Skip to main content

Recenzja filmu „Bielmo”. Christian Bale jako detektyw

Tajemnicza historia.

„Bielmo” to najnowszy film Scotta Coopera, czyli twórcy „Szalonego serca” i „Zrodzonego w ogniu”. Reżyser postawił na tajemniczą historię i ciekawy klimat rodem z połowy XIX wieku.

Historia przedstawiona w „Bielmie” powstała na bazie powieści Louisa Bayarda pt. „The Pale Blue Eye” z 2003 roku. Film całkiem wiernie odzwierciedla książkową fabułę. Akcja rozpoczyna się w akademii wojskowej West Point w 1830 roku. Pewnego poranka zostaje tam znalezione ciało kadeta wojskowego, powieszonego na drzewie z wyciętym sercem. Sprawą ma się zająć lokalny detektyw, czyli Augustus Landor (Christian Bale). On sam zresztą, jako były członek akademii, zna tamtejsze obyczaje i to ma pomóc mu w schwytaniu sprawcy.

Landor i Poe to dwie najważniejsze postaci w tym filmie

W międzyczasie w środowisku kadetów spotyka Edgara Allana Poe’go (Harry Melling). Młody człowiek, a w przyszłości pisarz, ma niebywałe zdolności dociekania prawdy i rozwiązywania zagadek. Oprócz faktu, że Poe rzeczywiście uczęszczał do szkoły kadetów w West Pointcie, cała historia została zmyślona, a sam pisarz (jako bohater filmowy) jest uwikłany w sieć intryg. Tym razem to nie on jest odpowiedzialny za ich wymyślanie (czego przykładem są słynne nowele), ale to on sam musi je rozwikłać.

Rozwiązanie fabuły jest rozczarowujące. Pod prostą akcją kryje się jeszcze jeden wątek, zasygnalizowany tylko na początku. Zauważyłem, że scenarzyści pozostawiają nam wskazówki, które są dostrzegalne jak na dłoni i prowadzą do łatwego rozwiązania fabuły. Z pewnością nie zaszkodziłoby twórcom, gdyby nieco bardziej uwikłali sieć intryg, bo finalnie jest ona raczej przejrzysta.

Robert Duvall pojawia się tylko w dwóch scenach

Zresztą mam wrażenie, że „Bielmo” nie wytrzymuje dynamiki rozwoju akcji. Tajemniczy wątek został przekonująco wyprowadzony na samym początku, ale na końcu fabuła rozpada się na części i nie prowadzi do zbyt przekonującego finału.

Sposób prowadzenia narracji stylizowany jest na opowiadania Edgara Allana Poego. To próba stworzenia wariacji, czyli w tym przypadku filmu (opierającego się na powieści Bayarda), który ma działać zgodnie z podobnymi mechanizmami, co opowiadania amerykańskiego pisarza. Czy to się udało? Częściowo tak, ale brakuje tu charakterystycznych dla Poego tematów i motywów, a przede wszystkim sprawnego operowania intrygą.

Jeśli chodzi o wykorzystanie Edgara Allana Poego jako postaci fikcyjnej, to sprawa wygląda znacznie ciekawiej. Został tu przedstawiony jako osobnik obdarzony szczególną inteligencją, obsesyjnie zainteresowany śmiercią i zaświatami. Nie jest to jednowymiarowy „szalony geniusz” i wielki artysta (jak często przedstawia go popkultura), ale człowiek z krwi i kości, który zmaga się z własnymi rozterkami.

Okultyści zostali przedstawieni w bardzo konwencjonalny sposób

W kwestii zobrazowania specyficznego klimatu połowy XIX wieku i kultury amerykańskiej, twórcy „Bielma” stanęli na wysokości zadania. Postarali się o odtworzenie realiów akademii wojskowej, wprowadzenie wątków okultystycznych, wskazali na ówczesny stan nauki i medycyny. To wszystko składa się na bardzo przekonujący obraz, który dobrze się oglądało.

Do gry aktorskiej nie mam większych zastrzeżeń. Bardzo spodobała mi się rola Harry’ego Mellinga, wcielającego się w postać Poego. Pod względem ogólnej charakteryzacji prezentuje się atrakcyjnie i przekonująco, a także tajemniczo. Jego występ sprawił wrażenie, że sam Christian Bale, który wcielił się w rolę detektywa Augustusa Landora, schodzi na dalszy plan – to Melling jest postacią wiodącą. Nie jest to oczywiście wina Bale’a, ale raczej kiepsko napisanej i jednowymiarowej postaci Landora, z której aktor wydobył tyle, ile się dało.

Historia i motywy samego Landora zostały bardzo spłaszczone

Warto jeszcze wspomnieć, że w kilku scenach pojawił się Robert Duvall, ale jest w tym filmie postacią peryferyjną i niezbyt istotną dla rozwoju całej fabuły. Mimo to jego obecność jako znawcy symboli dodaje „Bielmu” nieco tajemniczości i niepokoju. Spośród aktorów drugoplanowych należy wyróżnić Simona McBurney’a. Ilekroć pojawia się w filmach jako postać poboczna (na przykład w „Robin Hoodzie” albo „Szpiegu”), prezentuje bardzo wysoki poziom – i tak było również w filmie Coopera. Poza tym pojawiła się także Gillian Anderson, której obecność sprowadza się do roli niezbyt inteligentnej żony doktora Daniela Marquisa (Toby Jones).

Bardzo długo oczekiwałem na premierę „Bielma” i spodziewałem się po nim naprawdę wiele. Okazuje się jednak, że oprócz całkiem niezłej historii detektywistycznej, przekonującego sztafażu i ciekawego klimatu, nie dostałem niczego zaskakującego czy nowatorskiego. Jestem pewien, że po jakimś czasie zapomnę o tym filmie, ponieważ nie odróżnił się niczym szczególnym. Nie można mu jednak odmówić wprowadzenia angażującej historii, która od początku przyciąga widza i zachęca go do oglądania, ale mam wrażenie, że „Bielmo” – przynajmniej pod względem fabularnym – nie wykorzystało swojego pełnego potencjału. Z pewnością warto go obejrzeć, bo nie będziecie się nudzić, chociaż możecie być trochę zawiedzeni.

Ocena: 7/10

Premiera w Polsce: 06.01.2023 - Gdzie obejrzeć: Netflix - Rodzaj: mystery film/thriller - Reżyseria: Scott Cooper - Scenariusz: Scott Cooper - Występują: Christian Bale, Harry Melling, Lucy Boynton, Simon McBurney, Gillian Anderson, Toby Jones, Harry Lawtey, Timothy Spall, Robert Duvall.

Zobacz także