Skip to main content

Ciężarówką przez błoto i rzekę. Grałem w Expeditions: A Mudrunner Game

Przemierzamy bezdroża w imię nauki.

Niedawno miałem możliwość zagrania w przedpremierową wersję Expeditions, czyli najnowszą odsłonę popularnej serii symulatorów jazdy terenowej. Tym razem wcielimy się w kierowcę wyprawy naukowej, a naszym zadaniem jest między innymi poszukiwanie zagubionych dostaw ładunków i wykonywanie badań za pomocą specjalistycznego sprzętu. No i taplanie się w błocie - tego nie mogło zabraknąć.

Osobom niezaznajomionym z serią na początek wyjaśnię, że gry z cyklu Mudrunner (dawniej Spintires) najłatwiej określić jako „off-roadowy Euro Truck Simulator”. Zamiast długich kursów z dostarczaniem ładunków po całym Starym Kontynencie, tutaj zjeżdżamy z ubitych dróg, zmagając się z nierównym terenem, zapadającymi się w błocie kołami oraz przekraczaniem rzek i jezior wpław.

Najbardziej zauważalną zmianą w stosunku do wcześniejszego Snowrunner jest większy nacisk na aspekt mikrozarządzania. Na zorganizowanie każdej wyprawy otrzymujemy od sponsora z góry określoną kwotę pieniędzy, za którą możemy zakupić zapasy oraz dodatkowe wyposażenie pojazdu niezbędne do wykonania misji. Oczywiście zawsze najlepiej jest zmieścić się w zakładanym budżecie, aby nie dokładać do przedsięwzięcia z własnej kieszeni.

Wśród dostępnego „jednorazowego” wyposażenia znajdziemy m.in. kanistry z paliwem, zestawy naprawcze, podnośnik do postawienia wywróconego pojazdu z powrotem na koła czy kotwiczki - te szybko staną się naszymi najlepszymi przyjaciółmi, ponieważ umożliwiają użycie wyciągarki, kiedy nie mamy w okolicy naturalnych obiektów do zaczepienia się. Warto dodać, że tym razem ewakuacja unieruchomionego pojazdu jest płatna, także całkowite utknięcie pojazdu w trudnym terenie to sytuacja, do której zdecydowanie nie chcemy doprowadzić.

A na co wydamy zaoszczędzone pieniądze? Oprócz kupowania nowych pojazdów i ulepszania ich w garażu, Expeditions daje możliwość zatrudniania zespołu ekspertów, których obecność na danej wyprawie zapewnia różne pasywne bonusy, a także rozbudowy naszej bazy i polowych posterunków o dodatkowe struktury, takie jak magazyn podstawowych zasobów, w którym możemy uzupełnić nasze zapasy.

Bazy rozbudowuje się głównie z myślą o przyszłych, coraz trudniejszych misjach, a także trybie jazdy swobodnej, gdzie bez ograniczeń możemy eksplorować dostępne w grze mapy, wykonując porozrzucane po nich cele dodatkowe oraz próbując odnaleźć i odzyskać porzucone ładunki, zwierające wartościowe zasoby.

Mapy są ciekawie zaprojektowane i przyjemnie się je zwiedza

Głównych misji jest w sumie 88 (w tym wspomniane tryby swobodne - liczone jako osobna misja), a rozgrywają się one na trzech zróżnicowanych rejonach: Małe Kolorado, Arizona oraz Karpaty. W ogrywanym demie dostępna była jedynie pierwsza z lokacji, zawierająca w sumie sześć zadań stanowiących formę rozbudowanego samouczka lub też rozgrzewki przed poważniejszymi zleceniami na kolejnych mapach.

Misje wydawały mi się dość zróżnicowane. Obejmowały m.in. dostarczenie radaru na skalny płaskowyż i rozstawienie go, ratowanie porzuconej w bagnie ciężarówki, czy przeprowadzenie pomiarów specjalistyczną aparaturą, która zainstalowana na pace znacznie obciążała pojazd i utrudniała manewrowanie na niestabilnym gruncie.

Skoro już o aparaturze mowa, to w Expeditions otrzymujemy dostęp do szeregu bardzo przydatnych instrumentów, z których regularne korzystanie może być kluczowe dla powodzenia misji. Przede wszystkim mamy latającego drona, który - jak można się domyśleć - umożliwia obejrzenie terenu z góry i łatwiejsze zaplanowanie trasy przejazdu. Jest to kluczowe, ponieważ tytuł bezlitośnie kara gracza za popełnione błędy i ledwie chwila beztroski może zmienić pozornie łatwy przejazd w desperacką walkę o przetrwanie. A o błędy nie trudno, szczególnie w trybie pierwszoosobowym z mocno ograniczoną widocznością z kabiny.

Sonar i Dron to tylko dwa z kilku przydatnych w wyprawach narzędzi

Kolejnym z niezwykle przydatnych gadżetów jest sonar, po którego warto sięgać podczas przekraczania zbiorników wodnych. Wypuszcza on sygnał umożliwiający oszacowanie głębokości dna, dzięki czemu możemy zdecydować, czy aktualnie prowadzony pojazd może pokonać wodę bez zalewania silnika. Wreszcie jest też poczciwa lornetka, po którą sięgniemy podczas poszukiwań różnych obiektów i aktywności na mapie.

Na koniec wypada jeszcze wspomnieć o stronie technicznej tytułu, która prezentuje się bardzo dobrze. Silnik fizyczny gry (głównie odpowiadający za deformację nierównego terenu) zauważalnie poprawiono, oferując bardziej realistyczne, ale i bardziej wymagające, doświadczenie. Nie sądzę natomiast, by znacznej poprawie uległa oprawa graficzna, co pozwala sądzić, że gra uruchomi się bez problemu na sprzęcie, na którym wcześniej działał Snowrunner.

Tytuł jest też dobrze zoptymalizowany i podczas zabawy nie zdarzyły mi się spadki płynności czy błędy inne, niż wymienione w liście znanych usterek w dołączonym przez wydawcę dokumencie recenzenckim. Użytkowników Steam Decka z pewnością ucieszy także fakt, że gra względnie bezproblemowo uruchamiała się w linuxowym środowisku Proton, chociaż na „pingwinku” tytuł miał tendencję do crashowania się przy próbie zminimalizowania okna gry.

Miłośników motoryzacji ucieszy możliwość personalizacji pojazdów, chociaż nie ma co tu liczyć na tuning rodem z Need For Speed

Moje doświadczenia z przedpremierową wersją Expeditions: Mudrunner są bardzo pozytywne. Chociaż nie nazwałbym go jakąkolwiek rewolucją w serii, to utrzymuje poziom, do którego przyzwyczaiły nas poprzednie odsłony, jednocześnie dodając garść nowości, dzięki którym zabawa nie będzie wydawała się po prostu pakietem dodatkowych misji do starszych części. Sądzę, że fani serii będą z gry zadowoleni, a dla nowicjuszy może to być dobry punkt wejścia do cyklu.

Zobacz także