Dzika energia. Recenzja filmu „Chłopi”
Polski kandydat do Oscara.
„Chłopi”, polski kandydat do Oscara, to jedna z najciekawszych pozycji w naszym rodzimym kinie od lat. Ekranizacja znanej powieści, zrealizowana techniką animacji malarskiej, dosłownie porywa do tańca, zaskakuje i przede wszystkim jest atrakcyjna dla współczesnego widza.
Adaptacji - liczącego ponad sto lat literackiego dzieła Władysława Reymonta - podjęli się autorzy nominowanej do Oscara i Złotego Globu animacji „Twój Vincent”, czyli DK Welchman (znana również jako Dorota Kobiela) i Hugh Welchman. Inspiracją dla scenariusza stał się natomiast główny wątek fabularny książki, czyli skomplikowana historia miłosna Jagny, Macieja Boryny i jego syna Antka.
Twórcy „Chłopów” jednak inaczej rozłożyli akcenty w narracji i uczynili z losów Jagny intrygującą opowieść o kobiecie padającej ofiarą mężczyzn, a mimo to zachowującą godność i dumę. To również historia o tragicznej miłości i życiu w małym wiejskim mikroświecie, gdzie reguły i brutalne zasady wyznaczają określone miejsce w grupie. Wyjście poza ramy może się wiązać z odrzuceniem. Wszystko to rozgrywa się na tle zmieniających się Lipiec w czterech porach roku.
W trakcie seansu towarzyszyło mi poczucie, że wyciągnięto fabularną esencję z - bądź co bądź - długiego książkowego oryginału. W ten sposób udało się uzyskać zgrabny, dynamiczny i odważny dwugodzinny dramat, który rzadko ma momenty przestoju.
Warto jednak powiedzieć kilka słów o formie, która w przypadku „Chłopów” jest kluczowa. Jak wiemy, widowisko zrealizowano techniką animacji malarskiej. Polegało to na ręcznym namalowaniu każdej z klatek wcześniej nagranego filmu (klatek było łącznie około 80 tysięcy), a następnie rejestracji obrazu przy pomocy aparatu.
Ten etap trwał jednak długo, bo aż ponad trzy lata. Brało w nim udział około stu malarzy, pracujący na co dzień w czterech studiach - w Polsce, Serbii, Ukrainie i na Litwie. Zużyli w sumie ponad 1300 litrów farb olejnych, które pomogły uzyskać akwarelowy efekt.
I muszę przyznać, że każda pojedyncza scena rzeczywiście wygląda jak obraz, który z łatwością można byłoby wystawić w galerii sztuki. Wizualnie wygląda to naprawdę spektakularnie. Dynamiczne i żywe kolory sprawiają wrażenie wręcz oddychającego, żywego płótna.
Ponadto niektórym sekwencjom towarzyszy pulsujący rytm eklektycznej muzyki, opartej na autentycznych brzmieniach ludowych instrumentów, kompozycji i słowiańskich tematów. Skomponował ją Łukasz L.U.C. Rostkowski. W konsekwencji z ekranu wylewa się dzika, porywająca do tańca energia, której trudno się oprzeć. Co ciekawe, ścieżka dźwiękowa „Chłopów” skojarzyła mi się nieco z charakterystycznym soundtrackiem gry „Wiedźmin 3: Dziki Gon”.
Do obsady trudno mieć jakiekolwiek obiekcje. Mirosław Baka w roli Boryny o ciężkiej ręce, ale gołębim sercu, wydaje się być strzałem w dziesiątkę. Robert Gulaczyk jako Antek w ciekawy sposób sportretował bohatera, który za zimnym wyrazem twarzy kryje gorące emocje. Kamila Urzędowska z kolei przekonująco zagrała tajemniczą Jagnę.
Do twórców widowiska można mieć jednak zastrzeżenia co do sposobu przedstawienia głównej bohaterki. W Reymontowskim wydaniu Jagna wydała mi się bardziej drapieżna. W „Chłopach” Welchmanów natomiast głównie przygląda się kluczowym dla jej życia wydarzeniom. Aż prosiło się o to, by w niektórych sprawach zabrała głos i zademonstrowała wewnętrzną siłę. Widz nie miałby wtedy poczucia, że jej los jest przesądzony. To podniosłoby także napięcie i poczucie stawki, a konfrontacje z Boryną czy Antkiem nabrałyby jeszcze większego smaku.
Nowa ekranizacja „Chłopów” to tego rodzaju projekt, którego koncept i artystyczna wizja może spodobać się albo zupełnie nie trafić w czyjeś gusta. Trudno być obojętnym wobec tego dzieła, ale mnie cieszy fakt, że ktoś rzeczywiście miał konkretny pomysł na adaptację popularnej powieści nagrodzonej Noblem i nie skończyło się na patetycznej opowieści o chłopskiej rzeczywistości, lecz zaowocowało atrakcyjnym dla oka widowiskiem.