Boomer shootery bawią jak diabli. Dobrze, że wciąż są popularne
I że powstają nowe.
Dzięki dzisiejszym możliwościom technologicznym deweloperzy potrafią tworzyć gry, które zachwycają jakością grafiki lub destrukcją otoczenia. Inne tytuły stawiają natomiast na fabułę i oryginalny styl artystyczny tworząc historie, które zostają z nami na zawsze. Pośród tych niemal nieograniczonych, kreatywnych możliwości można czasem zapomnieć, że gry od zawsze dostarczały przede wszystkim rozrywki. Z tego zadania idealnie wywiązują się strzelanki zwane boomer shooterami.
Gry FPS przeszły przez ostatnie lata ogromną ewolucję. Koniec lat 90., wraz z rozwojem technologii i sukcesami gier nastawionych bardziej na opowiadaną historię, takich jak Half Life, skłonił twórców do eksperymentów. Strzelanki stawały się bardziej realistyczne, a militarny setting i wolniejsza, wręcz filmowa rozgrywka znana chociażby z Call of Duty cieszyły się większą popularnością niż hordy demonów lub obcych w Quake’u czy Doomie.
Z nostalgii do minionej mody powstały tytuły, które określamy boomer shooterami. Ich design nawiązuje do czasów, w których dynamiczna rozgrywka i korytarzowe, pełne sekretów poziomy były ważniejsze od dziejących się w tle wydarzeń i rysów psychologicznych protagonistów. Do rąk gracza zostaje oddany różnorodny, często egzotycznie wyglądający arsenał broni, który pozwala „czyścić” labiryntowe mapy z dziesiątek przeciwników. A fabuła? Jakaś jest, ale służy wyłącznie do tego, by mniej więcej wiedzieć, do kogo strzelamy.
Określenie boomer shooter początkowo było używane jako żart, ale jego popularność okazała się wystarczająca, by zostać zauważona zarówno przez społeczność graczy, jak i platformę Steam, gdzie od niemal roku widnieje jako oficjalna kategoria. Jednym z popularyzatorów terminu jest kompozytor Andrew Hulshult, który pracował między innymi nad Dusk, Amid Evil, Wrath: Aeon of Ruin, Prodeus czy Doom Eternal: Ancient Gods.
„Boomer shooter było zabawnym określeniem, które przeczytaliśmy kiedyś podczas tworzenia Dusk, jako opis DOOM. Brzmiało śmiesznie, więc sami je zaadaptowaliśmy” - napisał na X. „W przyszłości miało zostać powiązane z całym gatunkiem strzelanek. Dzisiaj jest kategorią na Steamie. Kocham tę rzeczywistość”.
Nie wszystkim graczom określenie „boomer” pasuje do gier, których największa popularność sięga lat 90. Wizerunek generacji baby boomers, czyli ludzi urodzonych po II Wojnie Światowej do około 1960 roku, nie kojarzy się z typowym odbiorcą dynamicznych strzelanek z końca XX wieku. Trafniejsze jest jednak nawiązanie do popularnego mema „OK Boomer”, który wpasowuje się w nostalgię graczy ceniących powrót starych mechanik. Niektórzy w zamian proponują nazwę Retro/Old School FPS i choć są to określenia równie celne, to połączenie nazwy gatunku z memem okazuje się bardziej nośne.
Boomer shooter to nie tylko pikseloza
Twórcy tych strzelanek nawiązują do lat 90. nie tylko pod względem rozgrywki, ale i stylu graficznego. Udany Warhammer 40,000: Boltgun, to produkcja, w której popularne uniwersum sprawdziło się idealnie w połączeniu z retro grafiką i pełną krwawej akcji rozgrywką. Równie „boomerski” - przynajmniej pod względem założeń rozgrywki - zdaje się także reboot serii DOOM z 2016 roku. Ma prawie wszystkie najważniejsze cechy, z których słynęły jego kultowe części i jest interesującym zwrotem w kierunku korzeni gatunku FPS.
Nie chodzi bowiem wyłącznie o pikselową grafikę, ale doświadczenie, które dawały dawne strzelanki. Takie, które drastycznie różni się od dzisiejszych odsłon niezwykle popularnych serii Call of Duty czy Battlefield. Szybko poruszający się bohater, brak osłon i automatycznej regeneracji życia, porozrzucane po mapie apteczki i amunicja, absurdalnie głębokie kieszenie mogące pomieścić kilka-kilkanaście sztuk wymyślnych broni i korytarzowe, pełne sekretnych zaułków poziomy to najważniejsze wyróżniki boomer shooterów.
Po kilku słowach wstępu niemal od razu jesteśmy wrzucani w wir akcji, a każdy kolejny poziom opiera się na dwóch istotnych elementach - walce i eksploracji. Starcia są szybkie i brutalne, a czas pomiędzy nimi można wykorzystać na dokładne przeczesywanie lokacji w poszukiwaniu sekretów. Dzięki temu zostaniemy nagrodzeni zdrowiem i amunicją albo trochę wcześniej niż zakłada to główna ścieżka powiększymy arsenał naszych „pukawek”.
Prosty styl nie ogranicza kreatywności
Ultrakill, które według SteamDB cieszy się obecnie największą popularnością wśród gier oznaczonych tagiem „boomer shooter” to tytuł, który wyciska wszystko, co najlepsze z gatunku i dodaje do tego własne pomysły. Podczas przedzierania się przez kolejne warstwy piekła łączymy ze sobą ataki z różnych broni, by niczym w serii Devil My Cry walczyć nie tylko o przetrwanie, ale i o jak najwyższą ocenę naszego stylu gry.
Oprócz wspomnianego Duska, który jest dziełem naszego rodzimego dewelopera, Dawida Szymańskiego, mamy też innych przedstawicieli gatunku. W ramach Forgive Me Father studio Byte Barrel proponuje udaną mieszankę retro strzelanki z mrocznym klimatem okultyzmu znanym z kart opowiadań H.P. Lovecrafta. Pierwsza część pozwala wcielić się w dwójkę bohaterów o różnych umiejętnościach - dziennikarkę i księdza - którzy będą musieli zmierzyć się z najpotężniejszym wrogiem - samym przedwiecznym, Cthulhu.
Mimo pozornie prostej, stylizowanej na wygląd retro, pikselowej grafiki, twórcy boomer shooterów oferują nowoczesne rozwiązania, które dostarczają czystej przyjemności z rozgrywki. To idealne gry na krótkie, ale intensywne sesje pozwalające rozerwać się - w przypadku naszych wrogów często dosłownie - po wyczerpującej, pełnej obowiązków rzeczywistości. Nacisk na wartką akcję kosztem fabuły i grafiki ma swoje bezsprzeczne zalety. Nic więc dziwnego, że graczy zmęczonych kolejnymi odsłonami shooterowych strzelanek, w tym i mnie, taka nieskrępowana zabawa przyciąga jak magnes.