Skip to main content

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6. Szantaż i perswazja to broń równie skuteczna, co karabin

Przyjemna kampania, miodny multiplayer i udany tryb Zombie.

Call of Duty: Black Ops 6 to zaskakująco udana odsłona jednej z największych serii w świecie gier. Twórcy stanęli na głowie, by zaserwować nam zróżnicowaną, a po części nawet odświeżającą przygodę w kampanii, a także satysfakcjonujący multiplayer i tryb Zombie, które pompują adrenalinę oraz dają mase frajdy. Rozgrywka stoi na najwyższym poziomie, choć nie zabrakło kilku zauważalnych niedociągnięć.

Twórcy nie zdecydowali się na przedpremierowe udostępnienie gry recenzentom i naprawdę nie wiem, dlaczego podjęli taką decyzję. Na tle ostatnich kilku odsłon Call of Duty, Black Ops 6 wypada wręcz fenomenalnie i znajdujące się obecnie pod skrzydłami Microsoftu Activision zupełnie nie powinno bać się wcześniejszych ocen. Niemniej, zdążyłem już sporo pograć i pora przyjrzeć się, co zaserwowali nam deweloperzy z Treyarch i Raven Software (oraz kilku innych zespołów).

Kampania pozytywnie zaskakuje

Kampanię fabularną w tegorocznym Call of Duty z pewnością można uznać za udaną. Osadzona w pierwszej połowie lat 90. XX wieku historia zaczyna się od standardowego dla serii przesłuchania, ale szybko przeradza się w emocjonującą batalię z tajemniczym wrogiem działającym w cieniu. W trakcie 11 misji głównych odwiedzimy różnorodne lokalizacje na całym świecie, od otwartych pól bitewnych, przez tajne placówki, aż po ekskluzywne kasyna przypominające zamek Lady Dimitrescu, co zapewnia świeżość i różnorodność rozgrywki w trakcie około 7-8 godzin potrzebnych na przejście.

Wrażenie robi także różnorodność zadań. Choć nie brak tu intensywnych i pompujących adrenalinę wymian ognia z wrogami wyskakującymi pod celownik niczym kaczki w Duck Hunt, większość misji stawia bardziej na klimatyczne szpiegowskie operacje, przynajmniej do czasu, aż sytuacja nie zacznie wymagać bardziej bezpośredniego podejścia. Będziemy więc infiltrować, sabotować i szantażować, przy czym szczególnie satysfakcjonująca jest jedna misja, gdzie możemy najpierw uszkodzić sprzęt wroga, a następnie wykorzystać efekty naszej pracy w trakcie walki.

Gra oferuje też zaskakująco dużą jak na CoD swobodę w podejściu do zadań; najczęściej możemy wybierać między cichym przemykaniem w cieniach a bezpośrednią walką, ale niektóre operacje mają alternatywne metody osiągnięcia celu, co zachęca do eksperymentowania i powtarzania misji. Co ciekawe, w Black Ops 6 znajdziemy system dialogów rodem z gier Bethesdy, który pozwala na pogaduszki z członkami zespołu, a czasem nawet na wykorzystanie wiedzy i uroku osobistego, by przekonać kogoś, by nam pomógł.

Twórcy zaskakują nas w kilku miejscach, wprowadzając do zadań elementy lekkiego survival horroru, a nawet serwując coś, co przypomina Control od Remedy. To naprawdę orzeźwiające, zwłaszcza po monotonnym i nudnym jak flaki z olejem Modern Warfare 3. A propos - jest jedna misja na otwartym terenie w stylu MW3, ale wypada tu znacznie lepiej, ponieważ pozwala na całkiem ciekawą eksplorację oraz wykonanie celów w bardziej kreatywny sposób, choćby przez opcjonalne zdobycie dostępu do ostrzału moździerzowego czy nalotu lotniczego.

Pomiędzy głównymi misjami odwiedzimy Wieżę - naszą bazę wypadową w klimatycznej rezydencji, gdzie możemy planować następne ruchy, zacieśniać więzi z zespołem i wydawać zdobyte pieniądze na dość proste ulepszenia. Choć system nie jest zbyt rozbudowany, oferuje dodatkowe zajęcia oraz profity, którymi znacząco rozwiniemy swoje możliwości bojowe. Wieża daje nam także możliwość powtórzenia ukończonych misji, a ponadto kryje kilka tajemnic, które rozwiążemy w przygodówkowym stylu z niemałą satysfakcją.

Jednak kampania ma swoje niedociągnięcia. Historia, choć emocjonująca i pełna zwrotów akcji, to na modłę całej serii jest przewidywalna do bólu i widocznie skrojona pod masowego odbiorcę, przez co odbiera się ją jak piątkowy seans w multipleksie. Scenariusz bardziej skłania do zajadania się czipsami, niż przemyśleń, choć w zestawieniu z ostatnimi paroma odsłonami serii wypada naprawdę dobrze i jest wystarczająco ciekawy, by motywować do poznania całej historii. Udana jest także końcówka, która daje satysfakcjonujące zamknięcie opowieści, choć jednocześnie zostawia kontynuacji otwartą furtkę.

W grze natrafimy też na sporo zagadek i bardzo cieszę się, że urozmaicają rozgrywkę, jednak są one zbyt proste i za często powtarzane. Z tego powodu jedna z misji trwa dosłownie cztery razy dłużej, niż powinna, a powtarzalność niektórych czynności mocno spowalnia tempo rozgrywki.

Grafika prezentuje się cudnie i momentami naprawdę chce się zatrzymać, by pooglądać widoki. Dotyczy to zarówno warstwy technicznej, jak i artystycznej, ponieważ dobór oświetlenia, kolorystyki oraz elementów ozdobnych stoi na najwyższym poziomie. Niestety, mimo ogromnej liczby detali i szczegółów, środowisko nadal charakteryzuje się znikomą interaktywnością i poza doniczkami, szybami czy owocami nie zniszczymy praktycznie nic. Często zauważymy też artefakty związane z odbiciami oraz aliasing - przynajmniej na Xbox Series X (i pewnie PS5).

Dźwięk jak zwykle wypada znakomicie, przy czym wybranie w ustawieniach gry opcji Treyarch Mix daje obecnie najlepsze wrażenia podczas gry na słuchawkach. Jednocześnie muszę podkreślić, że niedawna sieciowa awantura o płatne ulepszenie dźwięku jest nieco rozdmuchana - rzeczywiście istnieje taka opcja, ale płacimy tu za dostosowanie dźwięku do kształtu naszych czaszek, co jest raczej fanaberią dla najbogatszych i najbardziej zaangażowanych graczy. Nawet bez tego audio 3D działa fenomenalnie i nic nie stracimy, jeśli nie zapłacimy.

Najważniejsze jest jednak to, że Black Ops 6 na Xbox Series X działa we wszystkich trybach w stabilnych 60 klatkach na sekundę, a także udostępnia opcję gry w 120 FPS-ach, choć w tym przypadku zauważymy już drobne spadki płynności.

Multiplayer to czysty fun, a Omnimovement robi robotę

Jak to zwykle w CoD-ach bywa, kampania singlowa to jedynie przystawka przed daniem głównym w postaci trybu wieloosobowego oraz - w tym przypadku - Zombie. Multiplayer wypada w Black Ops 6 naprawdę dobrze. Gunplay i tempo rozgrywki są perfekcyjne, TTK (time to kill) jest przyjemnie wyczute, a strzały i headshoty „siadają” aż miło i to bez względu na to, jakiej broni używamy - choć w przypadku balansu niektórych wciąż trzeba nieco podłubać. Na premierę dostajemy 16 map, w tym 12 do rozgrywki 6v6 oraz 4, w których powalczymy zarówno 6v6, jak i 2v2. Areny nie sięgają może wybitnego poziomu, ale oferują mnóstwo okazji do flankowania, a ich projekt jest wystarczająco przemyślany.

Wśród nowości w multiplayerze wyróżnia się system Omnimovement (w polskiej wersji zwany ruchem wszechkierunkowym), który działa oczywiście we wszystkich wariantach rozgrywki, ale największe przełożenie ma właśnie na starcia w sieci. Mówiąc w skrócie, chodzi o to, że możemy teraz dawać nura na ziemię, sprintować i wykonywać wślizg w dowolnym kierunku. Podnosi to mobilność postaci, ale wbrew pozorom nie zwiększa drastycznie już i tak wysokiego tempa rozgrywek sieciowych.

Padanie na ziemię w dowolnym kierunku to z pewnością największa gwiazda systemu Omnimovement, przy czym ten ruch można wykorzystywać zarówno ofensywnie, jak i defensywnie. Nie zliczę przypadków, kiedy szybki unik uratował mnie przed wybuchem granatu - i to jeszcze w jak efektowny i filmowy sposób! A jeśli dodatkowo uda się po udanym padzie wyeliminować przeciwnika, który ten granat rzucił, to satysfakcja strzela na orbitę. Takim nurem na ziemię nie można jednak „spamować”. Kiedy użyjemy ruchu w niewłaściwym momencie albo na otwartej przestrzeni, bardzo łatwo paść ofiarą przeciwników.

Znaczącą różnicę robi też możliwość celowania w 360 stopniach w trakcie leżenia na ziemi. Gdy obracamy postać, może ona zacząć wspierać się na brzuchu lub bokach, a nawet położyć na plecach, co kojarzy się z animacjami w Max Payne 3. Z pewnością im dłużej ćwiczymy, tym lepiej uczymy się wykorzystywać Omnimovement i to wielki atut tej odsłony.

Nagrody za serię oraz wyposażenie wspomagające i perki (atuty) zapewniają dużą różnorodność kreowania stylu gry, choć trzeba przyznać, że są dość bezpieczne. Jest tu kilka nowości, ale większość przedmiotów i bonusów jest już dobrze znana fanom serii. Poza tym twórcy wyraźnie starali się zbalansować je tak, żeby nie dało się stworzyć buildu „OP”, czyli zbyt mocnego.

Fanów militarnych strzelanek uczulonych na różne „głupotki” w grach muszę jednak przed Black Ops 6 przestrzec. Ta gra nawet nie udaje, że bierze się na poważnie. Kojarzycie może, jak wygląda każde Call of Duty po kilku miesiącach od premiery, kiedy po mapach biegają różne stwory rodem z cyrku? Black Ops 6 wygląda tak na premierę, więc już na start mierzymy się z nieumarłymi, robotami, postaciami w rozbłyskujących futurystycznych pancerzach czy... Frankiem Woodsem w stylu zombie. Poziom kiczu i absurdu bywa ekstremalnie wysoki.

Tryb Zombie powraca w chwale

A propos nieumarłych - w Black Ops 6 jest też dostępny tryb Zombie i można śmiało powiedzieć, że jest jedną trzecią tej gry (lub połową, jeśli nie liczymy kampanii). Na szczęście Zombie także wypada w tej części znakomicie i jest wręcz grą samą w sobie. To wielki powrót po pomyłce Modern Warfare 3, które próbowało łączyć ten tryb z Warzone. Co prawda wciąż znajdziemy tu kilka elementów przeniesionych z battle royale, jak płyty pancerza, system ekwipunku i kolorowe poziomy rzadkości broni, ale walka toczy się tu przede wszystkim w rundach, a do tego na mniejszych mapach podzielonych na jeszcze mniejsze sektory.

Powracają znajome elementy, jak odblokowywanie nowych obszarów za pieniądze, zapewniające bonusy Atuto-Cole, skrzynki z losową pukawką i Cudowne Bronie. Bierzemy na pole walki wybrany zestaw wyposażenia i staramy się przetrwać jak najwięcej fal o rosnącym poziomie trudności, korzystając z różnych ulepszaczy rozmieszczonych na arenie. Dbanie o ciągły rozwój broni jest niezbędne, jako że z każdą rundą przeciwników nie tylko jest więcej, ale stają się też odporniejsi.

W przypadku późniejszych rund musimy mierzyć się z zombie w iście hurtowych ilościach i strzelanie w jakiekolwiek inne miejsca na ciele niż głowa jest niemal jak marnowanie amunicji. Musimy się też wykazać zdolnościami manewrowymi, biegając między umarlakami np. w trakcie przeładowania, kiedy jesteśmy bezbronni. Perfekcyjnie sprawdza się tu jednak system Omnimovement, dzięki któremu możemy sprintować w dowolnym kierunku. Zaskakująco dobrze działa też opcjonalna kamera z trzeciej osoby, która pozwala lepiej zorientować się w przestrzeni.

Żeby nie było zbyt nudno, Zombie oferuje też system rozwoju postaci, choć przeraźliwie wolny. Przeprowadzając tzw. badania (a w praktyce po prostu zdobywając XP i przeznaczając je na odblokowanie konkretnych rzeczy) możemy zdobyć ulepszenia naszych przedmiotów lub efektów na mapie. Każdy z nich zapewnia dość niewielkie przełożenie na rozgrywkę i różnicę odczujemy dopiero, gdy skumulujemy ich więcej. Grindu jest więc sporo, ale przynajmniej dostajemy te ulepszenia na stałe.

Trochę szkoda, że na premierę dostepne są tylko dwie mapy. To niewiele, ale na szczęście ich projekt można uznać za udany. Po nieco prostszym i mniej mrocznym Liberty Falls przechodzimy do Terminusa, gdzie poziom trudności wzrasta. Początkowo nietrudno czuć się w trybie Zombie zagubionym, ale z każdą kolejną rozgrywką uczymy się rozkładu map czy rozmieszczenia ulepszaczy do broni.

Zobacz na YouTube

Do ideału ciągle czegoś brakuje, ale mimo wszystko frajda jest naprawdę ogromna, zwłaszcza jeśli zagramy ze znajomymi. Zresztą, serwery pękają w szwach (ale dają radę!), więc z łatwością znajdziemy sobie też nowych kompanów do wspólnego grania.

Podsumowanie

Black Ops 6 to zaskakująco udana odsłona serii i widać tu jak na dłoni, że dodatkowy rok pracy zaowocował znacznie ciekawszym i bardziej przemyślanym produktem. Kampania robi bardzo pozytywne wrażenie, oferując zróżnicowane misje w lokacjach rozsianych po całym globie, multiplayer jest mięsisty i satysfakcjonujący, a do trybu Zombie aż chce się wracać. Gra wystartowała z paroma drobnymi błędami, jednak są one sprawnie i szybko usuwane. Koniec końców to więcej tego samego, więc nie ma mowy o rewolucji, choć jest lepiej i przyjemniej niż zwykle. Grę na pewno warto sprawdzić - zwłaszcza jeśli subskrybujecie Game Pass Ultimate lub PC.

Ocena: 8/10

Plusy:
+ Udana kampania na 7-8 godzin zabiera nas w przeróżne miejsca na całym świecie i oferuje ciekawe misje
+ Multiplayer i tryb Zombie wypadają doskonale
+ Omnimovement daje sporo satysfakcji zarówno podczas gry solo, jak i w trybach sieciowych, przy czym nie jest przesadnie skuteczny i wymaga wprawy
+ Rewelacyjna grafika i udźwiękowienie
+ W grze jest sporo ciekawych smaczków, w tym wrogowie wołający do siebie po imieniu czy kilka znanych twarzy
Minusy:
- Brak polskiego dubbingu, są tylko napisy
- W kampanii zdarzają się sztucznie rozciągnięte i nużące momenty
- Drobne, okazjonalne błędy
- W większości jest to gra, którą dobrze znamy - nie ma mowy o rewolucji

Recenzja gry została przygotowana na podstawie egzemplarza dostarczonego nieodpłatnie przez wydawcę.

Zobacz także