Skip to main content

Borderlands: The Pre-Sequel! - Recenzja

Więcej wybuchów, mniej grawitacji.

Szalonego świata Borderlands nigdy za wiele. Pokręcone żarty, nawiązania do popkultury, różnorodność broni i możliwość grania z czterema znajomymi zawsze będą mocnymi cechami serii. Nowe pomysły i urozmaicenia rozgrywki spisują się dobrze, ale to zbyt mało, by w przypadku the Pre-Sequel mówić o kolejnej, pełnoprawnej części.

Gearbox tym razem oferowało jedynie wsparcie głównym projektantom gry - studiu 2K Australia. Ryzyko ewentualnego „namieszania” w historii zostało zminimalizowane przez ustalenie, że akcja będzie toczyć się pomiędzy wydanymi już częściami.

Nowi gracze mogą poczuć się zagubieni, gdyż wprowadzenie dla niewtajemniczonych jest niejasne, a bez szerszego rozumienia kontekstu fabuła może wręcz wydać się banalna.

Zobacz na YouTube

Stajemy po drugiej stronie barykady - jako osoby zaangażowane w narodziny głównego czarnego charakteru serii, Handsome Jacka. Nie gwarantuje to przewartościowania postaci i zmiany postrzegania jego osoby - nic z tych rzeczy. Ale scenariusz na pewno delikatnie próbuje usprawiedliwić część jego działań.

Zobacz także: poradnik i opis przejścia Borderlands 2 - kompletna, obszerna solucja do gry, ze wszystkimi sekretami

Gracze wcielają się w osoby wcześniej pełniące rolę mniejszych bossów lub szarych eminencji - cybernetycznego żołdaka Wilhelma, kochającą rewolwery Nishę oraz znaną z pierwszej części Athenę. Niespodzianką jest maskotka Borderlands - ikoniczny robot Claptrap. Pre-Sequel jest jak spełnienie jego najskrytszych binarnych marzeń - sam staje się jednym z bohaterów, którym zawsze chętnie pomagał.

Każda postać oferuje nieco odmienny styl walki i cały zestaw unikatowych umiejętności, które po rozwinięciu potrafią nieźle namieszać na polu bitwy.

„Odwiedzane tereny są znacznie bardziej rozbudowane pod kątem wielopoziomowości.”

Nalot z powietrza? Nic czego nie rozwiąże kilka pocisków!

Wilhelm może przyzwać dwa latające drony. Jeden zajmuje się leczeniem, a drugi odwracaniem uwagi i eliminowaniem zagrożenia. Athena biega ze specjalną tarczą pochłaniającą obrażenia. Rzucając nią oddaje zebraną energię i wysyła w ten sposób kilku oprychów do piachu. Nisha to jedyna klasa używająca dwóch broni palnych jednocześnie. Dodatkowo lassem smaga nieostrożnych przeciwników niczym Indiana Jones.

Na deser pozostaje wesoły robot, którego specjalna umiejętność jest kompletnie losowa. Po jej aktywacji Claptrap zyskuje jedno z wielu bardzo pomysłowych, czasowych usprawnień o różnym działaniu - od bardzo pomocnych do kompletnie niepotrzebnych. Nawet te najmniej sensowne potrafią rozbawić.

Mimo że gra oparta jest na silniku Borderlands 2, oferuje odmienną rozgrywkę za pomocą kilku sztuczek. Pierwszym i najistotniejszym elementem jest ucieczka ponad Pandorę. Handsome Jack próbuje uratować Hyperion - korporację, której jest pracownikiem - przed najazdem rozszalałych banitów, będących odrzutkami koncernu Dahl. Zła pułkowniczka Zarpedon dokonuje inwazji na stację Helios - chluby Hyperionu. Lądujemy również na Elpis, księżycu Pandory.

Krwiożercze bestie i rozgrzane do czerwoności karabiny - typowy dzień na księżycu

Zmiana otoczenia, poza ciekawymi krajobrazami, wprowadza urozmaicenia związane ze słabszą grawitacją oraz strefami bez bezpiecznej do oddychania atmosfery. To wywołuje reakcję łańcuchową i szereg dalszych modyfikacji, nawet w zakresie ekwipunku.

Zestawy z tlenem nie tylko pozwalają oddychać w przestrzeni kosmicznej, ale mogą też zmienić statystyki postaci i usprawnić walkę w powietrzu, pozwalając na podwójne skoki. Będąc nad przeciwnikiem możemy gwałtownie uderzyć o powierzchnię, co również później wzbogacamy, choćby zadając obrażenia od ognia. Jeżeli w porę nie uzupełnimy zapasu tlenu, to zaczniemy powoli umierać, chyba że gramy Claptrapem. On nie ma płuc, nie oddycha i jako jedyny nie boi się próżni - dzielny robot.

Zmniejszona grawitacja niesie za sobą jeszcze jedno ciekawe urozmaicenie od klasycznego biegania z bronią i strzelania gdzie popadnie. Teraz możemy to robić z góry, z dołu i z każdej innej możliwej strony. Odwiedzane tereny są znacznie bardziej rozbudowane pod kątem wielopoziomowości, więc nie raz zdarza się skakać i ganiać za wrogiem po wszystkich możliwych platformach.

Małe, wredne robale potrafią poirytować

Kosmiczne przygody nie byłyby kompletne bez kosmicznej broni! Bogaty już arsenał wzbogacono o różnorakie karabiny laserowe oraz możliwość, na przykład, zamrażania. Ochłodzenie temperamentu nadbiegającego wroga, kończące się roztrzaskaniem na drobne kawałeczki, to coś zupełnie nowego w Borderlands.

Dwa księżycowe pojazdy pomagają w przemieszczaniu się, jednak przestrzeni otwartej nie jest na tyle dużo, by o nich długo pamiętać. Zdecydowaną większość czasu spędzamy w zamkniętych kompleksach, bazach i labiryntach.

Różnorodność przeciwników nie zachwyca. Po bogatej faunie Pandory, bestie pustkowi Elpis i kilka rodzajów bandytów, żołnierzy i fanatyków, to rozczarowująco mało. Wiele misji skonstruowanych jest w sposób zmuszający nas do wracania na odkryte już tereny, przez co nierzadko walczymy z tymi samymi wrogami.

Specjalna umiejętność Claptrapa oraz ogólny widok na drzewko

Muzyka oraz gra aktorska jak zawsze stoją na wysokim poziomie. Unikalny klimat Borderlands został zachowany, mimo zauważalnego spadku formy. Scenariusz, choć sztampowy, napisany jest dobrze i posiada wiele zabawnych scen oraz kilka interesujących nawiązań do wątków, których szczątki poznaliśmy wcześniej.

Nie jest to jednak idealne skrzyżowanie szalonego świata Pandory, pełnego licznych, komediowych zagrań z poważnymi momentami, angażującymi gracza jak za czasów kampanii fabularnej Borderlands 2. Handsome Jack wcześniej potrafił skutecznie wywołać antypatię i autentyczną chęć rozprawienia się z nim. Pułkownik Zarpedon to nijaka persona, nie wywołująca emocji, mimo złych zamiarów.

Oczywiście, nadal mnogo od nawiązań do popkultury, przekręceń znanych cytatów, żartów słownych i mrugnięć w kierunku gracza. Bohaterowie poboczni mogą wydawać się swego rodzaju kopiami już znanych w uniwersum bohaterów, ale jest to częściowo zabieg zrozumiały - większość znanych postaci nigdy nie było po stronie Jacka, więc musiały pojawić się ich odpowiedniki.

Wczytanie zapisu z poprzedniej odsłony serii to bonus w postaci dodatkowego wyposażenia

Ukończenie całości kampanii fabularnej zajmuje mniej czasu niż ostatnio, ale może się wydłużyć poprzez misje poboczne, których część powinniśmy wykonać, by rozwinąć postać. W pewnym momencie poziom trudności zadań fabularnych podnosi się na tyle, że gracze wykonujący tylko główny wątek mogą mieć poważne problemy. Bez odpowiedniego doświadczenia szybko zmienimy się w kosmiczny pył.

Borderlands: the Pre-Sequel to dobra okazja, by powrócić do świata pełnego broni palnej i tańczących robotów, lecz bez traktowania przygody jako pełnoprawnej odsłony. Jest oczywiste, że te kilka oferowanych urozmaiceń rozgrywki, cztery nowe postacie i ulepszenia broni to zawartość, która równie dobrze mogłaby być kolejnym, większym dodatkiem do „dwójki”.

Zadaniem The Pre-Sequel jest przede wszystkim delikatnie osłodzić podniebienia miłośników serii i zachęcić ich do oczekiwania na Borderlands 3, które prawdopodobnie ukaże się już na konsole nowej generacji.

7 / 10

Zobacz także