Skip to main content

BioShocka znieważyć nie wypada. Dlaczego produkcja nowej części tak się przedłuża

Zbyt wysoko zawieszona poprzeczka.

FELIETON | Kiedy w 2007 roku podczas premiery BioShocka stopniowo poznawałem wizję podwodnego miasta, którą miał w głowie ojciec projektu Ken Levine, jeszcze nie zdawałem sobie sprawy z geniuszu tej produkcji. Jednak z każdą kolejną godziną upływającą na eksploracji zakątków Rapture i poznawaniu fabuły czy ikonicznych postaci, pomału zdawałem sobie sprawę, że będzie to jedna z moich gier życia.

Potem seria dostała jeszcze dwie udane odsłony i kilka świetnych dodatków. Podczas każdej z premier bawiłem się wyśmienicie, w ogóle nie myśląc o odłożeniu serii na półkę. Niestety od ponad dekady nie ujawniono nic o czwartej części, poza lakonicznymi doniesieniami o trwających pracach. Czemu tak lubiana i mająca ogromny potencjał marka nie może doczekać się kolejnej odsłony?

W dniu premiery BioShocka totalnie zatraciłem się w wizji podwodnego miasta serwowanego przez Kena Levine'a. Do tej pory pamiętam charakterystyczne miejsca, postaci i wyborny klimat gry

Dekada odpoczynku dla serii

Po wydaniu podniebnego BioShock Infinite w 2013 roku, twórca marki Ken Levine doświadczył wypalenia zawodowego i postanowił przejść do innych projektów. Dobra sprzedaż Infinite zwiastowała rychłe prace przy kolejnej części BioShocka, ale znany twórca miał już w głowie całkiem inne plany. Po odejściu ze studia Irrational Games postawił na mniejszy, fabularny projekt w nowym studiu Ghost Story Games. Teraz wiadomo, że po 10 latach ciszy jego najnowsza produkcja to Judas - z podobnym stylem artystycznym do BioShocka, mocami i pierwszoosobową rozgrywką.

Jednak 2K Games nie zamierzało rezygnować z serii, w której wciąż drzemało sporo potencjału - pozytywne recenzje i miliony sprzedanych egzemplarzy nie brały się przecież znikąd. Specjalne zadanie stworzenia kontynuacji serii uzyskało studio Cloud Chamber, mające w swych szeregach wielu doświadczonych programistów, nawet tych pracujących niegdyś przy serii BioShock. Niestety po dekadzie od wydania Infinite, nadal brak jest jakichkolwiek oficjalnych informacji, a niepotwierdzone doniesienia nie zwiastują nic dobrego.

Judas nie zdradził BioShocka, ale nieświadomie rzucił klątwę

Wydaje się wręcz, że Ken Levine rezygnując z kolejnej części swojej największej marki nieświadomie rzucił na nią klątwę, bo opowieściom i projektowi zrodzonym z jego wyobraźni bardzo trudno będzie dorównać. Przypadków wypalenia twórców danym uniwersum jest wiele (choćby trzy części Dead Space) i normalnym, a wręcz godnym uznania w tych czasach jest chęć pracy i podejmowanie ryzyka związanego z nowym IP. Jednak wydawcy chyba wciąż nie rozumieją, że doświadczona ekipa z pasją i uzdolnioną osobą zarządzającą to prawdziwy skarb. Mając tak genialną markę pod swoimi skrzydłami, Take-Two od dekady nie potrafi nie tylko wydać, ale nawet pokazać konkretów związanych z nowym BioShockiem.

Wszystko, co do tej pory wiemy, to spekulacje i niepotwierdzone doniesienia. Co prawda informator Oops Leaks zamieścił na swoim twitterowym koncie wiele gorących wzmianek o powstającej grze i nawet jej logo, ale to nic oficjalnego. Nowy BioShock ma mieć podtytuł Isolation i powstaje na Unreal Engine 5. Tym razem mamy otrzymać nie jedno, ale dwa kontrastujące ze sobą miasta. Jedno wolne i bogate, a drugie odizolowane i podziemne, rządzone przez dyktatora. Walki na granicy dwóch metropolii mają być efektem odmiennej ideologii.

Dodatkowo wydawca ponoć nie jest zadowolony z efektów prac, co może być pokłosiem odejścia z zespołu 40 pracowników, włącznie z liderami projektu. Najnowsze plotki mówią o tzw. „deweloperskim piekle” i kolejnym resecie głównych założeń. Taki stan rzeczy to ponoć konsekwencja rotacji programistów, złego zarządzania i słabego scenariusza, który najprościej ujmując nie jest godny poprzednich części. Ken Levine tak wysoko zawiesił poprzeczkę, że teraz trudno choćby do niej doskoczyć, nie mówiąc już o przeskoczeniu.

Czyżby geniusz Kena Levine'a był poza zasięgiem?

Długi okres produkcji nie zawsze oznacza klęskę. Przykładem może być choćby Dead Island 2 - gra powstająca w wielkich bólach przez wiele lat, ale ostatecznie zbierająca pozytywne recenzje i ciesząca się niezłym zainteresowaniem. Pochwały należą się też dla 2K Games, że nie pozwala na wydanie słabej czy średniej gry, kolejny raz dając czas i inwestując pieniądze w studio Cloud Chamber. Po tylu niedopracowanych projektach (choćby ostatnie Redfall), wydawaniu gier na siłę i długim łataniu ich po premierze, słaby BioShock 4 jest ostatnią grą, w którą chciałbym zagrać.

Twórcy mają przed sobą trudne zadanie - odczarować artystyczny urok Kena Levine'a i dorównać jego solidności oraz ambicji. Mam jednak nadzieję, że 2K Games po tylu latach w końcu zaprezentuje swoją wizję gry i postawi na jakość. W przeciwnym razie nie będzie to tylko przykre dla graczy, ale oznaczać będzie wirtualny pogrzeb BioShocka. Na szczęście po tylu latach produkcji widać, że są jeszcze wśród gier świętości, których znieważać zwyczajnie nie wypada.

Zobacz także