Cities XXL - Recenzja
Seria stanęła w miejscu.
Olbrzymie miasta, sporo opcji i problemy z płynnością działania - tak seria Cities XL wygląda od samego początku, dzielnie stawiając czoła nielicznej konkurencji w gatunku ekonomicznych strategii „budowniczych”. Wraz z nową odsłoną, twórcy zapomnieli jednak o jakimkolwiek postępie. Efekt to bezduszny klon Cities XL Platinum z 2013 roku.
Bezduszny - by nie powiedzieć: pozbawiony sensu. Posiadacze Cities XL Platinum mogą liczyć na 50 procent zniżki przy zakupie XXL na Steamie, ale i tak powinni ominąć najnowszą odsłonę szerokim łukiem. Nie znajdą w niej praktycznie nic nowego, poza kilkoma mało istotnymi innowacjami w postaci budynków czy drobnych zmian w systemie handlu.
Obiecywano ulepszony silnik, działający w oparciu o kilka rdzeni procesora, ale gra nadal notuje irytujące spadki liczby klatek na sekundę, szczególnie w większych metropoliach. Zapowiadano też przemodelowanie interfejsu, lecz ten nadal jest paskudny.
Źródłem niedociągnięć technicznych są najpewniej olbrzymie rozmiary dostępnych map. W odróżnieniu od SimCity, Cities XXL stawia na ogromne połacie terenu, których pełne wykorzystanie graniczy z cudem - zwłaszcza że już przy kilkuset tysiącach mieszkańców zaczynają się spore problemy z płynnością działania. Szczególnie podczas przybliżania widoku i większych ruchach kamerą.
Winna nie jest konfiguracja komputera. Zestaw z procesorem Core i7, 16 GB RAM i kartą graficzną GTX 970 powinien bez większych problemów poradzić sobie z grafiką, która - choć ładna - na pewno nie imponuje tak, jak w 2013 roku.
Dodatkowym elementem związanym z oprawą jest możliwość zmiany pory dnia i aktywowania jednego z mało przydatnych filtrów obrazu. Istotniejsze elementy pozostają jednak niedopracowane. Postacie nadal przypominają dziwne karykatury, a samochody na ulicach doczytują się w kilka sekund po zbliżeniu kamery.
Podobnie jak SimCity, Cities XXL nie jest produkcją skomplikowaną. Stawia raczej na relaksującą rozrywkę, a nie na symulację wymagającą tytułu inżyniera urbanistyki. Po opanowaniu nieprzyjaznego interfejsu możemy bez przeszkód wyznaczać strefy mieszkalne, handlowe i przemysłowe, budować obiekty użyteczności publicznej i obserwować rosnące konto.
Mieszkańcy naszej prosperującej metropolii szybko zaczynają zgłaszać różne problemy, ale ich zaspokojenie nigdy nie jest dużym wyzwaniem. Sednem zabawy nie jest raczej budowanie dobrze prosperującego miasta, ale konstruowanie kolorowej dioramy. Imponującej - możemy nawet wybrać kolory poszczególnych domów - ale nadal plastikowej i bez życia.
Takie podejście nie jest jednoznacznie złe. Sprawę komplikuje jednak fakt, że projektanci chcieli stworzyć coś bardziej ambitnego, ale im się nie udało. Przygotowano zbyt wiele opcji, które tylko przeszkadzają w rozgrywce: cztery klasy mieszkańców, zbyt wiele rodzajów stref budowlanych i zbyt skomplikowany proces ich wyznaczania. Deweloperzy najwyraźniej nie mogli się zdecydować: symulacja czy zabawa?
Do wszystkich dodatkowych opcji należy się „doklikać”, w czym przeszkadza wspomniany już, fatalny interfejs. Panele menu nie mają jednorodnego stylu, czcionki są zbyt duże lub zbyt małe, a obrazki nieczytelne. Wygląda to po prostu nieprofesjonalnie.
Zarządzanie miastem utrudniają też całkowicie niejasne wybory twórców i różne błędy. Dlaczego podczas budowania stacji nie możemy jednocześnie włączyć widoku pokazującego natężenie ruchu? Autobusy jeżdżą bez pasażerów, automatyczne narzędzia do wyznaczania stref tworzą puste przestrzenie, a metro nie może przejechać w danym odcinku, ponieważ przeszkadzają mu budynki... na powierzchni.
Cities XXL będzie rozczarowaniem dla osób, które nie miały nigdy do czynienia z serią. Brak zaś jakichkolwiek znaczących zmian w porównaniu do Cities XL Platinum jest jednoznaczne dla osób, które z cyklem miały już do czynienia. Chyba lepiej poczekać - obiecujące Cities: Skylines ukaże się 10 marca.