Skip to main content

Burial at Sea. Wracamy do Rapture

Zapowiedź dodatku DLC do BioShock Infinite.

Po przejściu całego pierwszego epizodu Burial at Sea stwierdzić można z całą pewnością, że mamy do czynienia z dodatkiem do BioShock Infinite. Choć całość rozgrywa się w Rapture, w klimatach zbliżonych bardziej do poprzednich części serii, to nadal widzimy „naszą” Elizabeth w wersji femme fatale; używamy nawet tych samych kombinacji wigorów i ekwipunku, zamiast toników i plazmidów. Pojawiają się także wstęgi, choć w skromnej postaci.

Wracamy jednak do świata BioShock, co udało się zrealizować dość spektakularnie. Pierwsze dwie części serii skupiały się na upadku Rapture, teraz mamy szansę być częścią snu. Irrational rzuciło cały zespół do prac nad DLC i widać, że nie szczędzono wydatków na stworzenie małego, ale gęsto upakowanego wycinka utopii Andrew Ryana.

Porzucono klaustrofobiczne korytarze. Miasto stawia na większe przestrzenie, a pomimo braku interakcji - diabeł tkwi w szczegółach: przepływające wieloryby i żółwie, restauracje ze splicerami serwującymi drinki, znikające w obłoku dymu czy dwaj mężczyźni, obejmujący się na ławce, wpatrzeni w głębię oceanu. Wszędzie pełno obrazów w stylu art deco i drobnych detali ukrytych w miejscach, które nie mają nawet większego wpływu na fabułę. Rapture to miasto, dla którego warto porzucić powierzchnię.

Rapture to nie miejsce dla ludzi ze słabym pęcherzem

Choć główne zadanie w Burial at Sea można podsumować w stylu „sprawdź trzy sklepy, żeby znaleźć klucz”, to na pewno udało się twórcom wciągnąć graczy w świat Rapture. Zauważamy także, że Elizabeth straciła nieco ze swej delikatności i bezbronności, z którą zaczynała w Infinite. Nadal jest tą samą osobą, ale woli dbać o własne interesy, dysponuje ostrzejszym językiem, a czasem jest po prostu chłodna. Do bohatera nie zwraca się inaczej niż „Pan DeWiit”, a samą siebie opisuje jako „pracującą w windykacji”, co jest chyba subtelnym nawiązaniem do podstawowej gry. Co równie ciekawe, Elizabeth zdaje się nie podążać za nami, lecz często sama wybiega naprzód i prowadzi Bookera.

Najciekawszą lokacją jest zdecydowanie teatr Cohena, wspaniale zaprojektowany i zrealizowany. Wyglądając przez okna aż chce się sprawdzić wszystkie widoczne na horyzoncie zakamarki, choćby po to, by znaleźć tor do wyścigów konnych, gdzie zakłady obstawia Booker. Czy mają tam prawdziwe konie, czy tylko metalowe potwory w siodłach?

Wsiadł do autobusu człowiek ze skrzynką na głowie

Burial At Sea to jednak nie tylko turystyka, a podziwianie obrazków przerywa praca. Elizabeth chce, by bohater znalazł zaginioną dziewczynę, która - jak się szybko okazuje - jest siostrzyczką i ukrywa się w zalanym sklepie, zamienionym na więzienia dla byłych sojuszników Franka Fountaine'a. Wkraczamy w czeluście budynku, okupowanego przez splicery, łaknące kolejnej dawki ADAMa.

To nadal tylko wstępna prezentacja, a twórcy mają jeszcze sporo czasu na dopracowanie dodatku, to zawodzi nieco druga połowa, kontrastująca z fantastycznym wprowadzeniem. To nie do końca zła wiadomość, a DLC dalej także pełne jest fantastycznych scen. Ciężko oprzeć się jednak wrażeniu, że twórcom zabrakło pomysłów na ciekawe rozwinięcie znanych już konceptów i mechaniki.

Ponownie najciekawsza jest lokacja - sklep i zarazem więzienie Fontaine'a oferuje zaskakująco dużą różnorodność. Każdy dział ma swój własny styl i atmosferę, a doza wszechobecnego szaleństwa udziela się także bohaterom. Elizabeth coraz bardziej zaczyna przypominać Eleanor z BioShock 2, a zawartość żołądka siostrzyczki wygląda z każdą chwilą bardziej zachęcająco.

Większość czasu spędzamy jednak na walce. Choć Burial at Sea stara się odtworzyć środowisko groźniejsze od latającej Columbii, to splicery, Tatuśkowie i ich niespodziewane ataki już dawno przestały straszyć. Te pierwsze są zresztą sprowadzone do parteru w jeszcze większym stopniu, dzięki pośpiesznie rozmieszczonym wstęgom, pozwalającym na prostą eliminację wrogów z powietrza.

Obecność Elizabeth przypomina, że jesteśmy praktycznie nieśmiertelni. Jej umiejętność tworzenia wyrw zdaje się pasować tu lepiej, choć czasami całość staje się nieco abstrakcyjna - gdy na przykład przyzywamy do pomocy Mechanicznego Patriota, nie pasującego ani trochę do Rapture.

„Sama postać Elizabeth to zbyt mało, by tchnąć nowe życie w świat, w którym spędziliśmy już ponad dwadzieścia godzin.”

A gdzie popcorn?

W „standardowej” walce widać także, że Burial at Sea oferuje zdecydowanie mniej zasobów niż Infinite. Niewiele tu czekających na przeszukanie koszy na śmieci, a Elizabeth rzadziej wspomaga nas swoimi znaleziskami. Nie odgrywa to jednak znaczącej roli, ponieważ mapy zazwyczaj są dość spokojne. Pomimo bardziej zaawansowanego silnika, nie zdecydowano się na wprowadzenie wielkich bitew, a sklep sprawia raczej wrażenie nawiedzonego przez grupkę szaleńców, a nie pełnego zabójców.

Trzeba także przyznać, że powrót do realiów BioShocka po zaledwie trzech latach wydaje się dość dziwny. Dodatek, wykonany dość „standardowo”, nie oferuje zbyt wielu nowości, a elementy noire kończą się na dobrą sprawę po opuszczeniu biura Bookera. Sama postać Elizabeth to zbyt mało, by tchnąć nowe życie w świat, w którym spędziliśmy już ponad dwadzieścia godzin. Inną perspektywę na pewno będą mieli gracze, którzy zaczynali przygodę z serią od Infinite.

To także bardzo krótka porcja rozgrywki. Burial at Sea na pewno nie można nazwać leniwym rozszerzeniem, każdy piksel kipi od zawartości, to jednak całość ukończyć można w półtorej godziny, a i to przy dokładnej eksploracji zakamarków. Jeśli zdecydujemy się przebiec przez dodatek sprintem, prawdopodobnie nie zdążymy nawet zaparzyć wody na herbatę. W planach jest oczywiście jeszcze drugi epizod, który już teraz zapowiada się całkiem intrygująco.

Premierę rozszerzenia zaplanowano na okres świąteczny. Warto zauważyć, że BioShock Infinite oferowane jest w Polsce razem z przepustką sezonową, gwarantującą dostęp do DLC bez dodatkowych opłat.

Zobacz także