Skip to main content

Call of Juarez: Gunslinger - Recenzja

Udany powrót na Dziki Zachód.

Dwa lata temu seria Call of Juarez przeżyła kryzys tożsamości - Techland postanowił przedstawić w The Cartel historię współczesnych stróżów prawa. Skok w przyszłość się nie udał, gdy zabrakło klimatu Dzikiego Zachodu. Na szczęście nowa odsłona westernowej strzelaniny wraca do korzeni i jest na tyle dobra, że poprzednią można wrocławskiemu studiu wybaczyć.

Główny bohater Gunslinger to Silas Graves. Niezbyt przyjemy, nieco przygnębiony łowca głów na emeryturze - przekonujemy się o tym poznając jego przeszłość, wypełnioną nienawiścią i żądzą zemsty. Historię relacjonuje on sam, wiele lat po wydarzeniach, w których bierzemy udział w grze. O tym, że słuchamy opowiadania, przypominają pojawiające się co jakiś czas alternatywne wersje zdarzeń, lub też sekcje „co by było, gdyby...”. Taka forma narracji sprawia, że nigdy nie jesteśmy pewni, czy Graves akurat nie koloryzuje, a błyskawiczne przenoszenie akcji z miejsca na miejsce nie stanowi problemu.

Silas Graves, jak na rewolwerowca przystało, lubi koloryzować. To on sam relacjonuje historię krwawej wendety na Dzikim Zachodzie, w której pojawiają się nawet prawdziwi bandyci tamtych czasów.

Opowieść jest raczej jednowymiarowa, z całkiem ciekawie zarysowanym finałem. Mimo to, historia o krwawej wendecie bardzo dobrze zgrywa się z osobowością bohatera oraz krainą bezprawia. Smaku dodają też wątki prawdziwych bandytów, takich jak Billy the Kid czy Jesse James.

Gunslinger to oczywiście czysta gra akcji, gdzie kwintesencją jest wymiana ognia. Twórcy nie przewidzieli miejsca na jazdę konną, elementy skradankowe, zakupy w miasteczkach czy inne odskocznie. Opowieść bohatera przerzuca nas od jednej strzelaniny do kolejnej i nie pozwala odetchnąć przez pięć godzin kampanii fabularnej.

Główny bohater z wprawą posługuje się rewolwerami, karabinem, strzelbami oraz obrzynem. Z czasem wchodzimy też w posiadanie dynamitu. Co najważniejsze - czujemy specyfikę i moc każdej broni. Satysfakcjonujące jest zarówno używanie potężnej dwururki w walce na bliski dystans, jak też dwóch szybkich coltów. Pomagają w tym animacje trafionych wrogów - czasem nieco może przesadzone, ale wpisujące się w charakter gry.

Wrażenie dynamizmu i ciągłej akcji pogłębiają pojawiające się nieustannie napisy i cyfry opisujące styl walki, a nawet kombosy. Nie ma ich na szczęście za dużo i nie miałem wrażenia, by ich obecność przeszkadzała w rozgrywce. Jednak element ten wyraźnie podkreśla, że mamy do czynienia ze strzelaniną w stu procentach zręcznościową. Nie ma tu miejsca na jakąkolwiek taktykę, liczy się refleks i umiejętności.

Co jakiś czas użyjemy trybu koncentracji - spowalnia on czas i podświetla sylwetki wszystkich wrogów na czerwono. Rozprawianie się w ten sposób z przeciwnikiem jest efektowne, jednak niezbędne głównie na wyższych poziomach trudności. W przypadku poziomu normalnego, w trakcie akcji czasami w ogóle nie ma konieczności sięgnięcia po tę umiejętność.

Istotnym elementem każdego westernu są pojedynki, nie mogło więc ich zabraknąć w najnowszym Call of Juarez. Co jakiś czas stajemy oko w oko z różnymi znanymi kowbojami, którzy testują wspomniany już refleks. Najpierw skupiamy uwagę - reprezentowaną przez rozchwiany okrąg - na rywalu, a potem ustawiamy dłoń tak, by zwiększyć prędkość dobycia rewolweru. Potyczki zrealizowane są perfekcyjnie. Zabawie towarzyszą ogromne emocje, a z biegiem czasu spotykamy szybszych przeciwników - czasem pojedynkujemy się nawet z dwoma jednocześnie.

Twórcy ulegli obecnym trendom i umieścili w grze elementy rozwoju postaci i zdobywania kolejnych poziomów doświadczenia. Punkty rozdzielamy pomiędzy trzema drzewkami. W ten sposób nasz bohater doskonali się w swoim fachu, m.in. szybciej zmienia broń, lepiej celuje czy może posiadać więcej amunicji. Szkoda, że postępy nie są bardziej zauważalne. System mógłby oferować nieco więcej - umożliwić chociażby uzyskanie prawdziwego mistrzostwa w wybranej specjalizacji.

Interesujące okazały się „Okruchy Prawdy” - przedmioty porozrzucane w świecie gry. Zbieramy je nie tylko po to, by zdobyć konkretne osiągnięcie, ale - przede wszystkim - by poznać historię Dzikiego Zachodu. Stopniowo odkrywamy karty opisujące różne postacie, miejsca i wydarzenia. To świetny pomysł na urozmaicenie rozgrywki.

Nowy Call of Juarez ma w sobie coś z Borderlands - szczególnie, gdy spojrzymy na nienaturalny, jaskrawy kolor krwi tryskającej z wrogów. Stylizowana oprawa wzmacnia niektóre barwy. Powoduje to, że czasami pewne elementy otoczenia zlewają się z innymi - możemy na przykład nie zauważyć wroga stojącego na tle budynku. Na szczęście nie jest to problem pojawiający się nagminnie, a ogólny poziom grafiki - jak na tego typu produkcję - jest zadowalający.

„Istotnym elementem każdego westernu są pojedynki, nie mogło ich zabraknąć w najnowszym Call of Juarez.”

Poza historią twórcy przygotowali też tryb Arcade, w którym jak najszybciej musimy zlikwidować wszystkich wrogów na kolejnych mapach - wyniki możemy porównywać z dokonaniami innych graczy. W grze znalazł się też osobny tryb poświęcony pojedynkom, nie zapomniano o tak zwanym New Game Plus. Zdecydowanie jest co robić.

Jedynym dosyć poważnym mankamentem produkcji są sporadyczne problemy techniczne w testowanej wersji PC. Dwukrotnie zdarzyło się, że po rozpoczęciu misji miałem przed sobą czarny ekran, a rozwiązaniem było ponowne uruchomienie Steama. Poza tym parę razy trafiłem też na kłopoty związane z dziwnym projektem poziomów. Pewnego razu, uciekając przed gruzami w zawalającym się tunelu, postanowiłem uskoczyć w boczny korytarz, co wydało się logiczne - lecz skutkowało automatyczną śmiercią postaci. Tak naprawdę droga była tylko jedna. Nieraz czułem także, że gra zbyt często wprowadza w błąd sprawiając wrażenie bardziej nieliniowej, niż jest nią w istocie.

Pomimo paru niedoróbek, Gunslinger to pozycja zdecydowanie warta polecenia, tym bardziej że cena jest bardzo przystępna. Właściwie nic nie przysłania przyjemności płynącej z rozgrywki, a główną zaletą jest świetnie zaprojektowana mechanika strzelania. To skąpane w westernowym sosie satysfakcjonujące doświadczenie.

8 / 10

Zobacz także