Skip to main content

Cannon Fodder - Retrospektywa

„Wojna nigdy nie była tak zabawna.”

Piękny wschód słońca rozciągający się nad dżunglą nadawał krajobrazowi spokojny, wręcz sielankowy wygląd. Harmonia tropikalnego lasu została gwałtownie przerwana przez ryk wirnika i głośną muzykę, które przeszyły powietrze. Po chwili na niebie pojawił się śmigłowiec. Pilot zlokalizował w końcu małą polanę, gdzie wylądował maszyną, umożliwiając kilku żołnierzom opuszczenie pokładu. Uzbrojony w karabiny i granaty oddział szybko wyruszył w stronę bazy przeciwnika.

Wroga placówka była silnie obsadzona przez liczną załogę wspieraną przez działa i czołgi. Kiedy żołnierze ze śmigłowca dotarli na miejsce uśmiechnęli się pod nosem, po czym każdy pociągnął za spust karabinu. Zaskoczeni obrońcy nie mieli żadnych szans. Padali, jak muchy rozrywani przez kule oraz odłamki granatów. Nie pomógł nawet ciężki sprzęt, który po paru strzałach z bazooki obrócił się w pył. Kilka chwil później po małym oddziale zostały tylko zgliszcza. Żołnierze wyruszyli do kolejnej bazy.

Lata osiemdziesiąte XX wieku to jeden z ciekawszych okresów w dziedzinie filmu. W dekadzie tej głośnym echem odbija się na ekranach kinowych wojna w Wietnamie, czego najlepszym przykładem jest „Pluton" w reżyserii Oliviera Stone'a, który sam brał udział w tym konflikcie. Z drugiej strony, mamy do czynienia z legendarnymi serialami pokroju „Drużyny A", gdzie humor nieustannie przeplata się ze strzelaninami i wybuchami. Wydany w 1993 roku Cannon Fodder stanowi połączenie obydwu powyższych nurtów, w którym wojnę ukazano w sposób komiczny i pełen akcji.

„Autorzy Cannon Fodder, Brytyjczycy z firmy Sensible Software, stworzyli oryginalne połączenie, którego wcześniej nie było.”

Intro do Cannon Fodder. Po premierze gra wywoływała kontrowersje wśród brytyjskich weteranów wojennych. Wpisany w logo mak był symbolem żołnierzy, walczących w I wojnie światowej. Mak zniknął z późniejszych edycji pudełkowych, ale pozostał w intro - choć pojawił się dopisek o braku związku z Brytyjską Legią Królewską (powyżej). Media głównego nurtu krytykowały produkcję za gloryfikowanie wojny. Dziennikarze z prasy o grach w większości przeciwstawiali się takim tezom: Cannon Fodder jest antywojenną groteską - podkreślali. Ścieżkę dźwiękową skomponował Richard Joseph wspólnie z Jonem Hare'em, głównym projektantem gry.Zobacz na YouTube

W owym czasie zręcznościówek skupiających się na totalnym zniszczeniu przeważających sił wroga nie brakowało, czego najlepszym przykładem jest Desert Strike. Autorzy Cannon Fodder, Brytyjczycy z firmy Sensible Software, stworzyli jednak oryginalne połączenie, którego wcześniej nie było. Koncepcja zarządzania małym oddziałem żołnierzy może wydawać się na pierwszy rzut oka dość skomplikowana. Szybko okazuje się jednak, że opanowanie podstaw jest bajecznie proste.

Wszystkie rozkazy wydajemy przy pomocy myszki. Lewym przyciskiem przesuwamy żołnierzy we wskazane miejsce, a po naciśnięciu prawego rozpoczynamy ostrzał wskazanego celu. Niech jednak nikogo nie zwiodą początkowe misje, które przechodzi się z marszu. Im dalej w las, tym robi się trudniej. Liczba przeciwników rośnie w zastraszającym tempie, a oprócz piechurów na mapach zaczynają pojawiać się też między innymi działa i czołgi. Niektóre punkty są solidnie umocnione i trzeba się nieźle napocić, aby je zniszczyć.

Dochodzimy w tym miejscu do sedna rozgrywki, czyli połączenia elementów zręcznościowych i odrobiny taktyki. Podstawą przetrwania jest pozostawanie w ciągłym ruchu i unikanie ostrzału wroga. Dopóki ten ogranicza się do broni lekkich jest całkiem łatwo i przyjemnie. Jednak kiedy wokół naszego oddziału nagle zaczynają wybuchać granaty i pociski rakietowe, a zewsząd otaczają nas śmigłowce i czołgi, to dobry refleks staje się nieodzowny do przeżycia.

Na szczęście nasi podwładni również mogą korzystać z cięższego sprzętu w postaci granatów, bazook, a nawet pojazdów i dział. Ponadto żołnierze potrafią pływać i dzielić się na grupy. Podczas przemieszczania się trzeba jednak uważać nie tylko na wrogów, ale też na przeszkody naturalne, takie jak bagna. Chwila zagapienia i już jeden z naszych podwładnych oddaje życie w grząskiej sadzawce.

Przygotowane przez autorów etapy charakteryzują się dużą różnorodnością. Część z nich rozgrywa się w dżungli, inne na pustyni, ale nie brakuje też poziomów na terenach pokrytych śniegiem. Dodatkowo poszczególne mapy znacznie różnią się budową. Zdarza się więc, że eksplorujemy duże obszary, w których łatwo zgubić się bez mapy, ale przygotowano też poziomy rozgrywane dosłownie na jednym ekranie. Odkrywanie nowych terenów oraz możliwości gry sprawiają, że każda z ponad 20 misji wyróżnia się czymś unikalnym, a ich przechodzenie zapewnia masę frajdy.

„Po 20 latach od premiery Cannon Fodder nadal potrafi dostarczyć dużo dobrej zabawy.”

Nie ma to, jak dobrze rzucony granat

Autorzy nadali każdemu naszemu żołnierzowi imię oraz stopień wojskowy. Jeśli dany wojak przeżyje misję, to może liczyć na awans, natomiast w przypadku śmierci - tracimy go bezpowrotnie. Ten drobny zabieg sprawia, że gracz naprawdę przywiązuje się do tych biegających po ekranie pikseli. Niezwykle miło jest patrzeć na zdobywanie kolejnych pagonów przez ulubionych żołnierzy i ciężko pogodzić się z ich śmiercią.

Jest to o tyle zaskakujące, że cała gra jest utrzymana w luźnym stylu wojennej groteski. Najlepiej obrazuje to ekran startowy, na którym widać długą kolejkę rekrutów przechodzących przez drzwi oraz rozciągające się w tle wzgórze cmentarne, gdzie spoczywają polegli w akcji. Na górze ekranu w formie sportowego wyniku pokazano natomiast zabitych i straconych żołnierzy.

Po 20 latach od premiery Cannon Fodder nadal potrafi dostarczyć dużo dobrej zabawy. W oczy kłują już wprawdzie wszechobecne piksele, a czasem można się zdenerwować na blokujących się w niektórych miejscach żołnierzy. Jest to jednak pozycja, z którą z wielu względów należy się zapoznać.

Zobacz także