia małą flotą kosmicznych okrętów, składającą się zazwyczaj z kilku jednostek, które wybieramy zanim rozpocznie się misja lub potyczka sieciowa.

Dla zachowania balansu, zawsze ogranicza nas pula punktów do wydania na statki, które dumnie wlecą na pole bitwy. Im potężniejszy okręt, tym jest cenniejszy, a jego wartość często kilkukrotnie przewyższa tę mniejszych - i zwinniejszych - maszyn. Wszystkie statki możemy też rozbudowywać i ulepszać, a dostępnych modyfikacji jest sporo.

Chwałę, służącą do rozwoju floty, zdobywamy po prostu grając - także w miarę postępów w całkiem długiej kampanii, zapewniającej prawie 20 godzin rozrywki. Wcielamy się w imperialnego admirała. Tryb dla jednego gracza budzi pozytywne wrażenie, szczególnie ze względu na świetnie oddany klimat uniwersum Warhammera 40,000 - co wcale nie jest takie łatwe, biorąc pod uwagę, że w czasie rozgrywki obserwujemy wyłącznie okręty.

Główny wątek związany jest z walką z siłami Chaosu. Poza wykonywaniem misji priorytetowych, wybieranych na mapie galaktyki, zajmujemy się także opcjonalnymi zadaniami - co jakiś czas musimy wypłoszyć siły Orków z konkretnego sektora, albo zająć się rebeliantami i heretykami.

Zobacz na YouTube

Właściwa rozgrywka ma miejsce na dwuwymiarowych mapach, choć potyczki toczone są w przestrzeni kosmicznej. To sprawia, że starcia można porównać do zmagań okrętów morskich. Szybko przyzwyczajamy się do takiego rozwiązania, które zresztą w żaden sposób nie spłyca gry.

Na początku bitwy rozstawiamy swoje okręty w dowolnej formacji. Misja się rozpoczyna i czekamy na sygnał obecności wroga. Możemy użyć sondy, by wykryć statki przeciwnika, możemy też ukryć się w gazowej chmurze i zorganizować zasadzkę, albo przeprowadzić szybki, frontalny atak - dużo zależy od tego, jakie jednostki mamy pod kontrolą.

Każdym statkiem kierujemy osobno, choć możliwe jest też sterowanie grupą, dlatego szybko uczymy się przypisywać okręty do klawiszy, by móc szybko przełączać się między nimi. Wskazujemy cel lotu i ostrzału, możemy zwiększyć prędkość, wykonać nagły zwrot.

Używamy też różnych broni specjalnych, na przykład bomb i torped. Szczególnie te drugie mogą wyrządzić sporo szkód, pod warunkiem, że uda nam się trafić wrogi statek. By zaatakować podstawowym arsenałem, wystarczy kliknąć przeciwnika prawym przyciskiem myszy, ale już torpedy musimy odpalić ręcznie, patrząc wcześniej na tor lotu i przewidując gdzie oponent znajdzie się za parę chwil.

Już pierwsze potyczki jasno dają do zrozumienia, że gra nie wybacza błędów. Nawet pozornie proste starcie może być ciężkim bojem. Odpowiednie manewrowanie, planowanie, ustawianie statków i szybkie przełączanie się między jednostkami - by żadna nie została zbyt długo pozostawiona samej sobie - to niezbędne podstawy.

Modele okrętów wykonano bezbłędnie

Wysoki poziom trudności idealnie pasuje do bezwzględnego i ponurego charakteru uniwersum, co udowadnia szczególnie styl kampanii fabularnej, gdzie nie zaoferowano nawet możliwości zapisywania gry w trakcie bitew. Możemy liczyć tylko na zapisy pomiędzy kolejnymi misjami.

Co więcej, porażka jest w Battlefleet Gothic integralną częścią doświadczenia. Jeżeli nie uda nam się wykonać celu jakiegoś zadania, musimy później borykać się z konsekwencjami - na przykład zwiększoną obecnością sił wroga w jakiejś części sektora albo dodatkowymi utrudnieniami w następnej misji fabularnej. Nie wspominając o niezadowoleniu zwierzchników i braku premii.

Wyzwanie jest tak duże, że początkowo może odrzucić. Niewykluczone, że gracze niebędący miłośnikami Warhammera 40,000 zniechęceni odłożą grę na wirtualną półkę po kilku przegranych z rzędu.

Kiedy jednak opanujemy sterowanie, nauczymy się wszystkich systemów, zaczniemy skutecznie wybierać słabe punkty wrogich jednostek - celować możemy w różne części statków, na przykład w działa lub kwatery oddziałów uderzeniowych - potyczki są satysfakcjonujące i brutalnie przyjemne.

Nieoceniona jest obecność spowolnienia czasu, które aktywujemy przytrzymując spację. Mamy więc szansę na jednoczesne wydanie rozkazów dla kilku okrętów i uważniejsze przyjrzenie się sytuacji.

Poza Imperium na graczy czekają trzy inne frakcje, których okręty wypróbować można w potyczkach sieciowych lub starciach ze sztuczną inteligencją poza kampanią. Siły imperialne są najbardziej uniwersalne. Statki Orków są wolniejsze i mniej zwrotne, ale bardziej wytrzymałe. Zielonoskórzy najefektywniej przeprowadzają także abordaże.

Mapa kampanii pozwala wybierać misje poboczne

Są jeszcze Eldarzy z najbardziej kruchymi, ale zwinnymi i szybkimi okrętami - najtrudniejsza do opanowania frakcja. W końcu mamy także flotę Chaosu, chyba najpotężniejszą, ich statki mają bowiem duży zasięg i rozwijają większą prędkość niż jednostki Imperium.

Okręty wszystkich frakcji mają jedną wspólną cechę. Wszystkie wyglądają fenomenalnie. Często zbliżamy kamerę, by popatrzeć na bogactwo szczegółów. Nie trzeba być fanem „bitewniaka”, by docenić kunszt artystów i grafików. Wrażenie robią szczególnie największe jednostki, na przykład imperialne, przypominające latające katedry połączone z twierdzami.

Battlefleet Gothic: Armada to pozycja godna polecenia miłośnikom trudnych strategii wymagających refleksu i podzielności uwagi. To także piękna adaptacja, idealnie oddająca klimat Warhammera 40,000.

8 / 10

Zobacz także