Co się stanie, gdy zniknie Steam
Ponure scenariusze.
Na moim koncie Steam znajduje się prawie 600 tytułów. Część dostałem do recenzji, inne kupiłem na licznych promocjach lub w Humble Bundle. W wiele nawet nie grałem i istnieje szansa, że nigdy nie zagram - nawet, jeśli nie przepadną za jakiś czas.
Steam, jako platforma cyfrowej dystrybucji, przeżywa właśnie rozkwit. Niemal wszyscy twórcy chcą sprzedawać swoje gry na tej platformie, nawet jeśli przy okazji tytuły trafiają też na GOG czy do innych sklepów. Przyzwyczailiśmy się do dziecka Valve, ponieważ jest stosunkowo łatwe w obsłudze, a do tego co kilka miesięcy zasypuje nas całkiem niezłymi przecenami i nie męczy zbytnio zabezpieczeniami DRM.
Co by się jednak stało, gdyby Steam upadł? Czy mamy szansę zachować i ocalić nasze gry? Czy inne platformy, takie jak pozbawione zabezpieczeń DRM GOG czy Humble, sprawdziłyby się lepiej? Warto wziąć pod uwagę kilka czynników.
Koniec Internetu
Zacznijmy od pierwszego, najprostszego wariantu: utraciliśmy możliwość łączenia się z usługą. Valve zbankrutowało, rządy świata zadecydowały, że Internet jest niezdrowy, albo mamy apokalipsę zombie. Niezależnie od tego, co właściwie się stało, problem jest jeden: zachowujemy jedynie te gry, które akurat mieliśmy na dysku.
Wszystko, czego akurat nie ściągnęliśmy, przepadło na dobre. Możemy zapomnieć o graniu w sieci i tytułach wymagających połączenia z innymi klientami (część z nich wymaga połączenia z siecią, więc jeśli padł cały Internet, uruchomienie gry może ukazać się niemożliwe).
W tym scenariuszu problemy zaczynają się pojawiać, gdy spróbujemy reinstalować system - ponowne pobranie i zainstalowanie gier nie wchodzi w rachubę. Jeśli jednak udało się zachować coś na dysku, Steam powinien być w stanie to odnaleźć i uruchomić. Oczywiście, o ile uda się zalogować na konto, a to jest podstawowym problemem - jeśli usługa nie zweryfikuje, że gry są faktycznie nasze, z zabawy nici.
Można mieć co prawda nadzieję, że tuż przed krachem jakiś miły pracownik Valve wyeliminuje konieczność logowania, jednak zważywszy na to, jakie podejście do klientów ma firma z Seattle, jest to wysoce wątpliwe.
Jak ma się sytuacja z innymi platformami? GOG i Humble nie korzystają z zabezpieczeń DRM, więc gry pobrane z tych serwisów powinny być dostępne nawet, jeśli firmy upadną. Gorzej wypadają Uplay oraz Origin, które pozwalają co prawda na grę w trybie offline, jednak wiele tytułów Electronic Arts i Ubisoftu wymaga co najmniej jednokrotnego logowania do sieci. Kilka kolejnych, które nie działają bez stałego połączenia z Internetem, będzie po prostu niedostępnych.
Przestrzeń dyskowa
Zaletą cyfrowej dystrybucji jest fakt, że rozmiar gry ma mniejsze znaczenie. Chociaż ściąganie tytułu ważącego kilkadziesiąt gigabajtów może być uciążliwe, instalowanie go z kilku płyt, z których każda może ulec zarysowaniu lub uszkodzeniu, jest znacznie większym problemem. Szczególnie, że wielu z nas zdążyło już zapomnieć, do czego służy napęd optyczny w komputerze - nawet pudełkowe gry potrafią obecnie zawierać tylko kod, a dysk służy głównie za ozdobę.
To jednak wiąże się z pewną wadą dystrybucji cyfrowej. W przypadku problemów z platformami dystrybucji czy zamykania sklepów, takich jak Steam, wszystkie interesujące nas gry będziemy musieli przechowywać lokalnie. Nawet jeśli Valve, GOG czy EA dadzą możliwość pobrania tytułów zanim zamkną interes, przeciętny użytkownik PC nie będzie dysponował wystarczającą ilością miejsca na dysku.
Chcąc zachować nasze Assasin's Creed, Dishonored i inne duże produkcje, potrzebować będziemy przestrzeni liczonej w terabajtach, której nigdy nie będziemy mogli zwolnić, by zająć ją czymś innym. No, chyba że chcemy utracić coś bezpowrotnie.
To nie jedyny problem - w szale robienia kopii zapasowych może się okazać, że serwery i łącza internetowe zwijającego się biznesu nie są w stanie obsłużyć zapotrzebowania. Steam to obecnie miliony użytkowników. Na tę tragedię nie ma specjalnej rady. Przewidując zagładę dystrybucji cyfrowej, możemy zacząć ściągać najcenniejsze tytuły już dziś.
Także w tym scenariuszu GOG i Humble wychodzą nieco przed szereg - pozwalając pobrać instalatory gier, oszczędzają odrobinę przestrzeni dyskowej. Podczas instalacji gry potrafią rosnąć, a chociaż różnica między spakowanym a gotowym produktem może nie być przytłaczająca, dobrze mieć świadomość, że istnieje.
Niestety, nawet entuzjaści starych, dobrych dysków optycznych nie mogą spać spokojnie ciesząc się, że wygrali z fanami dystrybucji cyfrowej. Nowe płyty DVD czy Blu-ray psują się co prawda nieco rzadziej i wolniej niż pierwsze CD, wciąż jednak istnieje ryzyko, że płyta wytrze się lub zarysuje, a odtwarzacz przestanie działać. Do tego przestrzeń, jaką zajmie odpowiednik kilkudziesięciu czy kilkuset gier jest olbrzymia.
Aktualizacje i chaos
Jak wspomniałem wcześniej, jedną z zalet Steama jest łatwość aktualizacji - łatki szybko i sprawnie trafiają do wszystkich użytkowników danego tytułu, więc wszelkie błędy, jeżeli tylko twórcy chcą poświęcić im czas, są sprawnie eliminowane. W świecie bez platformy Valve nie jest to niestety takie łatwe.
W sytuacji, gdyby ofiarą cyfrowej apokalipsy stał się tylko Steam, twórcy wpadliby w panikę - zniknęłoby ich główne źródło utrzymania, pojawiłoby się więcej niezadowolonych odbiorców. Co gorsza, nawet jeśli GOG czy Humble pozostałyby na rynku, nie mogłyby zbytnio pomóc.
Wersja DRM może różnić się od wydania bez zabezpieczeń na tyle, że zaaplikowanie łatki potrafi być nieco przesunięte w czasie dla różnych platform. Mówiąc prościej, posiadacze gier ze Steama mogliby utracić dostęp do aktualizacji dostępnych na innych platformach.
Ciężko też powiedzieć, czy zaaplikowanie łatki dla steamowej gry w trybie offline byłoby równie proste, można jednak mieć pewność co do jednego - szansa, że wszyscy użytkownicy otrzymają poprawki błyskawicznie spada w tej sytuacji niemal do zera.
Problemy prawne
Warto pamiętać też, że zamknięcie usługi nie daje nam prawa do jakichkolwiek roszczeń w sprawie utraconych gier. Zgodnie z regulaminem Steam jedynie wypożyczamy gry od Valve, co oznacza, że w wypadku problemów stracimy je tak samo, jak muzykę na Spotify czy filmy na Netfliksie. Różnica polega na tym, że w żadnym z pozostałych serwisów nie wydaliśmy tysięcy złotych.
Wszystkie gry w cyfrowych bibliotekach mogą więc przepaść bez śladu, a my nic na to nie poradzimy. Jedyne, co możemy robić, to liczyć że Valve pozostanie z nami na zawsze - lub jego konkurencja, ta nie lubiąca DRM i ceniąca sobie kontakt z klientami, szybko wzrośnie w siłę.