Bloodrayne - Retrospektywa
Slasher jak ta lala.
Dochodzące z głębi korytarza krzyki przerażenia i cierpienia sprawiły, że pułkownik SS Hans Schlechter zamarł ze strachu. Obrzydliwy dźwięk przebijanego i krojonego ludzkiego mięsa połączony z głuchym upadaniem kolejnych ciał na posadzkę, zaczęły wysoko postawionemu naziście wykręcać trzewia. Wtem z ciemności wyłonił się jakiś zarys.
Schlechter przyjrzał się dokładnie i ujrzał twarz swojego najlepszego żołnierza - sierżanta Brauna. Po chwili zorientował się, że była to jedynie głowa spoczywająca na zakrwawionej kobiecej ręce. Pułkownik nie zdążył nawet wyjąknąć słowa, kiedy ogromne ostrza pozbawiły go ramion, a ostre zęby zatopiły się w szyi wprawiając Hansa w wiekuisty sen.
Początek XXI wieku był nie lada gratką dla wszystkich fanów slasherów i gier akcji z perspektywy trzeciej osoby. Max Payne, Blood Omen 2 czy Enter the Matrix to tylko niektóre tytuły pokazujące różnorodność i rozpiętość tematyczną gatunku. Wśród ówczesnych tuzów praktycznie znikąd pojawiła się seksowna i bezkompromisowa Rayne. Bohaterka, która do dziś pozostaje jedną z najbardziej rozpoznawalnych kobiet w wirtualnym świecie.
Z osobą Rayne jesteśmy zapoznawani na początku zabawy, a konkretnie w zabitej deskami luizjańskiej wiosce w 1933 roku. Miejscowość od pewnego czasu nawiedzają mutanty mordujące tubylców. Główna bohaterka, wraz ze swoją kompanką Mynce, musi uporać się z plagą i rozwikłać tajemnicę mutacji. W trakcie rozmów prowadzonych między postaciami dowiadujemy się, że Rayne jest półwampirzycą pragnącą odnaleźć ojca. Sądzi, że pomoże jej w tym tajemniczy zleceniodawca przydzielający coraz to nowe zadania, związane z eksterminacją mutantów, a w późniejszym okresie również nazistów.
„Główna bohaterka, wraz ze swoją kompanką Mynce, musi uporać się z plagą i rozwikłać tajemnicę mutacji."
Brzmi trochę jak scenariusz kolejnego filmu Tromy, ale po rozpoczęciu zabawy nie zwraca się na to uwagi. Rozgrywka wciąga od samego początku, przede wszystkim za sprawą szybkiej akcji i systemu walki. Już od pierwszych chwil musimy stawiać czoła zastępom wrogów, których eliminujemy głównie przy pomocy ogromnych ostrzy. Od razu wyczuwa się też, że autorom zależało na stworzeniu prostego, efektownego i zapewniającego dużo zabawy slashera i cel ten został osiągnięty w stu procentach.
Zagłębianie się w mechanikę Bloodrayne zajmuje dosłownie kilka minut. Sterowanie bohaterką, wykonywanie akrobatycznych ewolucji i atakowanie przeciwników ogranicza się do kilku klawiszy. Dzięki temu już po chwili możemy dosłownie siekać całe zastępy przeciwników. Twórcy nie ograniczali wizji w żaden sposób - gra miała być brutalna jak diabli, i właśnie taka jest. Każde starcie kończy się mnóstwem oderwanych głów i kończyn, pociętymi korpusami oraz zalewającą wszystko krwią. Rayne nie przebiera w środkach - jest postacią niezwykle brutalną, ale między innymi właśnie dzięki temu zapada w pamięci na długo.
System walki jest bardzo prosty, ale zapewnia dużo satysfakcji. Lewym klawiszem myszy wyprowadzamy ataki przy pomocy ostrzy, natomiast pod prawym kryje się możliwość ostrzeliwania wrogów ze zdobytej broni. A ponieważ po martwych żołnierzach co rusz zostają karabiny, strzelby czy granaty, to bohaterka ma w czym przebierać. Jeśli dodać do tego możliwość korzystania ze specjalnego łańcucha, przywracające zdrowie wgryzanie się w przeciwników czy korzystanie z kilku umiejętności specjalnych (m.in. spowalnianie czasu i trybu furii), to powstaje iście wybuchowa mieszanka, w której każdy znajdzie coś dla siebie.
Niestety, tak różowo nie jest już w przypadku przygotowanych lokacji i zadań. Gra składa się z trzech aktów rozgrywających się kolejno na bagnach w Luizjanie, bazie wojskowej w Argentynie i nazistowskim zamku. Scenerie między aktami różnią się od siebie dość znacząco, ale w obrębie ich samych szybko zaczyna panować monotonia. Z kolei cele ograniczają się na ogół do wyeliminowania określonej liczby wysoko postawionych nazistów.
W praktyce wygląda to tak, że przechodzimy od pomieszczenia do pomieszczenia rozprawiając się po drodze z wysoko postawionymi pułkownikami, generałami i innymi dowódcami. Problem w tym, że brakuje tutaj nieco urozmaicenia, a wszystkich wysokich szarżą hitlerowców możemy wytłuc, jak zwykłych żołnierzy. Czasami zdarzają się wprawdzie walki z bossami, jednak wydaje się, że jest ich troszkę za mało. Irytujący bywa też system zapisu gry. Teoretycznie możemy z niego skorzystać w każdym momencie, jednak w praktyce wczytuje się punkt na początku danej lokacji. W przypadku potknięcia trzeba wtedy przechodzić od początku cały, czasem dość długi, fragment gry.
„System walki jest bardzo prosty, ale zapewnia dużo satysfakcji."
Graficznie Bloodrayne nadal wygląda nieźle. Upływ czasu dał o sobie znać chociażby w przypadku tekstur czy efektów pokroju ognia, ale za to animacja głównej bohaterki nadal prezentuje się świetnie. Gracja, z jaką Rayne wykonuje wszelkiego rodzaju skoki i piruety, które kończą się wyprowadzaniem zabójczych ciosów sprawiają, że człowiek nie chce zaprzestać tego fantastycznego tańca śmierci. Tylko czemu autorzy tak się uwzięli na sztuczne bujanie kobiecych piersi w przerywnikach? Czyżby kolejny ukłon w stronę Tromy, gdzie również nie brakowało erotycznych wstawek?
Do przejścia Bloodrayne wystarczy jakieś 5-6 godzin zabawy. Przygoda nie jest więc może zbyt długa, ale za to niezwykle intensywna. Produkcja ze studia Terminal Reality to wciągający niemiłosiernie slasher w najczystszej postaci, z niepowtarzalną bohaterką w roli głównej. Aż wstyd nie zagrać.