Skip to main content

Co się stało z Blizzardem?

Zmiany, Chiny i Activision.

Blizzard się zmienił. Chyba dla nikogo to stwierdzenie nie jest zaskakujące. Na przestrzeni lat firmy ewoluują, a z coraz większymi sukcesami często zmieniają się priorytety. Dla wielu jednak dopiero niedawne fiasko związane z ukaraniem gracza za wsparcie protestów w Hongkongu okazało się potwierdzeniem, że Zamieć to korporacja, dla której zarządu priorytetem jest przede wszystkim dbanie o źródła dochodu, a niekoniecznie wyższe wartości moralne.

Firma przeprosiła już za tę wpadkę. Zbanowany zawodnik odzyska należne pieniądze z nagród, które początkowo zamrożono. Gracze i tak są jednak oburzeni, bo kary nie anulowano, a jedynie skrócono - z dwunastu do sześciu miesięcy zakazu brania udziału w turniejach. Co więcej, wprowadzono zmiany w niektórych rozgrywkach z serii Collegiate Hearthstone, eliminując obraz z kamer uczestników i wyrzucając z programu wywiady.

Blizzard ewidentnie prowadzi więc obecnie tak zwany damage control. Stara się zapobiec sytuacjom, w których choćby jeden gracz mógłby podczas jakiejkolwiek oficjalnej transmisji na żywo nawiązać do sprawy związanej z Hongkongiem. Odwołano nawet specjalne wydarzenie promujące premierę Overwatch na Switcha, które miało odbyć się w Nowym Jorku.

Zbliża się jednak BlizzCon. Wielka impreza z udziałem publiczności - graczy z całego świata. Społeczność zgromadzona wokół różnych gier Blizzarda już planuje zadawanie pytań związanych z kontrowersyjnym tematem podczas oficjalnych paneli Q&A czy przebieranie się za Mei. Ta postać z Overwatch stała się już swego rodzaju symbolem solidarności z protestującymi w Hongkongu. Obserwowanie tego wydarzenia będzie więc w tym roku szalenie interesujące - i to nie ze względu na ewentualne zapowiedzi gier.

Czy można jednak powiedzieć, że Blizzard naprawdę się zmienił? Czy raczej po prostu zdarzyło się coś, co zmusiło firmę do chwilowego pokazania, że gracze nie są zawsze na pierwszym miejscu? Tak czy inaczej, przywrócenie wizerunku studia przyjaznego i tolerancyjnego będzie naprawdę trudne - choć Zamieć jest w tym naprawdę dobra.

Spójrzmy bowiem w niedaleką przeszłość. Blizzard praktycznie zerwał z grami dla pojedynczego gracza, co spotkało się oczywiście z głośną krytyką. Mimo to, dzięki wysokiej jakości produktów czy regularnemu i niewymagającemu opłat ze strony graczy rozwojowi Overwatch, a także pozytywnemu nastawieniu do społeczności, studio uchodziło raczej wciąż za „tych dobrych”.

Diablo Immortal - możliwe, że zadebiutuje jeszcze w tym roku

Niektórzy zastanawiają się oczywiście, jaki wpływ na działania i politykę firmy ma Activision. Oficjalna nazwa grupy to przecież Activision Blizzard. Faktycznie, może się wydawać że nastawienie na gry-usługi czy prezentacja mobilnego Diablo jako główne danie ceremonii otwarca BlizzConu to coś, do czego zachęcać mógł wydawca Call of Duty. Tym bardziej, że jego wpływ na strukturę studia jest z biegiem czasu coraz większy.

Wszystko zaczęło się tak naprawdę w 2013 roku, kiedy Activision (związane z Blizzardem od 2008 roku) wykupiło wszystkie udziały w firmie twórców Warcrafta od koncernu Vivendi. To właśnie potem anulowano drugie rozszerzenie do Diablo 3. Ogłoszono koniec wsparcia dla StarCrafta 2 i wyraźnie zasugerowano, że seria nie doczeka się sequela. Gry-usługi stały się twarzą studia Blizzard Entertainment.

Z firmy odeszli już współzałożyciele - Mike Morhaime i Frank Pearce. Wcześniej pożegnał się z nią także jeden z bardziej rozpoznawalnych i charyzmatycznych producentów, Chris Metzen. Byli to ludzie, których społeczność kojarzyła przede wszystkim z pasją do gier i światów tworzonych przez Blizzard. Pod nowym przewodnictwem, według nieoficjalnych informacji, skasowano natomiast strzelankę w świecie StarCrafta, by skupić się na nowym rozdziale serii Overwatch.

Zobacz na YouTube

Nie sposób więc patrzeć już na studio Blizzard jak na deweloperów angażujących, rozbudowanych gier fabularnych, a kolejnym przypomnieniem o tej - naturalnej w pewnym sensie - ewolucji firmy, będzie zapowiedź Diablo 4. Czy kogoś zdziwi, jeśli gra okaże się wypełniona rozwiązaniami w stylu gier typu Destiny i zaoferuje mikropłatności?

Nawet kwestie społeczne i podejście do nich zależy od priorytetów. Tutaj trudno jednak stwierdzić jednoznacznie, czy faktycznie - jak mówią niektórzy - „stary Blizzard” postąpiłby inaczej w kwestii protestów w Hongkongu. Możliwe, że tak. Liczą się jednak dochody. Chińscy użytkownicy Hearthstone'a wydają w grze około 60% więcej pieniędzy niż Amerykanie.

Z drugiej strony, „stary Blizzard” nigdy nie został postawiony w sytuacji, w której musiałby zająć jakieś stanowisko w politycznych kwestiach. Firma nigdy nie musiała reagować na wypowiedzi esportowców o Tybecie czy Palestynie, bo takowe nigdy nie pojawiały się podczas transmisji. Problem nie występował, więc podejmowanie konkretnych decyzji nie było wymagane.

Jako że chiński rynek gier i odbiorcy z Państwa Środka są wielką częścią całej branży, tak i Hongkong jest siłą rzeczy tematem bliższym i budzącym więcej emocji. Tutaj kwestia zderzenia się zachodnich korporacji z tą sprawą była nieunikniona. Blizzard okazał się pierwszą firmą, która postanowiła postawić sprawę jasno, podkreślając, że studio i jego gry są apolityczne, a „pewne wypowiedzi mogą urazić część odbiorców” - starając się w sprytny sposób wpasować chyba w politykę gier jako środowiska przyjaznego dla wszystkich użytkowników.

Na BlizzConie nie zabraknie na pewno cosplayerów przebranych za Mei

Mamy więc do czynienia z wydarzeniami, która zmusiły wielu graczy do chłodniejszego spojrzenia na swoje ulubione studio. To też jednocześnie zapewne tylko początek kłopotów Blizzarda. Czy firma anuluje panele dyskusyjne z pytaniami od uczestników na BlizzConie? Jak mocno gracze obecni na imprezie wyrażą swoje niezadowolenie?

Tematyka Chin i Hongkongu też będzie zapewne pojawiać się coraz częściej w kontekście trwających w tym regionie administracyjnym protestów. Zainspirowani gracze mogą zechcieć częściej wyrażać swoje poparcie dla demonstrantów, a obserwowanie reakcji korporacyjnych zarządów będzie bez wątpienia interesujące. Przykład kryzysu w NBA pokazuje, że zachodnie firmy mają bardzo dużo do stracenia, jeśli nie będą zapobiegać krytyce działań rządu Chińskiej Republiki Ludowej.

Zobacz także