Berserk and the Band of the Hawk - Recenzja
Wrogowie liczeni w setkach, nuda w godzinach.
Berserk to anime, które pasuje do gatunku musou - gier w stylu Dynasty Warriors - z uwagi na liczne sceny bitewne i charakter opowieści. Zaskakująco jednak, w przeciwieństwie do Hyrule Warriors i Dragon Quest Heroes, rozgrywka szybko nuży i staje się monotonnym obowiązkiem w oczekiwaniu na kolejny przerywnik filmowy.
Jak przystało na produkcje studia Omega Force, trzonem zabawy jest wcielanie się w rolę weterana wojennego, który sieje spustoszenie na polu bitwy i nierzadko swoimi czynami jest w stanie przesunąć szalę całej potyczki na stronę armii, do której przynależy.
Kampania fabularna pozwala przeżyć wydarzenia z filmowej trylogii Berserk. Przez większość czasu wcielamy się w głównego bohatera - Gutsa. Scenki, zarówno te na silniku gry, jak i fragmenty anime, przyjemnie wprowadzają do świata i przybliżają historię. Są zrozumiałe nawet dla osób niezaznajomionych z animacją.
Przygody Gutsa wydają się banalne, jednak w miarę postępów wszystko się komplikuje, a prosty najemnik przeradza się w herosa przepełnionego żądzą mordu i wendety. Każdy rozdział to kolejny podbój bądź obrona jakiejś ziemi czy twierdzy, gdzie zadania pojawiają się na bieżąco wraz z rozwojem bitwy. Musimy pokonać konkretnych generałów, zburzyć machiny balistyczne, albo zabić konkretną liczbę oponentów.
Obserwowanym zza pleców bohaterem zadajemy ataki tak potężne, że powalające kilku czy kilkunastu żołnierzy. Kładziemy wrogów niczym żniwiarz żyto, raz po raz trafiając na nieco wytrzymalszych przeciwników, lub konkretne zadanie do wykonania. W tej grze ciała liczy się w tysiącach - i bardzo pozytywnie działa to na poczucie potęgi bohatera.
Walka nie jest jednak zbyt skomplikowana i z czasem staje się wyjątkowo schematyczna. Każdy z dwóch ciosów - mocny i słaby - ładuje dodatkowy pasek energii, który po zapełnieniu aktywuje atak specjalny zadający olbrzymie obrażenia wszystkim w zasięgu. Niestety to już wszystko. Każda potyczka sprowadza się do biegania i machania mieczem, aż zdołamy zadać cios kończący. Nawet konkretnych bossów pokonamy z taką samą łatwością, a jedyną różnicę stanowi fakt, że momentami warto stosować jeszcze blok.
Wykroczenie ponad standardową grę z serii Warriors z pewnością wpłynęłoby korzystnie na odbiór gry. Z każdą kolejną misją tracimy zapał z racji braku różnorodności zadań, wyraźnej ewolucji potyczek, czy też wpływu na rozwój Gutsa. Pięć pierwszych zadań stanowi pigułkę tego, co będziemy powtarzać przez następne 18 godzin.
Rozwój bohatera jest związany z fabułą, ale możemy minimalnie w niego ingerować za sprawą amuletów i przedmiotów zdobywanych w tracie walki. Specjalną opcją łączymy amulety, tym samym ulepszając podstawowe statystyki ataku, obrony i witalności. Przed misją możemy wyposażyć dodatkowe przedmioty jednorazowego użytku i to właściwie wszystko. Ekwipunek ma małe znaczenie, a ignorowanie go nie wpłynie zbytnio na przebieg walk.
Mimo względnej satysfakcji z posyłania dziesiątek oponentów w powietrze przy każdym machnięciu ogromnym mieczem, czujemy brak wyzwania i motywacji. Wyjątkiem są wspomniane animacje i przerywniki, których jest sporo i potrafią zainteresować. W kilku przypadkach same filmiki są nawet dłuższe niż rozgrywka je poprzedzająca.
W miarę postępu kampanii odblokowujemy innych bohaterów. Nie wybierzemy ich w toku głównej przygody, a jedynie poprzez powtarzanie wykonanych wcześniej misji w trybie rozgrywki swobodnej. Dodatkowe postacie są głównie ukłonem w stronę fanów anime i poza wyglądem różnią się jedynie prędkością ciosów i atakiem specjalnym.
Dla osób, których nie znudził główny tryb i powtarzanie misji nowymi herosami, jest jeszcze trzecia opcja, czyli Endless Eclipse. To swoista odmiana odpierania fal z dodatkowymi wymaganiami i poleceniami. Nie otrzymujemy tu jednak nic innego i świeżego w kwestii rozgrywki.
Mimo sporej liczby scenek i świetnie zaprezentowanego świata szybko zauważamy ograniczenia w oddaniu klimatu serii Berserk leżące po stronie samej rozgrywki. Studio Omega Force od czasów Dynasty Warriors powiela te same schematy, które są do bólu przewidywalne i często nie pozwalają rozwinąć potencjału uniwersum.
Berserk and the Band of the Hawk mogło być czymś znacznie lepszym, gdyby tylko twórcy zaryzykowali i wykroczyli ponad granice ustalone przez swój sprawdzoną formułę. Guts i jego wymazana krwią historia zasłużyły na więcej.