Bojkoty dotarły do gier. I musimy zacząć z tym jakoś żyć
Albo wrócić do wędkowania.
OPINIA | To była kwestia czasu. Ale miałem nadzieję, że utrzymamy się dłużej. Że będziemy niczym astronauci wypuszczeni w ciszę kosmosu w zamkniętej rakiecie, a problemy wielkiego świata nie będą do nas docierały. Stało się jednak inaczej. Bo nie jesteśmy astronautami, tylko graczami - a gry nie są już zabawkami, tylko potężnym medium o gigantycznym zasięgu.
To nie jest tak, że do teraz gry wideo były wolne od kwestii światopoglądowych. Owszem, w początkowym okresie narodzin „elektronicznej rozrywki”, twórcy skupiali się jedynie na dostarczeniu dobrej i prostej zabawy. Od czasu eksplozji popularności gier niezależnych, wielu twórców poruszało tematy z pogranicza filozofii, polityki i przeróżnych idei. Małe gry indie były i zresztą są do tego idealne: tak jak kino niezależne eksperymentują w obszarach, które omijają wielkie studia.
Rzadko kiedy gry były też szeroko bojkotowane z powodów treści, które zawierały, uniwersum, które reprezentowały, czy z powodu niejasnych powiązań finansowych studia projektującego. Rzadko nie znaczy nigdy. Wystarczy wspomnieć wiele krytycznych artykułów pod kątem seksizmu serii GTA czy znikomej różnorodności koloru skóry w Wiedźminie 3. . Głośno było nawet przy premierze Cyberpunka 2077, gdy kilku dziennikarzy zarzuciło grze rasizm, ponieważ czarnoskórzy mieszkańcy pewnej dzielnicy tworzyli gang o nazwie... Animals. Oczywiście były to absurdalne zarzuty, które wyśmiał Mike Pondsmith, czyli twórca Cyberpunka, który jednocześnie sam jest pochodzenia afroamerykańskiego. Przekonywał, że wszystko jest zgodne z założeniami świata, który wykreował.
Żaden z powyższych tytułów nie doczekał się jednak tak powszechnego i głośnego bojkotu, jak ten, z którym mamy do czynienia obecnie wobec Hogwarts Legacy i Atomic Heart. Wiele branżowych mediów zdecydowało się - chyba pierwszy raz w historii na taką skalę i tak głośno to manifestując - nie publikować żadnych treści na temat jednej lub drugiej gry. Co interesujące, obie gry są bojkotowane w innych krajach i z zupełnie innych powodów.
Osobiście uważam, że bojkot Atomic Heart jest jednak słuszny, bo chodzi o kupowanie produktu od firmy, której zyski wprost lub pośrednio finansują rosyjską machinę i śmiertelne w skutkach działania wojenne. W przypadku Hogwarts Legacy mam więcej wątpliwości - bo idąc tropem myślenia bojkotujących, należałoby też zbojkotować HBO (w bibliotece znajdują się wszystkie części Harry’ego Pottera), klocki LEGO (zestawy z uniwersum należą do jednych z popularniejszych) czy kilku dość dużych producentów zabawek i ubrań, nie wspominając o wydawnictwach książek na całym świecie.
Tak to wygląda dziś, a jeszcze niedawno nasze poletko z grami wideo było wolne od tego typu sytuacji i bojkotów - przynajmniej w takiej skali, z jaką obecnie mamy do czynienia. Traktowałem gry jak wędkowanie: jestem tylko ja, wędka (pad lub myszka) i ryby (gra). Ewentualnie koledzy wędkarze. I zażywam relaksu. Odcięcia od wspomnianych już problemów wielkiego świata.
Tyle że nasze hobby nie jest już wędkowaniem. Jest poważną częścią mainstreamu - dzisiejszej popkultury. Jest machiną medialną o gigantycznych zasięgach. Bez wielkiego entuzjazmu przychodzi mi się z tym pogodzić i przyzwyczajam się do myśli, że podobnych bojkotów może być w niedalekiej przyszłości więcej. Czynię to z nieukrywanym żalem, bo wiem również, że w długiej perspektywie wpłynie to na same gry, których twórcy staną się po prostu mniej odważni. Przykładem są przecieki z nadchodzącego GTA 6, które ma być po raz pierwszy w historii znacznie łagodniejsze niż poprzednie odsłony bezkompromisowej serii.